Google odkryło, że rosyjscy agenci wydali kilkadziesiąt tys. dolarów na reklamy mające wpłynąć na wynik amerykańskich wyborów. Zmanipulowane treści były wyświetlane m.in. na YouTube, Gmail i w wyszukiwarce Google - podaje w poniedziałek "Washington Post".

Według źródeł dziennika "WP" odkryte przez Google rosyjskie działania mają tym większe znaczenie, że wychodziły z odrębnego źródła niż podobne zmanipulowane treści reklamowe wykryte wcześniej przez Facebooka. Może to wskazywać na znacznie szerzej zakrojoną kampanię dezinformacyjną, nastawioną na wsparcie kandydatury Donalda Trumpa, osłabienie jego konkurentów i zaognienie podziałów między amerykańskimi wyborcami - ocenia dziennik.

Wewnętrzne postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Google wciąż trwa. Podobnie jak Facebook, dotychczas firma marginalizowała zakres rosyjskich manipulacji w wyborach za pośrednictwem własnych platform.

Po opisywanych wcześniej ok. 3 tys. reklam na FB pochodzących od prokremlowskiej tzw. "farmy trolli" pod nazwą Internet Research Agency, należąca do Marka Zuckerberga firma sprawdza kolejne 2,2 tys. reklam, które mogą pochodzić z innego źródła. Z kolei Twitter zlikwidował 201 kont powiązanych z Internet Research Agency i ujawnił, że w ubiegłym roku powiązana z Kremlem agencja RT wydała 271 tys. dol. na reklamy na platformie.

Kongres prowadzi liczne śledztwa związane z rosyjskim oddziaływaniem na ubiegłoroczne wybory prezydenckie. Jak podaje agencja Reutera, przedstawiciele Google, Twittera i Facebooka mają zeznawać w tej sprawie w publicznym przesłuchaniu komisji amerykańskiego Senatu i Izby Reprezentantów zapowiedzianym na 1 listopada.