Była francuska ambasador Salome Zurabiszwili i były gruziński szef MSZ Grigol Waszadze zmierzą się w środę w II turze wyborów prezydenckich w Gruzji. W pierwszej turze, która odbyła się miesiąc temu, różnica poparcia dla kandydatów wyniosła mniej niż 1 pkt proc.

Zurabiszwili, kandydatka niezależna wspierana przez rządzące Gruzińskie Marzenie, uzyskała w pierwszej turze 38,64 proc. głosów, a Waszadze, zgłoszony przez opozycyjny Zjednoczony Ruch Narodowy, założony przez byłego prezydenta Micheila Saakaszwilego - 37,74 proc.

Kampania wyborcza przebiegała pod znakiem wzajemnych oskarżeń i czarnego PR. Marzyciele twierdzili, że opozycja planuje rewolucję, a opozycjoniści oskarżali rządzących o sianie strachu i nienawiści w kraju. Zurabiszwili oznajmiła, że opozycja przygotowuje się do trzeciej tury wyborów - na ulicach.

Urodzona w Paryżu w rodzinie gruzińskich uchodźców politycznych Zurabiszwili przez około 30 lat pracowała we francuskim MSZ. W 2003 roku objęła stanowisko ambasadora Francji w Gruzji. Rok później stanęła na czele gruzińskiego MSZ w rządzie Saakaszwilego. Wśród głównych zasług Zurabiszwili jako szefowej MSZ media wymieniają jej wkład w proces negocjacyjny i osiągnięcie porozumienia w sprawie wycofania rosyjskich baz z terytorium Gruzji. By móc kandydować, Zurabiszwili zrzekła się francuskiego obywatelstwa.

Przeciwnicy Zurabiszwili przypominają, że kandydatka powiedziała, że to Gruzini wywołali wojnę z Rosją w 2008 r. Zurabiszwili zaznacza jednak, że wypowiedź ta została wyrwana z kontekstu. Kiedy w czasie przedwyborczej kampanii wokół tych słów wybuchł skandal, była francuska ambasador tłumaczyła, że agresorem była Rosja, ale "bezmyślne i zdradzieckie działania Saakaszwilego i jego otoczenia stanowiły przesłankę dla realizacji scenariusza (Władimira) Putina". Na niektórych plakatach wyborczych Zurabiszwili pojawiały się napisy "Zdrajczyni" i "Projekt Putina".

60-letni Waszadze, były szef gruzińskiej dyplomacji, w czasie kampanii wyborczej obiecał rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych i sformowanie nowego koalicyjnego rządu. Podkreślił też, że przebywający za granicą były prezydent Saakaszwili, na którym w kraju ciążą wyroki m.in. za nadużycie władzy, powinien mieć prawo powrotu do Gruzji.

Waszadze, szef MSZ Gruzji w latach 2008-2012, do 1988 roku pracował w MSZ ZSRR, m.in. w departamencie zajmującym się kosmosem i bronią nuklearną. Jego oponenci wskazują, że praca na tak ważnym stanowisku nie mogła odbywać się bez współpracy z KGB. Wątek ten przewijał się w czasie kampanii wyborczej - na części plakatów wyborczych Waszadzego pojawiły się czerwone napisy "KGB". Po rozpadzie ZSRR Waszadze otrzymał obywatelstwo Federacji Rosyjskiej. Jego przeciwnicy podkreślają, że zrzekł się rosyjskiego obywatelstwa dopiero w 2009 roku. Zwolennicy Waszadzego określają te oskarżenia jako "absurdalne" i podkreślają, że w czasie swojej politycznej działalności kandydat zawsze bronił interesów Gruzji.

W niedzielę, na trzy dni przed wyborami, na placu Wolności w centrum Tbilisi doszło do demonstracji przeciwników Waszadzego, zorganizowanej przez opozycyjną partię Sojusz Patriotów Gruzji, określaną jako prorosyjska. Uczestnicy akcji wznosili hasła: „Nie dla nazizmu”, „Nie dla Zjednoczonego Ruchu Narodowego” i nawoływali do głosowania na Zurabiszwili. Według różnych szacunków w akcji wzięło udział od 60 do 100 tys. osób.

Trzy partie opozycyjne - Europejska Gruzja, Girczi oraz Partia Republikańska - wezwały swoich zwolenników do oddania głosów w II turze na Waszadzego. Dawit Bakradze, który zajął trzecie miejsce w pierwszej turze, obiecał udzielenie poparcia Waszadzemu.

Według sondażu firmy Edison Research, przeprowadzonego na zlecenie kanału Rustawi 2, na Waszadzego zagłosowałoby w drugiej turze 37 proc. ankietowanych. Na Zurabiszwili swój głos oddałoby 35 proc. uczestników badania.

Są to ostatnie bezpośrednie wybory prezydenckie w Gruzji. Od 2024 roku prezydenta będzie wybierać kolegium, składające się z 300 delegatów - 150 parlamentarzystów i 150 przedstawicieli miejscowych władz. Prezydent zostanie wybrany na sześć lat.

Z Tbilisi Natalia Dziurdzińska (PAP)