Do czwartku - 19 października - Sąd Apelacyjny w Łodzi odroczył we wtorek ogłoszenie wyroku w sprawie odwoławczej 31-letniego Bartosza N., oskarżonego o zabójstwo w 2015 r. dziennikarza z Mławy Łukasza Masiaka. Sąd Okręgowy w Płocku skazał N. na 7 lat więzienia.

Apelację od wyroku wniosły obie strony. Prokuratura chce uchylenia wyroku i przekazania sprawy do ponownego rozpoznania. Obrona - złagodzenie kary i wymierzenia oskarżonemu 4 lat więzienia.

Do zabójstwa Łukasza Masiaka, od 2010 r. dziennikarza własnego portalu internetowego naszamlawa.pl, doszło w nocy 14 czerwca 2015 r. w kręgielni, w jednym z nocnych lokali w Mławie. Według biegłych, mężczyzna zmarł w wyniku kopnięcia w głowę. Bartosz N. zbiegł i ukrywał się przez ponad pół roku. Wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Na początku lutego 2016 r. zgłosił się do płockiej Prokuratury Okręgowej. Postawiono mu wtedy zarzut działania z zamiarem ewentualnego pozbawienia życia mławskiego dziennikarza. Bartosz N. nie przyznał się do zabójstwa, utrzymując, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.

W kwietniu tego roku płocki sąd skazał Bartosza N. na karę 7 lat więzienia. Ogłaszając wyrok sąd zmienił kwalifikację czynu z zabójstwa na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem był zgon dziennikarza.

Sąd ustalił, że Bartosz N. kopnął w szyję Masiaka, w czego wyniku doszło do pęknięcia tętnicy kręgowej oraz masywnego krwawienia, "przy czym następstwem tego czynu była spowodowana nieumyślnie śmierć" dziennikarza. W ocenie sądu, który powołał się m.in. na zeznania świadków, Bartosz N. nie działał z premedytacją, czyli z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia. Zdaniem sądu materiał dowodowy nie przekonuje również, aby działalność dziennikarska miała związek ze śmiercią Masiaka. Przyczyną był zatarg natury towarzyskiej.

Podczas wtorkowej rozprawy odwoławczej zarówno prokuratura i oskarżyciel posiłkowy mówili, że nie zgadzają się z przyjętą przez sąd kwalifikacją czynu. Według nich N. działał z zamiarem ewentualnego pozbawienia życia;. zwracali uwagę, że oskarżony bił z ogromną siłą, zadawał perfekcyjne ciosy, bo sam ćwiczył sztuki walki. Wiedział jak uderzyć, aby zabić. Przypomnieli, że po zdarzeniu N. uciekł i ukrywał się przez kilka miesięcy; zdawał sobie sprawę z tego, co zrobił.

Strona przypomniała także, że N. na chwilę przed zdarzeniem kontaktował się z mężczyzną, który określany jest, jako lokalny przestępca i zaraz po zdarzeniu również telefonował do niego. Ofiara miała pisać o tym mężczyźnie artykuły i dlatego zdarzenie mogło mieć z tym związek.

Obrońca oskarżonego nie zgadzał się z argumentami prokuratury i oskarżyciela posiłkowego. Jego zadaniem wydźwięk społeczny, jaki nadano sprawie, od samego początku utrudnił zachowanie obiektywizmu. Zdaniem obrony bezpodstawne jest wiązanie zdarzenia z działalnością dziennikarską ofiary. Obrona podziela zdanie sądu I instancji, że jego przyczyną był zatarg natury towarzyskiej, a całe zajście spowodował dziennikarz. Tak, że nie można mówić o N., że działał z zamiarem pozbawienia życia.

Przekonywał, że jego klient "ma uczucia, wielu pomagał", zwłaszcza niepełnosprawnym, a całe zdarzenie "odcisnęło piętno na jego życiu". "To nie jest tak, że jedna osoba jest święta, a druga zła" - mówił obrońca. Przypomniał, że zarówno N. jak i dziennikarz byli w chwili zdarzenia pod wpływem alkoholu. Według obrony, żadne zebrane dowody nie wskazują na to, że jego klient liczył się ze śmiercią ofiary.

Po wysłuchaniu stron Sąd Apelacyjny postanowił - ze względu na zawiłość sprawy - odroczyć ogłoszenie wyroku do 19 października. (PAP)

autor: Jacek Walczak

edytor: Anna Małecka