Podkarpaccy liderzy Platformy Obywatelskiej Zdzisław Gawlik i Polskiego Stronnictwa Ludowego Mieczysław Kasprzak są zadowoleni z wyniku niedzielnych wyborów i poparcia, jakie uzyskała w regionie lista Koalicji Europejskiej. Zapowiadają jeszcze cięższą pracę przed następnymi wyborami.

Liderem podkarpackiej listy KE był pochodzący z woj. świętokrzyskiego Czesław Siekierski, który reprezentował PSL; zdobył w niedzielę ponad 38 tys. głosów. Mandat z tej listy uzyskała jednak startująca z ostatniego miejsca Elżbieta Łukacijewska (PO), na którą głosowało ponad 40 tys. osób. Wybory do PE na Podkarpaciu wygrało PiS uzyskując 65,07 proc., druga jest KE – 21,56 proc.

Gawlik powiedział PAP, że jest zadowolony z wyniku. "Trudno nie być zadowolonym z wyniku, skoro mandat do PE, który był, został utrzymany. A zwłaszcza liczba głosów, która została oddana listę KE, w porównaniu do poprzednich wyborów do PE, gdzie głosy były oddane na PSL, SLD i PO jest większa o ok. 40 tys. Trudno nie być zatem zadowolonym” – powiedział szef podkarpackiej PO.

Zdaniem Gawlika niezadowalający jest jednak poziom poparcia list KE. „Uzyskanie ponad 21-procentowego poparcia nie jest satysfakcjonujące. To jest powód do dalszej ciężkiej pracy. Trzeba poprawić to, co nie było dobrze zrobione i jeszcze więcej pracować” – dodał.

Pytany czy wystawienie na pierwszym miejscu kandydata, który pochodzi z innego regionu nie było błędem, Gawlik odpowiedział, że „taka jest cena budowania koalicji”. „Reguły ustalane były na poziomie krajowym i tak się ułożyło, że na Podkarpacie został skierowany ktoś z zewnątrz. Mnie jako członka partii, która jest w koalicji, nie pozostawało nic innego, jak uszanować to, co zostało podjęte na poziomie krajowym” – powiedział Gawlik.

Do wyników niedzielnych wyborów odniosła się również na konferencji prasowej Elżbieta Łukacijewska, która mówiła m.in., że jednym z powodów słabego wyniku KE było ułożenie list, które, w jej opinii „nie było najszczęśliwsze”. Zauważyła, że tylko 10 mandatów do PE przypadło działaczom PO.

„Największą cenę za utworzenie koalicji zapłaciła zatem Platforma Obywatelska. Tę cenę pewnie trzeba było ponieść, natomiast analiza powinna też wykazać czy akurat to ułożenie list sprzyjało optymalnemu sukcesowi i wynikowi, jaki mogliśmy osiągnąć jako KE. Ja uważam, że mogło być lepiej” – powiedziała.

Na pytanie czy szef PO Grzegorz Schetyna powinien podać się do dymisji, odpowiedziała, że nie jest w zarządzie partii. „To gremium musi przemyśleć sytuację, co się wydarzyło, że siedmioma punktami przegraliśmy. Myślę też, że bez wyciągnięcia wniosków nie da się zrobić naprawdę takiego milowego kroku do przodu. Wszystkim nam dzisiaj potrzeba odwagi, dobrych decyzji i potem ciężkiej pracy z ludźmi w terenie” – uważa posłanka.

W ocenie Łukacijewskiej na listach KE i PO w następnych wyborach powinni znaleźć się ludzie, którzy są prawdziwymi liderami, którzy potrafią przyciągnąć wyborców.

Oprócz zmian personalnych ważna jest, zdaniem europosłanki, praca u podstaw. „Bez spotkań z ludźmi na dole, bez tej odwagi wyjścia na ulicę, rozmawiania, przyjmowania też trudnych pytań i często wielu uwag, żeby nie powiedzieć oskarżeń - nie da się wygrywać. Trzeba być, trzeba też czuć pokorę i nastroje ludzkie” – mówiła Łukacijewska.

Z kolei lider podkarpackich ludowców Mieczysław Kasprzak zaznacza, że w tegorocznych wyborach do PE w regionie Polskie Stronnictwo Ludowe miało „o 10 tys. głosów wynik lepszy niż pięć lat temu”. „Dużo nie brakło, a PSL w regionie miałoby mandat. Myślę, że Czesław Siekierski grał bardzo uczciwie i bardzo spokojnie. Nie zachowywał się emocjonalnie” – powiedział PAP Kasprzak.

Dodał, że „jest to dobry prognostyk przed wyborami jesiennymi”. Kasprzak pytany o dalszy udział Stronnictwa w KE powiedział, że o tym w piątek i sobotę będą dyskutować gremia kierownicze tej partii. „Trzeba się poważnie zastanowić” – dodał.