W ten piątek Wilno obchodzi setną rocznicę odzyskania niepodległości. To okazja do promocji kraju.
Głównym punktem obchodów będzie ceremonia na placu Dowkonta w Wilnie, przy którym stoi pałac prezydencki. W samo południe zostaną podniesione flagi trzech państw nadbałtyckich, będą salwa honorowa, pokazy lotnicze, w całym kraju zabiją dzwony.
Udział w święcie zapowiedzieli prezydenci Estonii, Finlandii, Gruzji, Islandii, Łotwy, Niemiec, Polski i Ukrainy. Przybędą także przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker oraz Rady Europejskiej Donald Tusk. – Litwa, jako małe państwo, będzie chciała wykorzystać obchody do promocji – mówi Kinga Raś z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Litwa żyje tymi obchodami, o czym świadczy to, że przed rocznicą pięciokrotnie wzrosła sprzedaż flag państwowych, na co wpłynęła społeczna akcja „16 lutego wznieś trójkolor”. Rocznicy pomogła też otoczka popkulturowa. W połowie stycznia na ekrany kin wszedł film Olega Šurajeva „Grąžinti nepriklausomybę” (Odzyskać niepodległość), w którym czterech sygnatariuszy Aktu Niepodległości z 1918 r. (w tym ojciec litewskiej państwowości Antanas Smetona) przenosi się do czasów obecnych, aby wydostać z Berlina kopię dokumentu.
– Inspiracją dla filmu było odnalezienie w marcu 2017 r. w niemieckich archiwach oryginału aktu, od 1940 r. uznawanego za zaginiony. Litwini pilnie śledzili przebieg negocjacji w sprawie wypożyczenia go Litwie na pięć lat – opowiada Joanna Hyndle-Hussein z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Stulecie niepodległości odbywa się jednak w cieniu problemów trapiących kraj. W badaniu Eurobarometru z sierpnia 2017 r. Litwini za najpoważniejszy uznali wzrost cen (wskazało go 54 proc. respondentów). Stał się on na tyle dotkliwy, że nabrał wymiaru politycznego; wczoraj poświęcono mu debatę w Sejmie.
Inflacja jest pamiątką po globalnym kryzysie, który w kraje bałtyckie uderzył wyjątkowo mocno. W 2009 r. PKB Litwy skurczył się o 14,8 proc. Ówczesny rząd wprowadził program ostrego oszczędzania, którego elementem była likwidacja preferencyjnej stawki VAT na żywność. Z tego względu jednym z pomysłów na walkę z drożyzną dzisiaj jest obniżka podatku z obecnych 21 proc.
Wzrost cen Litwini często łączą ze wspólną walutą, którą kraj przyjął w 2015 r. U podstaw decyzji o jej przyjęciu leżały względy bezpieczeństwa, przede wszystkim obawa przed atakiem na ich walutę, czyli lita.
– Korzyści z euro odczuli głównie litewscy biznesmeni. Pozostała część społeczeństwa tych korzyści nie odczuwa i skłonna jest łączyć wszelkie negatywne zjawiska w gospodarce z wprowadzeniem euro – tłumaczy Hyndle-Hussein.
Kryzys pogłębił również inny, poważny problem Litwy, jakim jest demografia. Kiedy kraj odzyskiwał niepodległość w 1990 r., liczył 3,7 mln mieszkańców. Teraz żyje tu 2,8 mln. To znaczy, że co roku na wyjazd decyduje się kilkadziesiąt tysięcy ludzi, głównie młodych, którzy opuszczają kraj wraz z rodzinami, co czyni minimalnym prawdopodobieństwo powrotu. Politycy są bezradni wobec takiego sposobu głosowania nogami i mogą jedynie liczyć na to, że trend zahamuje wzrost gospodarczy, który w 2017 r. wyniósł 3,9 proc.
Litwini martwią się również o swoje bezpieczeństwo, zwłaszcza po aneksji Krymu przez Rosję i rozpoczęciu konfliktu w Zagłębiu Donieckim. Chociaż kraj wcześniej nie był w czołówce, jeśli idzie o wydatki na obronę, w tym roku po raz pierwszy mają one osiągnąć poziom 2 proc. PKB. Do tego politycy zadecydowali o powrocie poboru powszechnego.