Nie ma nic cenniejszego niż następne pokolenie – dzieci i młodzież. Jak się jednak okazuje, mało wiemy o tych, których rzekomo tak bardzo cenimy. „Patointeligencja”, klip młodego rapera Maty, wywołał prawdziwą burzę – trafił nawet do materiału o sędziach w „Wiadomościach” TVP.
Chłopak, syn znanego prawnika, z bogatej rodziny i prestiżowego liceum, śpiewa o tym, co robi z nudów bananowa młodzież: narkotyki, picie, imprezy i seks. Obok ocen, czy to prawda, czy nie, na portalach społecznościowych toczą się długie dyskusje – głównie w gronie 40-latków – jak było za dawnych czasów.
Dlaczego ten utwór tak się przebił? Między innymi dlatego, że nie śpiewa go ziomek z blokowisk, tylko chłopczyk w płaszczyku znanej polskiej firmy, która sponsorowała klip rapera obwołanego głosem pokolenia.
W odbiorze „Patointeligencji” ważniejsza jednak jest niewiedza. Niektórych ogarnęło lękliwe podejrzenie, że przynajmniej jakaś część jej passusów jest prawdziwa. Jak np. ten, w którym szkolna wycieczka staje się dla jakiejś dziewczyny okazją do zaliczenia pierwszego ménage à trois. Albo ten, w którym młodzież znajduje alternatywne zastosowanie toalety dla niepełnosprawnych w jednym z warszawskich centrów handlowych.
Nie chodzi więc o to, czy „Patointeligencja” jest wiernym opisem, rzeczywistości czy zbiorem licealnych fantazji. Ona może być prawdziwa, ale nikt nie jest w stanie ocenić, w jakim stopniu. Nikt nie jest też w stanie wskazać palcem: „Tak, tutaj, słyszycie? To się dzieje cały czas!”.
Ta niewiedza jest dość dziwna, biorąc pod uwagę, że poza paroma momentami utwór nie opowiada o zjawiskach nad Wisłą nieznanych (proszę jednak zwrócić uwagę, że w piosence nie ma mowy, by ktoś palił papierosa!). W „Patointeligencji” każdy eksces jest za to bardziej, mocniej i dalej, niż to – jak podejrzewaliśmy – ma miejsce. I znów nikt nie jest w stanie powiedzieć, na ile Mata się zgrywa, a na ile przywołuje obrazy z własnego doświadczenia.
Prawda jest taka, że o młodych wiemy mało. W obliczu niedrożności tradycyjnych kanałów komunikacji – w końcu młodzieżowa omerta jest jedną z najbardziej fundamentalnych zasad bycia młodym człowiekiem, wymyśloną na długo przed hasłem „co było w Vegas, zostaje w Vegas” – rolę informatora powinna przejąć nauka. Tak, nauka – jedyna droga, aby dyskusję o „Patointeligencji” oczyścić ze stwierdzeń typu „u mojej córki w szkole tak nie jest”.
Z prowadzonych przez CBOS wraz z Krajowym Biurem ds. Przeciwdziałania Narkomanii badań „Młodzież” wynika, że zarówno narkotyki, jak i alkohol są w szkole raczej marginalnymi zjawiskami. O ile w 1998 r. 14 proc. licealistów deklarowało, że narkotyki zażywane są wśród nich bardzo często lub dosyć często, o tyle w 2018 r. było to 7 proc. Podobnie z alkoholem (18 proc. wobec 9 proc.). Wbrew sugestiom „Patointeligencji” młodzież znacznie częściej pali też papierosy niż inne rzeczy – w ubiegłym roku 63 proc. młodych wskazywało, że tytoń w szkole to norma (chociaż mniej niż 79 proc. przed dwiema dekadami).
Kiedy niedawno zbieraliśmy materiały do tekstu o życiu miłosnym młodych ludzi (tekst w nadchodzącym świątecznym magazynie), uderzyło nas, jak niewiele nauka w Polsce ma do powiedzenia na ten temat. Jeśli są jakieś badania, to wyrywkowe, niemiarodajne. Porównując je z anglojęzycznymi publikacjami, można zobaczyć, że jesteśmy daleko w tyle. Brakuje dobrych analiz, np. co niesie ze sobą zupełnie inny sposób spędzania wolnego czasu przez młodych i jak w związku z tym zmieniło się formowanie relacji między nimi.
W tym sensie postawę dorosłych wobec młodych charakteryzuje „patoambiwalencja”: z jednej strony deklaracje, że nie ma nic cenniejszego, z drugiej – poznawczy niedostatek. A przecież kilka dni temu na fali piosenki powstał na stronie www.opowiadane.com opis młodzieży bazujący na międzynarodowych badaniach HBSC (Health Behaviour in School-aged Children), prowadzonych od 20 lat pod auspicjami Światowej Organizacji Zdrowia, oraz danych Komendy Głównej Policji i Głównego Urzędu Statystycznego. Autor wskazuje, że jeżeli chodzi o seks, wiadomo choćby to, że ciąż u nastolatek jest dziś dwa razy mniej niż jeszcze siedem lat temu. Odnotowuje się też więcej prób samobójczych wśród młodzieży, ale mniej niż jeszcze jakiś czas temu.
Badania badaniami, ale „Patointeligencja” uderzyła w inny czuły punkt wielkomiejskich 40-latków. Nie chodzi o to, że ich dzieci piją, palą, narkotyzują się i uprawiają seks (jak się okazuje, głównie z nudów), lecz o ostatnie wersy tej ballady: „Zacząłem tu robić te rapy, bo miałem już dość tego piękna i ciepła [...] I pierdolę mamę i tatę za to, że oddaliby mi nerki, wątroby i serca”. To puenta trwających od lat dyskusji, przekładających się na stosy poradników na temat tego, jak wychowywać dzieci. Dodatkowy angielski, zajęcia sensoryczne i opiekunka czy może klucz na szyi i wolność, jak za PRL.
Pustą obietnicą mogą się bowiem okazać teorie, zgodnie z którymi wsłuchiwanie się w potrzeby dzieci i młodzieży zaowocuje wychowaniem pięknego, wolnego od problemów, nowego pokolenia. Rodzice mogą powiedzieć „sprawdzam”. Dzieci wychowane zgodnie z nowymi trendami dorosły, karty zostały wyłożone na stół – i nie są satysfakcjonujące. A co najmniej niepokojące.
„Patointeligencja” nie jest piosenką o dzieciach, tylko o dorosłych.