Prezydent Francji Emmanuel Macron pragnie jak najszybciej wprowadzić poprawki do konstytucji. Według źródła radia Europe1 zamierza on przeprowadzić reformę konstytucyjną "nawet jeśli trzeba będzie zetrzeć się z Senatem czy rozpisać referendum".

Reforma konstytucyjna przewiduje zmniejszenie liczby deputowanych i senatorów, ograniczenie ich mandatów do trzech kolejnych kadencji i wprowadzenie "dozy proporcjonalności" do większościowej obecnie ordynacji wyborczej. Ma ona objąć również zmiany w Najwyższej Radzie Sądownictwa i znieść Trybunał Sprawiedliwości Republiki, jedyny sąd, który może sądzić członków rządu obwinianych o wykroczenia i przestępstwa podczas sprawowania urzędu.

Rząd zapowiada również, że nowe artykuły ustawy zasadniczej "zwiększą środki kontroli i oceny rządu przez parlament", ale francuscy konstytucjonaliści sceptycznie podchodzą do tej obietnicy.

Prawnicy bardzo krytycznie wyrażają się o innych pomysłach poprawek, w tym do wprowadzenia do konstytucji nakazu przeciwdziałania globalnemu ociepleniu.

"Wiemy mniej więcej, jaka ma być zawartość reformy, ale nie mamy pojęcia, jak zostanie ona przeprowadzona" – cytował dziennik "Le Monde" "ważnego członka większości parlamentarnej". Źródło z otoczenia francuskiej kancelarii premiera przekazało radiu Europe1, iż Macron zamierza wprowadzić zmiany w konstytucji "za wszelką cenę, nawet jeżeli trzeba będzie zetrzeć się z Senatem czy rozpisać referendum".

Macron mówił jako kandydat na prezydenta, by "zawsze dyskutować i jednocześnie działać". Wielu francuskich komentatorów zauważa, że władze wykonawcze dyskutują, konsultują, pertraktują, po czym robią to, co postanowiły od początku.

Francuski premier Edouard Philippe rozpoczął we wtorek konsultacje w sprawie zmian w konstytucji z szefami stronnictw reprezentowanych w parlamencie.

Pierwszy rozmawiał z premierem Marc Fesneau, przewodniczący deputowanych z centrowego ugrupowania MoDem, którzy na ogół głosują tak samo, jak prezydencka partia Republique en Marche (REM). Po spotkaniu powiedział, że "rząd może zmienić stanowisko w pewnych sprawach". Wymienił wśród nich kwestię "liczby parlamentarzystów".

Prawicowa opozycja z przewodniczącym Senatu Gerardem Larcherem zdecydowanie przeciwstawia się poważnemu zmniejszeniu liczby parlamentarzystów i ograniczeniu ich mandatów do trzech kadencji.

Larcher twierdzi, że podobnie jak "doza proporcjonalności" spowoduje to "oderwanie przedstawicieli narodu od wyborców" i pozbawi reprezentacji parlamentarnej mieszkańców terenów wiejskich i niewielkich miast.

"Nie ma mowy o ustępstwach w sprawie liczby parlamentarzystów i ograniczenia kadencji. To są dwie obietnice z kampanii (prezydenckiej), które muszą być dotrzymane" – powiedział przewodniczący grupy LRM w senacie Francois Patriat.

Zmiana konstytucji odbywa się we Francji według dość skomplikowanej procedury. Poprawki muszą być najpierw przyjęte w tym samym brzmieniu przez Senat i Zgromadzenie Narodowe (izba niższa). Następnie większością trzech piątych głosów uchwalić je muszą wspólnie obie izby zebrane w Kongres Parlamentu Francuskiego. Inną metodą zmian w konstytucji jest referendum.

Według cytowanych przez media doradców prezydenta "referendum to nie jest opcja na czasie", ale taki scenariusz "nie jest wykluczony". Komentatorzy zwracają uwagę, że w referendum Francuzi na ogół nie odpowiadają na postawione pytanie, ale oceniają całość polityki rządu.

Dziennik "Le Monde" sugerował we wtorek, że eksperci rządowi zastanawiają się obecnie nad możliwością wprowadzenia pewnych zmian ustawami, bez poprawek w konstytucji. Według tej gazety rząd przedstawi projekt zmian konstytucyjnych w kwietniu, a parlament rozpocznie debatę na jesieni.

Zdaniem większości obserwatorów, niezależnie od przeszkód proceduralnych dobra koniunktura gospodarcza połączona z poważniejszym niż się spodziewano zwiększeniem wzrostu gospodarczego i zmniejszeniem bezrobocia stwarza dobry klimat do utrzymania zdecydowanego tempa reform zaplanowanych przez Macrona.

Z Paryża Ludwik Lewin (PAP)