Polska na poniedziałkowym spotkaniu ministrów ds. energii krajów Unii Europejskiej w Luksemburgu zaapelowała o przyspieszenie prac nad nowelizacją dyrektywy gazowej, która wymierzona jest w projekt gazociągu Nord Stream 2.

Do apelu dołączyło 10 innych krajów UE; z kolei przeciwko szybkim pracom wypowiedziały się cztery państwa, w tym Niemcy.

Choć Parlament Europejski przedstawił już swoje stanowisko w sprawie nowych przepisów, to w Radzie UE prace toczą się wolno. Za tempo odpowiada prezydencja bułgarska. Bułgarzy tłumaczą to m.in. tym, że istnieją wątpliwości prawne co do kształtu nowych przepisów, a to wpływa na różnice zdań wśród krajów unijnych.

"Polska podniosła kwestie nowelizacji dyrektywy gazowej i konieczności jak najszybszego przejścia do fazy politycznej. Zostaliśmy w tym poparci. W sumie 11 krajów, razem z Polską, opowiedziało się za tym, że dyrektywa gazowa jest już projektem, który należałoby skierować do dyskusji politycznej" – powiedział wiceminister energii Michał Kurtyka.

Dodał, że jest to "ważny sygnał dla bułgarskiej prezydencji, która dzierży w swoich dłoniach przyszłość tego dokumentu".

Kurtyka zaznaczył, że część krajów uważa inaczej niż te 11, które opowiedziało się za szybkim procedowaniem. "To są cztery kraje. Nie będzie żadnym zaskoczeniem, (...) jeśli powiem, że w tej grupie są Niemcy" – dodał.

Według źródeł PAP przeciwko szybkiemu procedowaniu dyrektywy wypowiedziały się także: Austria, Belgia i Holandia.

Projekt dyrektywy ma kluczowe znaczenie dla europejskiego rynku gazu - wprowadzone zmiany mają jednoznacznie wskazać, że podmorskie części gazociągów na terytorium UE podlegają przepisom trzeciego pakietu energetycznego. Jeśli takie przepisy zostałyby przyjęte, to mogłyby zagrozić opłacalności projektu Nord Stream 2. To jednak gra z czasem, bo budowa gazociągu już się rozpoczęła, a praca nad nowymi przepisami idzie opieszale. Część ekspertów wskazuje, że spowolnienie prac może spowodować, iż gazociąg powstanie, zanim nowe prawo wejdzie w życie.