Było duże zagrożenie dla osób przebywających w budynku - oceniła białostocka prokuratura, która oskarżyła dwie osoby w związku z podłożeniem i eksplozją urządzenia wybuchowego w jednym z pasaży handlowych w mieście. W ocenie biegłych, gdyby wybuchł pożar, mogli zginąć ludzie.

Zdarzenie miało miejsce 3 września ub. roku w pasażu handlowym w centrum Białegostoku. Policja informowała wówczas wstępnie, że doszło do eksplozji wywołanej użyciem prymitywnego urządzenia wybuchowego; nikt nie został ranny, nie była konieczna ewakuacja pracowników czy klientów.

Ostatecznie zarzuty usłyszało dwóch mężczyzn. 36-letni pracownik sklepu komputerowego twierdzi, że przygotował ładunek wybuchowy, składający się m.in. z petard, na zlecenie 66-letniego administratora budynku, za co miał dostać 300 zł. To administrator miał ów ładunek zdetonować.

Według Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ, która w śledztwie posiłkowała się opiniami różnych biegłych, eksplozja mieszaniny pirotechnicznej, w połączeniu ze znajdującymi się w pobliżu butelkami z łatwopalną substancją, w przypadku pożaru byłaby dużym zagrożeniem dla życia i zdrowia ludzi oraz dla mienia.

Z ustaleń śledztwa wynika też, iż starszy z mężczyzn, który do zarzutów nie przyznaje się, chciał poprzez pozorowany "zamach" wzbudzić zainteresowanie sobą i współczucie u użytkowników pasażu, skarżących się na sposób, w jaki administruje on lokalami w tym budynku.

Sprawą zajmie się Sąd Rejonowy w Białymstoku. Oskarżonym grozi do ośmiu lat więzienia.(PAP)

autor: Robert Fiłończuk