- W ramach uzgodnień koalicyjnych rozmawialiśmy o zmianie obejmującej mniej więcej jedną trzecią resortów - mówi Jarosław Gowin w rozmowie z DGP.
Dlaczego rekonstrukcja rządu jest rozłożona na raty?
Premier powinien mieć czas do namysłu zarówno nad strukturą organizacyjną, jak i personaliami.
Pan jest wicepremierem i koalicjantem PiS. Ile resortów dostaniecie w nowym rozdaniu?
Odnowiliśmy w ostatnich tygodniach umowę w trójkącie PiS, Solidarna Polska i moje ugrupowanie – Porozumienie. Wyznacza ono ogólne ramy; szczegółami personalnymi wypełni je premier Morawiecki.
Dziś z pana rekomendacji obsadzone są resorty nauki i szkolnictwa wyższego oraz cyfryzacji. Po zmianach nadal będą to te dwa?
Nic się w koalicji rządowej nie zmieniło, liczę więc, że w skład Rady Ministrów wejdzie dwóch przedstawicieli Porozumienia.
Styczniowa fala zmian ominie resort cyfryzacji?
Pojawiła się propozycja ze strony premier Beaty Szydło, by to ministerstwo zlikwidować. Jedno z rozstrzygnięć, których dokonać ma premier Morawiecki, dotyczy właśnie przyszłości tego resortu. Na razie nie znam jego decyzji w tej sprawie.
To resort, który wnosi wartość dodaną do rządu?
To ja dwa lata temu przyszedłem do Jarosława Kaczyńskiego z koncepcją tego resortu. Podtrzymuję zdanie, że cyfryzacja jest bardzo ważnym obszarem, co znalazło też wyraz w exposé premiera. Kwestia budowy przyjaznego państwa cyfrowego była w nim bardzo mocno zaakcentowana.
Obszar to nie ministerstwo. Czy może być on podzielony między różne resorty?
Są trzy możliwości. Pierwsza to pozostawienie Ministerstwa Cyfryzacji w obecnym kształcie. Druga – rozdzielenie kompetencji między różne resorty. Trzecia to powołanie pełnomocnika premiera do spraw cyfryzacji w KPRM lub stworzenie agencji rządowej. Projekt takiej agencji jakiś czas temu przygotowała moja partia. Wyboru dokona premier Morawiecki.
Mogą być jakieś inne zmiany strukturalne w rządzie?
Inna propozycja pani premier przewidywała połączenie resortów energii i środowiska. Także w tej sprawie decydujący głos będzie miał premier Morawiecki. Zmianą zapowiedzianą przez szefa rządu jest powołanie Centrum Analiz Strategicznych (CAS). Z taką propozycją przyszedłem w 2007 r. do nowo wybranego premiera Donalda Tuska. Spojrzał wtedy na mnie ironicznie i zapytał, czy chcę znaleźć fuchę dla zaprzyjaźnionych profesorów. Obecnemu premierowi tego nie podpowiadałem, ale cieszę się, że dziś urząd ten sprawuje ktoś, kto rozumie potrzebę strategicznego myślenia o państwie.
Rząd samodzielnie wygenerował Strategię Odpowiedzialnego Rozwoju, nie potrzebował centrum.
Czym innym jest generalna strategia rozwoju państwa, a czym innym rozpisanie tego na konkretne działania. To powinno być centrum działające na rzecz państwa, a nie rządu. Powinno grupować wybitnych naukowców i ekspertów, którzy przygotowywaliby programy dla każdego obozu politycznego, jaki obejmie w Polsce władzę. Żyjemy w skomplikowanych czasach i takie centrum jest niezbędnym elementem skutecznego i sprawnego państwa.
Donald Tusk miał Radę Gospodarczą i czasami jej słuchał, ale głosy ekspertów często są przez polityków ignorowane. Jaka jest gwarancja, że politycy będą brali pod uwagę analizy CAS?
Rada Gospodarcza była klubem dyskusyjnym, a CAS potrzebujemy po to, by polityka była oparta na danych naukowych. Centrum musi prowadzić analizy ilościowe i jakościowe, posługiwać się narzędziami ekonomicznymi, statystycznymi czy socjologicznymi.
Czy nie powinien być to wspólny projekt z opozycją, by kolejna zmiana warty w Sejmie nie wprowadziła swoich naukowców?
Trzeba sięgnąć po najlepszych, niezależnie od ich sympatii politycznych. Wtedy jest prawdopodobieństwo, że obecna opozycja, jeżeli dojdzie do władzy, będzie kontynuowała współpracę z nimi.
Kto powinien stanąć na czele centrum?
Premier Morawiecki pewnie ma swoją koncepcję. Gdybym miał mu coś podpowiadać, to wskazałbym na osoby typu prof. Jerzy Hausner lub prof. Jarosław Górniak. Obydwaj są ekspertami i państwowcami niezwiązanymi z obozem Zjednoczonej Prawicy.
Czyli CAS powstanie, a do rozstrzygnięcia jest kwestia likwidacji resortu cyfryzacji i połączenie energii ze środowiskiem. Ma pan jakieś inne propozycje?
Nie widzę potrzeby głębszych zmian strukturalnych. Mamy przed sobą dwa lata, w tym trudny dla każdego rządu okres wyborczy. Należy się koncentrować na ukończeniu projektów, które zaplanowaliśmy w ramach Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, a restrukturyzację państwa odłożyć na początek kolejnej kadencji, o ile wyborcy ponownie powierzą nam władzę.
W mediach czy wśród polityków pana obozu słychać o możliwym odejściu Andrzeja Adamczyka, Witolda Waszczykowskiego, Antoniego Macierewicza i Jana Szyszki.
Żadna personalna decyzja jeszcze nie zapadła. A kiedy zapadnie, nie ogłosi jej wicepremier czy minister, lecz premier.
A co z rekomendowaną przez pana Anną Streżyńską?
Jej los także zależy od premiera. Ja jako lider partii nie postawiłem żadnego warunku personalnego dla dobrej współpracy z premierem Morawieckim. Liczę, że program rządu i obsada personalna będzie uwzględniała Porozumienie, ale z kim konkretnie będzie chciał pracować Mateusz Morawiecki, będzie jego decyzją.
Jak głęboka będzie rekonstrukcja?
Nie czuję się upoważniony, by wypowiadać się w imieniu premiera. Mogę powiedzieć, że w ramach uzgodnień koalicyjnych rozmawialiśmy o zmianie obejmującej mniej więcej jedną trzecią resortów. A dodając do tego wymianę premiera, to zmiana dość głęboka.
Resortów jest 18, czyli wypadałoby, że zmiana dotknie 6 ministrów?
Proszę nie przywiązywać się do konkretnej liczby. Czy będzie to 4, 5, 6 czy 7 resortów, to decyzja pana premiera. Zaznaczam, że mówię o wstępnych ustaleniach. Premier Morawiecki może zmienić koncepcję. Ma ogromny kredyt zaufania, zwłaszcza po bardzo dobrze odebranym exposé.
Jakie jest główne zadanie premiera Morawieckiego?
Trzy rzeczy uważam za bezwzględne priorytety. W sprawach międzynarodowych to znalezienie modus vivendi ze strukturami unijnymi, zwłaszcza Komisją Europejską. W sprawach gospodarczych – przyspieszenie i lepsza koordynacja działań związanych z nadaniem gospodarce innowacyjnego i nowoczesnego charakteru. W sprawach wewnątrzrządowych – skuteczniejsze niż dotąd przełamywanie problemu resortowości.
Na ile problemem, jeśli chodzi o pierwsze wyzwanie, są ustawy sądowe prezydenta?
Widać, że pręgierz, pod którym nas postawiono dwa lata temu, nadal istnieje. Decyzje parlamentu w tych sprawach są nieodwracalne i spodziewam się, że podpis prezydenta pod obiema ustawami zostanie złożony szybko.
To nie za wysoko postawiona poprzeczka dla premiera – łagodzić stosunki z Brukselą w momencie, gdy wchodzą w życie ustawy, które Bruksela krytykuje?
Premier zapowiedział, że to będzie rząd kontynuacji i przyspieszenia. Jeśli chodzi o sprawy ustrojowe czy sądownictwo, nie spodziewam się istotnej rewizji dotychczasowych rozstrzygnięć.
A decyzja KRRiT dotycząca kary dla TVN24 to nie kukułcze jajo podrzucone premierowi Morawieckiemu?
Tak to odbieram. Niestety rząd nie ma wpływu na decyzję KRRiTV. Uważam, że powinna ona być przez samą radę jeszcze raz przeanalizowana. Powinno wypowiedzieć się szersze grono ekspertów, bo dotykamy niezwykle delikatnej sprawy, czyli wolności mediów.
Na ile ta decyzja jest kłopotliwa zewnętrznie?
Nie jest tajemnicą, że administracja amerykańska bez względu na to, czy rządzą demokraci, czy republikanie, twardo chroni interesy kapitału amerykańskiego. Także od tej strony decyzja KRRiT stwarza dla Polski problemy.
Jakie są pana priorytety, jako ministra nauki?
Liczę na to, że premier będzie mógł jeszcze efektywniej wspierać rozwój polskiej nauki od strony finansowej. Do tej pory miałem w nim sojusznika w tej kwestii. Teraz na czele rządu stanął człowiek, którego nadrzędnym celem jest przyspieszenie tempa wzrostu gospodarki i jej jakościowa zmiana. Chodzi o to, byśmy nie byli prostą montownią, ale byśmy wpisali się w rewolucję przemysłową 4.0. To wymaga zainwestowania w naukę sporych środków i głębokiej reformy uczelni.
A co z ustawą o szkolnictwie wyższym? Ma pan zielone światło od premiera?
Zawsze popierał tę ustawę. Na razie nie zawracam mu głowy swoimi sprawami, ale mam nadzieję, że w tym tygodniu znajdziemy czas na rozmowę. Cieszę się, że sprawy nauki i szkolnictwa wyższego znalazły odzwierciedlenie w exposé, i są to słowa, pod którymi się podpisuję.
Na ile wyciągnięta do różnych środowisk ręka premiera może zawisnąć w powietrzu, zwłaszcza jeśli tuż po exposé mieliśmy wypowiedź marszałka Terleckiego, który pod adresem opozycji mówił o lumpach i sprzedawczykach?
Język premiera Morawieckiego oddaje moje podejście do polityki i sposób rozumienia potrzeb normalnych Polaków. Oni nie chcą zaostrzania konfliktów. Przeciwnie, jest wyraźne oczekiwanie, że będziemy odbudowywać wspólnotę narodową.
PiS w sprawie ordynacji zrobił krok w tył, przyjmując m.in. pana propozycje i wycofując się z niektórych przepisów. Jaka ordynacja wyjdzie z Sejmu? A może nie ma sensu już jej uchwalać?
Oczywiście, że jest sens. Ustawa zwiększa demokratyczną kontrolę nad przebiegiem wyborów. Jej istotnym elementem jest ograniczenie kadencji w przypadku władzy wykonawczej do dwóch, przy jednoczesnym ich wydłużeniu. To na lepsze zmieni funkcjonowanie samorządu.
Co z Beatą Szydło, która będzie wicepremierem? Czy to nie sytuacja dyskomfortu i dla nowego premiera, i wicepremier, ograniczająca skuteczność rządu?
Jestem byłym piłkarzem. „Dziewiątką” w polskiej reprezentacji jest Robert Lewandowski, ale czasami na to miejsce Adam Nawałka przesuwa Arkadiusza Milika. Mamy do czynienia z takim przetasowaniem. Nie widzę w tym nic niezręcznego. Zadaniem pani premier będzie koordynacja resortów społecznych.
Jak ma wyglądać państwo na koniec kadencji tego rządu?
Odpowiem za siebie, bo w niektórych sprawach różnimy się z premierem Morawieckim. Dla mnie celem jest budowa silnego i ograniczonego zarazem państwa, pozostawiającego duży zakres wolności obywatelom, rodzinom, stowarzyszeniom i samorządom. Ale tam, gdzie państwo funkcjonuje, powinno być silne i sprawne oraz działać w sposób zdecydowany. Myślę, że exposé premiera Morawieckiego szkicuje taką właśnie wizję.