Dla Rosji Polska to zdrajca Słowiańszczyzny - mówi PAP historyk i politolog PAN prof. Wojciech Materski. Natomiast rosyjską polityką historyczną - jak podkreśla - rządzi pragmatyzm, a nie szacunek dla dorobku nauk humanistycznych, w tym przede wszystkim historii.

W ostatnich dniach ukazała się nowa publikacja prof. Materskiego pt. "Od Cara do +Cara+" poświęcona rosyjskiej polityce historycznej; książkę wydał Instytut Studiów Politycznych PAN. W rozmowie z PAP ekspert podkreśla, że polityka ta, podporządkowana wyłącznie bieżącym celom władz Rosji, jest eklektyczna - łączy wiele często sprzecznych wątków z dziejów Rosji carskiej, sowieckiej i Federacji Rosyjskiej, kultywując nade wszystko mit tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej 1941-1945.

Panie profesorze, proszę opowiedzieć czytelnikom skąd pomysł na książkę o rosyjskiej polityce historycznej?

Wojciech Materski: Po pierwsze takim bezpośrednim asumptem, żeby podjąć ten temat były moje doświadczenia z Polsko-Rosyjskiej Grupy do spraw Trudnych. Wspólnie z naukowcami z Rosji próbowaliśmy podejmować trudne dla obu stron problemy najnowszej historii, jak np. zbrodnia katyńska, deportacje czy sprawa jeńców po wojnie polsko-bolszewickiej. W żaden inny sposób tych spraw nie dawało się wcześniej rozwiązać, ponieważ w Rosji ich interpretacja była na tyle sztywna, wbrew oczywistej wymowie dokumentów, że nie można było jej przezwyciężyć.

Po drugie powodem napisania tej pracy była również moja obserwacja rosyjskiej sceny politycznej i rosyjskiej propagandy, w której polityka historyczna odgrywa bardzo ważną rolę. I jak się okazało - w polityce tej pojawiły się interpretacje zupełnie ze sobą sprzeczne, ale rozpatrywane oddzielnie spełniające konkretne polityczne zadania.

Grupa rządząca w Rosji, z jej prezydentem Władimirem Putinem na czele, bardzo chętnie posługuje się argumentami historycznymi. Odwołuje się i do Mikołaja II Romanowa, i do Aleksandra Kołczaka, i do Iwana Groźnego, ale też i do Lenina czy Stalina - do wszystkich tych postaci naraz, oczywiście poza Gorbaczowem i Jelcynem, którzy przez obecne władze Rosji oskarżani są o całe dzisiejsze zło.

W pana książce ów eklektyzm polityki historycznej w Rosji symbolizuje nawet okładka.

Wojciech Materski: Tak, to Czapka Monomacha, czyli insygnium wielkich książąt moskiewskich i carów Rosji, symbolizujące przekazanie Rosji przez Bizancjum roli centrum prawosławnego świata, tzw. Trzeciego Rzymu, ale połączona z sowieckimi symbolami. W mojej intencji okładka ta miała oddać eklektyzm, niezborność argumentacji historycznej stosowanej przez aktualną propagandę w Rosji. To symbol jej polityki historycznej, opartej na daleko posuniętej wybiórczości i manipulacji. I nie tylko dziś, ale oczywiście również w okresie sowieckim, jak i carskim. Pod tym względem w Rosji nic się nie zmienia.

Ujął to lapidarnie gen. Aleksandr von Benckendorff w rozmowie z liberalizującym emerytowanym gen. Michaiłem Orłowem, byłym dekabrystą: "przeszłość Rosji była świetna; jej teraźniejszość jest więcej niż wspaniała; a co zaś tyczy się przyszłości, przejdzie ona wszystko, co może przedstawić sobie najśmielsza wyobraźnia; oto, mój drogi, z jakiego punktu widzenia należy pojmować i opisywać rosyjską historię".

Sama zaś Czapka Monomacha, która do momentu ustanowienia przez Piotra I imperium pełniła funkcje koronacyjne, jest bardzo piękna, oczywiście bez tych symboli sowieckich. Do dziś można ją obejrzeć na Kremlu, gdzie jest wyeksponowana w tamtejszej zbrojowni.

Ale chyba i dziś w Rosji trudno jest bronić całej jej historii, zwłaszcza okresu sowieckiego, gdy życie traciły setki tysięcy ludzi, przede wszystkim samych Rosjan.

Wojciech Materski: Dlatego pewne sprawy są przemilczane w Rosji całkowicie, inne są z kolei nie do podniesienia, a jeszcze inne eksponowane ponad miarę. To może być drażniące dla nas, dla obserwatorów Rosji spoza jej granic, ale jest to komunikatywne i jako takie skuteczne dla odbiorców wewnętrznych. Najczęściej przywoływany jest oczywiście wyżej wspomniany mit Wielkiej Wojny Narodowej z lat 1941-1945, tłumaczonej u nas z języka rosyjskiego też jako Wielka Wojna Ojczyźniana. To główny fakt historyczny z okresu sowieckiego, do którego nieustannie się nawiązuje. W jej kontekście broni się - potępionego bezwzględnie przez XX i XXII zjazd partii - Stalina, ale broni się go bardzo ostrożnie; nawiązuje się też do Lenina, ale enigmatycznie, nie wdając się w szczegóły. Natomiast na mit wojny Rosji z faszyzmem nie może paść żaden cień.

Dlatego takie są nasze kłopoty z Katyniem... z uznaniem tej zbrodni przez Rosjan, którzy czasem mówią wprost o odpowiedzialności NKWD za to, co się stało wiosną 1940 r., a czasem, jak np. przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, próbują tą odpowiedzialność rozmyć.

Wojciech Materski: W Rosji doszło do tego, że negatywne wypowiedzi o Armii Czerwonej są karane. Nie można też przedstawiać prawdziwego sensu paktu Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 r. Świadczy o tym, opisywana przeze mnie w książce, sprawa nauczyciela historii z Permu Władimira Łuzgina, który został skazany przez miejscowy sąd na wysoką karę pieniężną za wypowiedź, iż pakt ten umożliwił Hitlerowi rozpoczęcie drugiej wojny światowej, a jego sygnatariusze wspólnie zniszczyli państwo polskie.

Wyrok ten podtrzymał Sąd Najwyższy Federacji Rosyjskiej, odrzucając argument, iż taką wykładnię zawierają podręczniki szkolne do historii z lat 1994 i 1995, z których Łuzgin uczył się tego przedmiotu. Jak piszę w książce, uczył się widać źle, bo - według rosyjskiego sądu - nie zrozumiał, że gdyby nie pakt Ribbentrop-Mołotow i zajęcie przez Armię Czerwoną ziem wschodnich Polski, wówczas w czerwcu 1941 r. Hitler miałby do Moskwy kilkaset kilometrów bliżej i Wehrmacht zdążyłby ją zająć przed zimą. Byłoby to równe zagładzie państwa, której zapobiegło genialne posunięcie Stalina.

Czyli, jak rozumiem, to Wielka Wojna Ojczyźniana jest tym elementem, który od strony historycznej spaja rosyjskie społeczeństwo?

Wojciech Materski: Merytorycznie tak, ale to, co w rosyjskiej polityce historycznej jest najbardziej charakterystyczne, to jej pragmatyzm. Skuteczność. To ona jest najważniejsza. Czyli używa się tych argumentów, które są skuteczne. Np. komunikaty, które kieruje się do tzw. głubinki, do prowincji, w których nawiązuje się do jakichś dobrych rozwiązań socjalnych z przeszłości, są inne niż bardziej inteligenckie komunikaty do wielkomiejskiej społeczności. Jeszcze inne komunikaty wysyła się poza granice Rosji. I to wszystko oczywiście nie składa się, jak to opisuję w książce, na jedną koherentną politykę historyczną, ale jest skuteczne w przekonywaniu ludzi do racji władzy.

Prawda historyczna nie jest dla tych władz ważna, bo, tak jak mówię, te przedstawiane elementy dziejów Rosji są wzajemnie ze sobą sprzeczne. Jak uczył rosyjskie elity Lenin - ważna jest skuteczność. Nieważna jest teoria, nie są też ważne imponderabilia, w tym wartości etyczne, ale ważna jest wyłącznie skuteczność.

A jak wygląda w praktyce ten mechanizm tworzenia określonej polityki historycznej w Rosji, czy decyduje o tym jakiś jeden ośrodek?

Wojciech Materski: Z całą pewnością jej tworzenie ułatwia tzw. demokracja suwerenna - oktrojowana, czyli narzucająca pewne rozwiązania. Trudno powiedzieć, czy jest jakiś jeden ośrodek, który tym kieruje, natomiast przez całe lata - od 2000 r. poczynając - eliminowani byli ludzie i instytucje, z którymi władzy było nie po drodze. A to oznacza, że ci, którzy pozostali pilnują się i patrzą na decyzje władz, by potem je wspierać. Wręcz odgadywać jej intencje, a argumentację historyczną można dobrać do każdej aktualnie realizowanej koncepcji politycznej.

Np. w Rosji w tej chwili "spontanicznie" powstają pomniki zapomnianego przez dziesięciolecia Włodzimierza I Wielkiego, tylko dlatego, że przyjął chrzest w Chersonie na Krymie, a więc znakomicie nadaje się na patrona inkorporacji półwyspu. Pamięcią historyczną można także uzasadniać agresywne działania Rosji na Bliskim Wschodzie, które patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl legitymizował jako naturalną pomoc prawosławnej Rosji dla "Syrii - kolebki prawosławia". Widzi pan zatem, że polityką historyczną można uzasadniać nawet bombardowania Syrii.

Dziś jednak często słyszy się, że każde państwo musi prowadzić skuteczną politykę historyczną...

Wojciech Materski: Każde państwo prowadzi politykę historyczną - to jest zupełnie oczywiste. I każde państwo prowadząc politykę historyczną czerpie wybiórczo fakty czy postaci z własnych dziejów, by przyciągnąć uwagę społeczeństwa. To jest zupełnie naturalne. Przecież polityka historyczna to też jest polityka oświatowa czy polityka rocznic, polityka onomastyczna, czyli nazewnictwo ulic, placów itd. Polityka historyczna nie jest z gruntu zła ani dobra, polityka historyczna po prostu jest. Nie jest też dokładnie zdefiniowana, prof. Robert Traba użył nawet takiego pojęcia, że to jest niedefiniowalna enigma.

Natomiast można i należy oceniać politykę historyczną porównując jej treści z wiedzą uzyskaną metodami naukowymi przez historyków. Wspomniana wybiórczość to jest cecha każdej polityki historycznej, natomiast jeśli dochodzi do zafałszowania albo do daleko idącej wybiórczości czy eklektyzmu sprzecznych ze sobą elementów, to wówczas mamy do czynienia z naganną manipulacją. I z taką polityką mamy do czynienia w wielu państwach, a Rosja jest ich wzorcowym przykładem.

Proszę powiedzieć jak Polska przedstawiana jest w polityce historycznej Rosji - czy jest w niej obecna, czy też raczej jako jeden z wielu krajów sąsiadujących z Rosją niewiele ją obchodzimy.

Wojciech Materski: W Rosji z pewnością o Polsce mówi się mniej niż mówiło się chociażby w czasach sowieckich, to jest zrozumiałe. Natomiast jest ona obecna w rosyjskiej polityce historycznej, ale głównie jako przykład państwa nielojalnego, państwa, które zdradziło Słowiańszczyznę.

Widoczne jest to nawet nawet w polityce Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, która od czasu do czasu przypomina, że Polska wzięła religię z Rzymu, a nie z Bizancjum, i że już w dawnych wiekach przyjęła wartości odmienne od tych, które są bliskie Rosjanom, zdradziła "prawdziwą religię" i "prawdziwe wartości".

Wzmożoną propagandę w Rosji przeciwko Polsce widzimy np. w związku z usuwaniem z polskiej przestrzeni publicznej symboli i reliktów postsowieckich. Tutaj Polska niestety walczy z tym bardzo niekonsekwentnie, bo gdyby jednorazowo i konsekwentnie zdecydowano o ich usunięciu, to wówczas ten konflikt byłby także jednorazowy i już dawno przeszedł do historii.

Polska może nie jest na głównym froncie polityki historycznej Rosji, ale na pewno jest w niej stale obecna. Konflikty z Polską są ważnym elementem socjotechnicznym, odciągania uwagi społecznej od licznych wewnętrznych dysfunkcji i patologii, wentylem rozładowywania nastrojów w Rosji. Choć jest to sporadycznie widoczne, jednak ma bogatą tradycję. Stanowiło stały element i w systemie carskim, gdy mówiono, że "Polacy kąsają wyciągniętą do nich dłoń", i sowieckim, w którym jeżeli czegoś brakowało to mówiono: "No tak, ale to do Polski zostało wysłane", czy dzisiaj, kiedy mówi się, że "Polska jątrzy przeciwko Rosji i chce ją wypchnąć z Europy".

Eksperci podkreślają też, że to Rosja prowokuje, bo chce zepchnąć Polskę do wymyślonego przez siebie obozu rusofobów...

Wojciech Materski: Tak, bo dąży do obniżenia autorytetu Polski w sprawach wschodnich, szczególnie w instytucjach unijnych. Do niedawna mieliśmy takie przekonanie, że dobrze znając Rosję jesteśmy w stanie wpływać na decyzje instytucji europejskich tłumacząc im pewne zjawiska. Niestety, nasze analizy na Zachodzie nie są skuteczne, bo tamtejsi decydenci mają przede wszystkim na uwadze własne interesy ekonomiczne, natomiast są pożywką dla Rosji, by przedstawiać Polskę jako jej wroga politycznego.

A czy w pana profesora ocenie pewne gesty ze strony Rosji, do których doszło po katastrofie smoleńskiej, były realną szansą na poprawę wzajemnych relacji z Polską? Myślę tutaj np. o przekazaniu polskiej stronie dokumentów z rosyjskiego śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej.

Wojciech Materski: Miałem wgląd do części tych dokumentów po tym, gdy o radę w ich sprawie poprosiła mnie Kancelaria Prezydenta; zarekomendowałem, by przekazać je do pionu śledczego IPN, gdzie od 2004 r. toczy się polskie śledztwo w sprawie Katynia. Oglądałem te dokumenty. Są oczywiście interesujące, niekiedy ważne, ale faktografia z nich wyniesiona ma charakter przyczynkarski, tzn. nie wnosi wiele do naszej wiedzy o zbrodni ludobójstwa dokonanej na polskich obywatelach wiosną 1940 r. Myślę, że bardziej warte uwagi byłoby ponad 30 brakujących tomów akt z tego śledztwa, o których sądzę, że są dla niego konkluzywne.

Rosyjska Główna Prokuratura Wojskowa - jak pamiętamy - ustaliła, że zbrodnia katyńska była zbrodnią pospolitą, która uległa przedawnieniu. To jest kompromitujące samo w sobie i byłoby interesujące jak do tego dochodzono. Niestety postanowienie o umorzeniu tego śledztwa pozostaje cały czas tajne.

Katastrofa smoleńska była tragicznym momentem, ale - tak jak napisałem w książce - uważam, że nadzieja na zmianę podejścia Rosji do trudnych zaszłości historycznych w relacjach z Polską była złudna. Mimo pewnych początkowych gestów, a także trochę bardziej stanowczych prób ówczesnego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa odcięcia się od stalinowskiej przeszłości, wszystko wróciło do poprzedniego stanu napięć i konfliktów. Przypomina się niestety myśl Józefa Piłsudskiego, że Rosja jaka by nie była - czy biała czy czerwona - zawsze pozostanie antypolska. I podobnie jest w Rosji, gdzie o Polsce myśli się jako o kraju antyrosyjskim. Nieufność była, jest i pewnie jeszcze długo będzie stałym elementem w naszych relacjach, bo tak ukształtowała nas nasza trudna historia.