Roman B. nie jest już członkiem Towarzystwa Chrystusowego, nie jest też osobą duchowną – poinformował w poniedziałek PAP rzecznik chrystusowców ks. Jan Hadalski. Jak dodał, administracyjny proces karny ks. Romana B. zakończył się jego wydaleniem ze stanu duchownego.

"Gazeta Wyborcza" poinformowała w poniedziałek, że wyrokiem poznańskiego sądu okręgowego Towarzystwo Chrystusowe musi zapłacić kobiecie, która w dzieciństwie była gwałcona przez księdza Romana B. milion złotych zadośćuczynienia i 800 zł miesięcznie dożywotniej renty.

Sprawa duchownego została nagłośniona w ubiegłym roku. Ks. Roman B. miał wywieźć od rodziców 13-letnią wówczas Katarzynę, więzić ją i gwałcić przez kilkanaście miesięcy. Gazeta napisała, że mimo iż zapadł wyrok skazujący w tej sprawie, Roman B. pozostał księdzem. Natomiast poszkodowana kobieta wytoczyła proces także zgromadzeniu.

Rzecznik chrystusowców ks. Jan Hadalski poinformował w poniedziałek PAP, że administracyjny proces karny ks. Romana B. zakończył się jego wydaleniem ze stanu duchownego.

"Dekret wydalający został wystawiony 19 grudnia 2017 roku. Oddzielny proces dotyczył wydalenia ze zgromadzenia i dekret wydalający nosi datę 25 czerwca 2018 roku. Roman B. nie jest więc już ani osobą duchowną ani członkiem Towarzystwa Chrystusowego" – podał rzecznik.

Jak podkreśliła w poniedziałek gazeta, styczniowy wyrok ws. zadośćuczynienia i renty dla kobiety jest przełomowy, ponieważ przesądził odpowiedzialność cywilną Kościoła. Apelację złożył pełnomocnik zgromadzenia. Rozpatrzy ją w czwartek Sąd Apelacyjny w Poznaniu.

Pełnomocnik Towarzystwa Chrystusowego adwokat Krzysztof Wyrwa powiedział PAP w poniedziałek, że "na gruncie obowiązujących przepisów prawa w Polsce", nie można przenosić odpowiedzialności za czyny karalne ze sprawcy na kościelne osoby prawne.

"Sprawcy tych czynów dopuszczają się ich na własny rachunek i ponoszą osobistą odpowiedzialność przed ofiarami, które skrzywdzili oraz przed prawem" - dodał. Jak zaznaczył, w sprawie czynów karalnych, których dopuściły się osoby duchowne należy podkreślić, że stanowisko Kościoła i podejście prawne są niezmienne.

"Takie czyny są haniebne i winny być ścigane, a ich sprawcy ukarani. Osoby te, w ramach wewnętrznych kościelnych postępowań prawnych – zgodnie z Kodeksem Prawa Kanonicznego i innymi normami prawnymi – są konsekwentnie zawieszane w czynnościach kapłańskich lub wydalane ze stanu duchownego" – podkreślił.

W uzasadnieniu wyroku, do którego dotarła gazeta, sąd stwierdził m.in., że Roman B. "wykorzystał swoją pozycję zawodową jako ksiądz" - poznał dziewczynkę na lekcji religii, zapraszał na plebanię, czyli do "miejsca służbowego".

"Gdyby nie uczył religii, gdyby nie był księdzem, to do jego spotkania z pokrzywdzoną w ogóle by nie doszło. Gdyby nie wykorzystał swojej funkcji księdza do zdobycia zaufania pokrzywdzonej, szkoda nie zostałaby wyrządzona" – podkreślił sąd.

W ub. roku media informowały, że ks. Roman B. w trakcie posługi w jednej z miejscowości w woj. zachodniopomorskim molestował seksualnie 13-letnią dziewczynkę. Według mediów miał ją podstępnie wywieźć od rodziców, więzić i gwałcić przez kilkanaście miesięcy. W jego komputerze śledczy mieli znaleźć także treści pedofilskie i korespondencję z innymi dziećmi. Mężczyzna został aresztowany w 2008 r.

Ksiądz Roman B. został skazany w 2009 roku na osiem lat więzienia. Obrońcy odwołali się od decyzji sądu i sprawa trafiła do ponownego rozpatrzenia. W sądzie Roman B. miał przyznać się do kilkudziesięciu przestępstw seksualnych, ale zaprzeczał biciu ofiary i planowaniu działań z góry. Sąd podjął wówczas decyzję o zmniejszeniu kary do 4,5 roku leczenia psychiatrycznego na oddziale szpitalnym w zakładzie karnym. W 2010 r. wyrok został złagodzony o pół roku. Ksiądz wyszedł na wolność dwa lata później.