Prawdopodobnie w czwartek ogłosimy swój sposób na rozwiązanie problemu jawności wynagrodzeń w NBP - zapowiedział lider Kukiz'15 Paweł Kukiz. Dodał, że chciałby, aby ostateczna zmiana przepisów w tej sprawie zawierała "najbardziej wartościowe" elementy ze wszystkich zgłoszonych projektów.

W środę rzeczniczka PiS Beata Mazurek poinformowała, że PiS przedstawi projekt ustawy, która wprowadzi jawność wysokości wynagrodzeń w Narodowym Banku Polskim zarówno obecnego zarządu, jak i poprzednich; ustali ona również górną granicę zarobków osób zajmujących funkcję kierownicze w NBP. Wcześniej swój projekt w sprawie jawności zarobków m.in. w NBP zaprezentowała PO.

W czwartek w Polsat News Paweł Kukiz był pytany, czy jego klub także przygotował swoją propozycję zmian.

"Tak, przygotowujemy swoja propozycję. Prawdopodobnie dziś będziemy mogli ogłosić swoją wersję, swój sposób na rozwiązanie tego problemu" - odpowiedział Kukiz.

Na uwagę, że każdy klub będzie miał własny projekt polityk ocenił, że "byłoby dobrze, gdyby z tych wszystkich projektów wyciągnąć najbardziej wartościowe rzeczy" i scalić w jeden, kompletny projekt.

Kukiz był też pytany czego spodziewa się po pracach parlamentarnych nad tymi projektami. "Będzie kłótnia, będzie +darcie japy+ z mównic sejmowych, będzie wzajemne oskarżanie się i licytacja: +myśmy więcej kradli, czy wy więcej kradniecie+, bo taki mamy ustrój, który to umożliwia" - powiedział. Zaznaczył, że nie rozmawiał z PiS o swoim projekcie, bo "PiS nie bardzo jest chętny do jakichkolwiek rozmów".

Mimo to - ocenił - "trzeba przyjąć ustawę, która w jakiś sposób spowoduje kontrolę nad siatką płac w instytucjach w praktyce publicznych".

Kukiza proszono też o ocenę środowej wypowiedzi prezesa NBP Adama Glapińskiego, że w mediach "szczególnie się uczepiono dwóch pań dyrektor" i że było to "haniebne, brutalne, prymitywne, seksistowskie pastwienie się nad dwoma matkami". "To jest dopiero jazda, ale jakoś się muszą bronić" - powiedział Kukiz.

Pod koniec grudnia ub.r. "Gazeta Wyborcza" donosiła o dwóch współpracownicach prezesa NBP Adama Glapińskiego - szefowej departamentu komunikacji i promocji Martynie Wojciechowskiej oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Gazeta napisała wówczas, że zarobki Martyny Wojciechowskiej wynoszą ok. 65 tys. zł, "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami", czemu bank zaprzeczył. Według najnowszych doniesień medialnych pensja Wojciechowskiej wynosić może nawet ok. 80 tys. zł miesięcznie.

Na środowej porannej konferencji prasowej, zastępca dyrektora departamentu kadr w NBP Ewa Raczko mówiła, że "żaden z dyrektorów w NBP nie otrzymuje powszechnie i nieprawdziwie podawanego w mediach miesięcznego wynagrodzenia w wysokości ok. 65 tys. zł bądź wyższej". Dodała, że środki na wynagrodzenia w NBP stanowią część ogółu środków NBP i nie pochodzą z budżetu państwa.

Oświadczyła, że nie poda miesięcznego wynagrodzenia z PIT-u dyrektor Wojciechowskiej, "bo nie przygotowane jest w oświadczeniu". "Pewne granice prezentowania informacji są" - powiedziała Raczko. "Na pewno nie zarabia - powtórzyć mogę - rewelacyjnych 65 tys. zł miesięcznie" - dodała.