Prezydent rzuca wyzwanie bezdomności. Najprawdopodobniej jednak ofiarą jego najnowszej batalii padną sami bezdomni.
W ubiegłym tygodniu przedstawiciele administracji odwiedzili Skid Row w Los Angeles, jedno z największych obozowisk w USA, gdzie koczują ludzie pozbawieni dachu nad głową. Po wizycie Biały Dom ogłosił, że tabor będzie zlikwidowany, a przebywające w nim osoby umieszczone w specjalnych ośrodkach.
– Jak wielu Amerykanów, prezydent Trump zwraca uwagę na kryzys wywołany przez rosnącą bezdomność, szczególnie w miastach zarządzanych przez lewicowych samorządowców, których rządy doprowadziły do wzrostu poziomu biedy oraz zagrożeń dla zdrowia publicznego – oświadczył rzecznik Białego Domu Judd Deere. Wcześniej na jednym z wieców w Ohio Donald Trump ogłosił, że połowa bezdomnych w USA znajduje się w Kalifornii. Rzeczywiście Los Angeles i San Francisco notują gwałtowny wzrost bezdomności, ale z problemem borykają się też inne metropolie z dużą afroamerykańską społecznością, jak Detroit czy Baltimore, oraz białe miasteczka w Wirginii Zachodniej i Kentucky.
W lipcu w rozmowie z telewizją Fox News prezydent mówił o społecznych i politycznych konsekwencjach bezdomności. – Nie możemy niszczyć naszych miast. Mamy ludzi, którzy pracują tam w biurowcach i żeby dostać się do budynku, muszą patrzeć na sceny, w które trzy lata temu nikt by nie uwierzył – powiedział Trump. Włodarze obydwu kalifornijskich metropolii są jednak sceptyczni wobec planów władz federalnych.
– Biały Dom chce likwidować obozowiska, ale nie zaproponował nic w zamian. Nie wiadomo, gdzie są te „specjalne ośrodki”, o których wspomniano. Potrzebujemy pomocy władz w Waszyngtonie, ale przy budowie tanich mieszkań komunalnych. To by rozwiązało problem, a nie rozpędzanie czy zatrzymywanie ludzi – oświadczyła burmistrz San Francisco London Breed. Gospodarz Los Angeles Eric Garcetti wystosował list do Trumpa, w którym użył ostrożniejszych słów. „Jeśli jest pan gotów na współpracę z lokalnymi liderami, to i pan, i pana rząd możecie wiele zrobić, by przeciwdziałać narodowej epidemii bezdomności. Problem zaczął się dużo wcześniej niż pana i moja kadencja” – napisał.
Pomysł likwidacji obozowisk bez propozycji, gdzie umieścić koczujących w nich ludzi, rozdrażnił aktywistów z Zachodniego Wybrzeża. – Trump chce zatrzymywać ludzi, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa. Byłoby to naruszenie podstawowych praw obywatelskich. Chyba że uchwaliłoby się federalne przepisy penalizujące bezdomność. To brzmi strasznie z perspektywy wartości zachodniej cywilizacji, ale nie jest niemożliwe – mówi nam Bill Kennedy z Regionalnej Koalicji Walki z Bezdomnością z Sacramento. – Burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani w latach 90. walczył z mieszkańcami miasta, którzy stracili dach nad głową. Stworzył kategorię „wykroczenia przeciwko komfortowi życia”, co sprowadzało się do czyszczenia ulic z bezdomnych, którzy jego zdaniem obniżali ten komfort dla innych. Gdyby Trump się na coś takiego zdecydował, od razu pójdziemy z tym do sądu – dodaje. Dlaczego prezydent wybrał sobie na cel akurat Kalifornię? Zdaniem publicystów „New York Timesa” Trump chce obciążyć winą za obniżanie się poziomu życia polityków Partii Demokratycznej, którzy rządzą w dużych miastach, a tym samym odwrócić uwagę od błędów swojego rządu.
O ironio, dobra koniunktura powoduje wzrost bezdomności, bo w dużych miastach szybko rosną stawki za wynajem, na które nie stać najbiedniejszych. Specyfiką bezdomności w San Francisco jest to, że najwięcej ludzi bez dachu nad głową pochodzi z klasy średniej. Są wykształceni i być może jeszcze niedawno dobrze sobie radzili. Dolina Krzemowa miała być stolicą współczesnego american dream, a dla wielu stała się piekłem na ziemi. Jest też duża grupa ludzi, których od bezdomności dzieli jedna pensja albo chwilowy kredyt pomostowy. Według danych federalnego resortu mieszkalnictwa bez dachu nad głową jest 553 tys. Amerykanów, czyli 0,17 proc. populacji. 60 proc. z nich to mężczyźni.