Pracownicy polskiego poselstwa w Bernie z czasów II wojny światowej, którzy pomagali Żydom w pozyskiwaniu względnie bezpiecznych paszportów, należeli do pierwszych, którzy alarmowali świat o Holokauście
Lwowiak Aleksander Ładoś, o którego wysiłkach na rzecz wyposażania Żydów w latynoamerykańskie paszporty napisaliśmy we wczorajszym wydaniu DGP, był postacią z krwi i kości. Niepozbawiony wad, niewahający się wyrażania niepopularnych poglądów, był żywym dowodem prawdziwości powiedzenia – które sam lubił powtarzać – że nie święci garnki lepią.
Juliusz Kühl, nazywany przez współpracowników „małym Chilkiem” – jak pisze ówczesny pracownik placówki w Bernie Stanisław Nahlik (po wojnie słynny prawnik, ale i długoletni współpracownik komunistycznej bezpieki) – „był generalnym pośrednikiem między poselstwem a wszystkimi żydowskimi kołami”, w którego osobie „zbiegały się nici wszystkich prożydowskich akcji”. Wspomnienia współpracowników również przedstawiają go jako postać z krwi i kości, z większym niż przeciętna majątkiem, znajomościami i żyłką do interesów.
Dziennik Gazeta Prawna
To tej dwójce należy przypisać zasługę, że nasza placówka niemal od samego początku wojny – jak pisała Danuta Drywa z Muzeum Stutthof w tekście „Działalność Poselstwa RP w Bernie na rzecz polsko-żydowskich uchodźców w latach 1939–1945”) – „pozostała jedynym pośrednikiem w przekazywaniu informacji i pieniędzy dla uchodźców z Polski – Polaków i Żydów, znajdujących się nie tylko w krajach europejskich, lecz także w Chinach i Japonii”. Informacje zebrane z kraju były często wysyłane w świat przy użyciu polskich szyfrów, by alarmować o początkach Holokaustu.
W 1977 r. pisał o tym na łamach „Biuletynu ŻIH” Izaak Lewin, w czasie wojny odbiorca depesz i fundraiser, zbierający środki na zakup paszportów. „Zaczęły przychodzić wieści hiobowe z Polski, gdzie zbir niemiecki rozpoczął w lipcu 1942 r. Zagładę Żydostwa warszawskiego. Za pośrednictwem Konsulatu Polskiego w Nowym Jorku 3 IX 1942 r. nadeszła depesza z Szwajcarii, podpisana przez p. Izaaka Sternbucha. Jej treść była dramatyczna: Wedle otrzymanych ostatnio licznych informacji, władze niemieckie opróżniły ostatnie getto w Warszawie, mordując bestialsko ok. 100 000 Żydów. Masowe mordy nadal trwają. Róbcie zaraz, co możecie, by szybko wywołać taką reakcję, poruszając mężów stanu, prasę i społeczeństwo” – czytamy w „Biuletynie...”.
Dziennik Gazeta Prawna
Według Lewina depesza, która przyszła z Berna, jest „pierwszym autentycznym dokumentem o »akcji« warszawskiej, jaki dotarł do Stanów Zjednoczonych”. Jak dodaje, dzięki niej zaczęto mobilizowanie opinii publicznej w USA. Amerykańscy Żydzi lobbowali w Departamencie Stanu USA, by za pośrednictwem służb wywiadowczych Waszyngton potwierdził treść depeszy o eksterminacji ludności getta warszawskiego, która przyszła z Berna. Z informacji, które podaje Lewin, wynika, że kanał berneński był pierwszy, którym popłynęły wiarygodne dane na temat Szoa. Rola polskiego rządu na uchodźstwie była w tym kluczowa – polskie placówki, udostępniając łączność, brały udział w systematycznym gromadzeniu danych o Holokauście.
Współpraca Polaków i Żydów wychodziła daleko poza poselstwo w Bernie. „Nie chodziło tylko o Żydów polskich. Konsulat polski ułatwiał nam kontakty bez względu na to, gdzie były ofiary zbirów niemieckich” – pisał Lewin. W jednej z depesz są również podejmowane pierwsze próby oceny tego, co się dzieje w niemieckim obozie zagłady w Treblince, który uruchomiono w lipcu 1942 r. Dyplomaci przekraczali prawo międzynarodowe, udostępniając szyfry dyplomatyczne osobom trzecim. Wśród depesz do centrali w Londynie znajduje się choćby podpisany przez Sternbucha apel z 14 lipca 1944 r., który MSZ miałby przekazać środowiskom żydowskim, z prośbą o zbombardowanie linii kolejowej Koszyce–Preszów. Miałoby to opóźnić wywózkę węgierskich Żydów do obozu zagłady w Auschwitz.
O roli w informowaniu o Zagładzie pisze również Agnieszka Haska w publikacji „»Proszę Pana Ministra o energiczną interwencję«. Aleksander Ładoś (1891–1963) i ratowanie Żydów przez poselstwo RP w Bernie”. Dane pochodziły od ortodoksyjnych Żydów z okupowanej Polski, którzy przekazywali je do Szwajcarii. „Na podstawie zupełnie wiarygodnych informacji zaledwie 10 proc. ludności żydowskiej na terenie Generalnego Gubernatorstwa pozostało przy życiu” – czytamy w jednej z depesz. Działalność polskiej placówki w Bernie docenia również w artykule opublikowanym w 2001 r. przez „Nowy Dziennik” Jan Nowak-Jeziorański. Jego zdaniem pierwsze informacje o Holokauście były przekazywane organizacjom żydowskim w USA przez polski konsulat w Nowym Jorku. Za ocean dotarły one za sprawą Ładosia, Kühla, Rokickiego i Ryniewicza.
Nie da się wykluczyć – ani udowodnić – ale Ładosiowi w podjęciu decyzji o zaangażowaniu się w zakup latynoamerykańskich paszportów od konsuli tych państw mogło pomóc doświadczenie życiowe. Sam, w 1915 r. zmuszony przez władze austro-węgierskie za konspirację do wyjazdu ze słowiańskiej części c-k imperium, uciekł do Szwajcarii na paszporcie wyrobionym na obce nazwisko. Po powrocie do odrodzonej Polski trafił do dyplomacji. Był komisarzem niedoszłego plebiscytu o przynależności państwowej Spisza, brał udział w rokowaniach pokojowych z bolszewikami, był wreszcie ambasadorem w Rydze.
Dziennik Gazeta Prawna
Zdeklarowany zwolennik PSL Piast, bliski Wincentemu Witosowi, stracił posadę po przewrocie majowym. Przez krótki czas zdołał jeszcze popracować jako konsul w Monachium, m.in. obserwując narodziny nazizmu (spotykał się m.in. z dowódcą SA Ernstem Röhmem). Ale przez większą część rządów sanacji zarabiał na życie jako pośrednik jednej ze szwajcarskich firm i publicysta, ostro atakujący porządki II RP. Po dramatycznej ucieczce z kraju we wrześniu 1939 r. okazał się najwyżej postawionym ludowcem, który zdołał wyjechać, dzięki czemu na krótko wszedł do rządu Rzeczypospolitej na uchodźstwie (dopóki do Francji nie trafił wyżej postawiony ludowiec Stanisław Kot).
Dziennik Gazeta Prawna
Konserwatywny publicysta Stanisław Cat-Mackiewicz opisywał Ładosia jako „ludowca dość mało ludowego”, a nawet, że rząd powinien „unieszkodliwić jego potworną działalność”, przez którą rozumiał kontakty z komunistyczną emigracją w Szwajcarii. Ładoś nigdy nie miał złudzeń co do realnych zamiarów Rosji. Niektóre są aktualne po dziś dzień. Ukrainie Rosja „może dać niezależność, ale pod warunkiem, że rząd ukraiński będzie rządem zaprzyjaźnionym i że Ukraina pozostanie w sowieckiej sferze wpływów” – pisał we wspomnieniach. Ale realizm polityczny kazał mu czasem postulować trudne do zaakceptowania przez większość jego kolegów kroki, jak wyciszenie konfliktu z Moskwą po odkryciu zbrodni katyńskiej.