Protestowaliście? Paliliście świeczki w łańcuchach światła, krzyczeliście z wściekłością przeciw Kaczorowi, wznosiliście dłonie w geście zwycięstwa? A potraficie sobie wyobrazić, że te wasze demonstracje wcale nie były przełomowe, że te setki tysięcy was na ulicach może i stały tam w dobrej sprawie, może zablokują na chwilę pochód Kaczyńskiego ku rządom twardej ręki, ośmielą prezydenta, by zaczął samodzielnie myśleć, ale wcale nie dotknęły najistotniejszego? Wiedzieliście, czego nie chcecie. A czego chcecie?
***
Gdy trwa bitwa, nie myślisz o dyplomacji, powtarza mi znajomy, a ja niby go rozumiem, bo w swoich protestach jest szczery, na ulicy spędził długie godziny i wcale nie jest tak nierozgarnięty politycznie, za jakiego chciałby uchodzić. Bo chce. Polityka jest zła, brudna, nie dla niego, i choć skończył już czterdzieści lat, tkwi w tym swoim młodzieńczym sprzeciwie. Ogarnęła go euforia, gdy prezydent Duda pękł i zawetował dwie ustawy. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że do zwycięstwa daleko, gorzej, ono nawet nie świta na horyzoncie, a świeczki trzeba schować do szuflady, a nie wyrzucać na śmietnik, bo jak nic wkrótce będą potrzebne. Wciąż powtarza, że nie chce Kaczora, PiS i konserwy, nie chce faszystów, dyktatorów i półgłówków, którzy widzą tylko to, co im poda przekaz dnia, a jednak o przyszłość nie mogę się z nim pokłócić. Zbyt jest dla niego niesprecyzowana, zbyt wiele sprzecznych niesie oczekiwań, racji i wariantów, by mógł dokonać racjonalnego wyboru. Bo wybór musi być racjonalny, musi być za i przeciw, inaczej wpadnie w tę samą pułapkę, co kaczyści. Na ulicę wygnały go emocje, ale chowa je go kieszeni, gdy ma się opowiedzieć.
To największy problem anty-PiS-u. Żeby wygrać, trzeba mieć czym.
***
Posłuchajcie.
„Zasłony, gruby złocisty aksamit, są zasunięte przez cały dzień, w przeciwnym razie do mieszkania mogłoby wniknąć zło: cudzoziemskość. Zagranica, obcość. On jest środkiem koła. Ruch promieniuje od niego. Któż nie marzył o tym, by zostać królem choćby jeden dzień? Ale on marzy o więcej niż jednym dniu; czuje, jak z czubków jego palców wysuwają się pajęcze nici, którymi będzie kontrolował bieg historii. Jest czystą siłą, żywiołem; porusza się bez ruchu, działa bez czynów, mówi bez wydawania dźwięków. Jest iluzjonistą, którego sztuczką jest historia”.
To On, czyż nie? Pan marionetek, wielki poruszyciel, wszystko z niego, nic bez niego. Odgrodzony od świata, nie rozumie go ani nie lubi, wystarczy, że skinie, a poddani rzucą się w ogień. Wy też ulegliście jego magii. Uznajecie go za geniusza, któremu w pojedynkę udało się zaanektować Polskę. Zniszczył demokrację, jeszcze chwila i pozamyka was w więzieniach. Fakty? Jakie fakty. Obie strony w stanie wrzenia, nie czas na pochylanie się nad tabelkami.
Nie miejsce tu, by przytaczać cały wątek tej opowieści, ale między innymi właśnie za ten fragment „Szatańskich wersetów” na Salmana Rushdiego została rzucona fatwa. Został wyklęty i skazany na śmierć, której uniknął tylko dlatego, że w opiekę wzięły go brytyjskie służby, bo wyszydził guru irańskiej rewolucji. Ajatollah Chomeini nie lubił artystów. Mało który dyktator ich lubi, zwłaszcza jeśli dobierają się oni do jego biografii.
Wasz dyktator jest taki sam, czyż nie? Wszechmogący. Myśli sto lat do przodu, nigdy nie przegrywa, a jeśli już, to dlatego że sobie tak założył, ot, zrobić przystanek w drodze do wiktorii. Zarzucacie pisowcom polityczny obłęd i paranoję, a sami myślicie tak samo: wariant kremlowski. Jarosław umówił się z Andrzejem. Najpierw napisali ustawy po bandzie, potem, gdy wylegliście na ulice, odpuścili. Teraz napiszą kolejne, lżejsze, ale podkręcą je w Sejmie. Andrzej ich nie zawetuje, bo jego, a wy nie wylegniecie drugi raz na ulice, bo przecież Andrzej mówi, że PiS uległ. Putin tak robi. Więc Jarosław też może. A co, gorszy? Pewnie wielu z was przychyla się do tej wersji. W końcu geniusz.
Spuśćmy w końcu powietrze z tego balonu. Z kartką i długopisem zastanówmy się, czego ten geniusz dokonał. W końcu rządzi i majstruje przy Polsce już prawie dwa lata. 500+ – odhaczone, wiek emerytalny – też. Trybunał Konstytucyjny zdemolowany z sukcesem, ale sprawa okupiona została 12-miesięczną walką, wyhodowaniem na własnej piersi KOD i protestami ulicy i zagranicy. Telewizja TylkoPolska nadaje co potrzeba, ale lud się od niej odwraca i kasa też słabo płynie. Są jeszcze prokuratorzy pod butem, ale tu akurat nie trzeba było wielkich wygibasów, bo oni zawsze pamiętają, kto akurat rządzi. No i ostatni sukces – sądy powszechne uzależnione od delfina Ziobry.
No, ale liczmy dalej, nie zatrzymujmy się w połowie. Ustawa antyaborcyjna? Porażka. Metropolia warszawska? Również. Z dwukadencyjności w samorządach PiS wycofał się rakiem, a w sprawie Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa poległ na całej linii.
Geniusz? Może półgeniusz? Albo tylko zadatek na geniusza. Magia pryska, zostaje kalkulacja. Bo i czym, drodzy protestujący, wygrywa Kaczyński? Nie strategią, a wizją. Ona jest konsekwentna, spójna, czytelna i porywająca. Aż dziw, że można ją tak prosto wyłożyć, jak zrobił to psycholog Jacek Santorski w sobotnim „Magazynie Świątecznym” „Gazety Wyborczej”. „Jest raczej konserwatywna niż modernizacyjna, raczej wyznaniowa niż ekumeniczna, raczej patriotyczna historycznie niż zorientowana na przyszłe osiągnięcia Polaków, raczej jedynej prawdy niż złożoności i raczej podziałów, wrogości niż otwartości na różnorodność i integrowanie”. To jest pół Polski Jarosława Kaczyńskiego, to jest kraj, który chce nad wami dominować i nie będzie się układał, bo układanie i kompromis ma za oznakę słabości.
***
Wyszliście na ulicę i zaprotestowaliście. Po raz pierwszy od początków wojny polsko-polskiej i tej obmierzłej walki w błocie, którą z uporem godnym lepszej sprawy prowadzą politycy. Przeciwko nienawiści pisowskiej stanęła wasza. Wściekłość i nienawiść, to wami owładnęło. Wcześniej unikaliście starcia, chowaliście głowy w piasek, z szyderczym uśmieszkiem na ustach komentowaliście nieudolność i burakowatość tamtych osobników. Dopiero teraz poczuliście siłę. Nienawiść to obezwładniające uczucie.
Ale co teraz? Ostatnie tygodnie to był jeden z tych rzadkich punktów w historii, gdy polityczne emocje tłumu zetknęły się z politycznymi strategiami. Kumulacja, zwycięstwo, bitwa wygrana. Ale dlaczego w tym miejscu motor historii się zatyka i charczy, dlaczego brakuje mu paliwa? Odpowiedź? Zajrzyjcie na swoje fejsbuki. Ileż to waszych apeli tam ostatnio nie czytałem, ileż pohukiwań, że politycy muszą coś zrobić. Zrobią. Tylko powiedźcie im, co.
Macie za sprzymierzeńców Schetynę i Petru, gości o charyzmie ławki na dworcu w Kutnie. Nawet jak coś tam z sensem gadali na demonstracjach, wielu z was odwracało się do nich plecami. Nieudacznicy, wszyscy to wiemy. Wielu publicystów przekonuje, że tylko oni, że macie liderów takich, a nie innych, więc musicie się pogodzić, że stoicie z nimi w szeregu. Dowodzą ci publicyści, że tylko taką opozycję mamy i innej mieć nie będziemy, bo w polityce nie ma co liczyć na cuda. A wy przecież cudu oczekujecie. Chcecie, by zjawił się rycerz na białym koniu i ogłosił 21 postulatów. To Solidarność, jeśli ktoś nie pamięta. Albo Wolność, Równość, Braterstwo. To rewolucja francuska. Nawet komuniści mieli swoją wizję, idealną na tamte czasy, choć dziś niemodne jest przypominać, że jej ulegliśmy, dziś w modzie jest dowodzić, że po drugiej wojnie światowej społeczeństwo uciekło do lasów, a po ulicach miast i zabłoconych duktach wsi chodzili tylko komunistyczni aparatczycy, ruskie i ich sługusy.
Zakonotujcie to sobie dokładnie: Jarosław Kaczyński ma wizję. Aby z nim wygrać, musi być inna, konkurencyjna. Ona nie powstanie w zaciszach gabinetów, a nawet jeśli, wypniecie się na nią, bo fałsz wyłapujecie szóstym zmysłem. Ale żeby powstała, żeby pojawili się inni, żaden tam Macron, tylko nowa konfiguracja, musicie się obudzić. Wy.
Wasze fejsy są pełne kotków, zdjęć z wakacji, potraw, nad którymi spędziliście długie godziny, i wyników z Endomondo. Ale mało w nich polityki. Troski o Polskę. Tak, to duże litery, ale w sumie o to chodzi. Jak coś was wkurzy, udostępniacie, jak jakiś pisior nieopatrznie wciśnie się wam na forum, spławicie, ostatecznie zbanujecie. Ale niewiele dyskutujecie o Polsce.
Czego chcecie? Liberalizmu? Jakiego, obyczajowego czy ekonomicznego? Jest dla was tak ważny, że wyjdziecie w jego obronie na ulice? A może w obronie Europy? By to nie goście pokroju Tarczyńskiego rozprawiali o waszej przyszłości, tylko wasi europarlamentrzyści z im podobnymi w Brukseli? Za to dacie się pociąć? A za demokrację? Ale jaką? Dla większości czy mniejszości także?
Myślcie naprawdę mocno, bo jeśli wasza odpowiedź brzmi „spokoju, możliwości bogacenia się, wolności”, to jakbyście sami zakładali sobie powróz na szyję. Jedyne, na co Kaczyński nie może sobie pozwolić, to konkurencyjność idei. W jego spójnym systemie na konkurencję nie ma miejsca, konkurencja to wirus, który ten system rozwala od środka. Więc jeśli ktoś mówi „chcę”, zostaje wrogiem numer jeden. Ci, którzy krzyczą „nie chcę”, mogą sobie spacerować po ulicach pod rękę z ubeckimi wdowami, oni nie stanowią konkurencji.
Jak znów przyjdzie Kaczor i będzie chciał coś wam zabrać, pewnie wyjdziecie na ulicę, ale jeśli nie, to jak go odsuniecie od władzy? Schetyną? Petru? Wszyscy wiemy, że was nie porwą. Zresztą nie o nazwiska tu chodzi, a o konfigurację. Przecież ojcami założycielami Platformy Obywatelskiej nie były polityczne dziewice, a starzy wyjadacze. Konserwatywny Płażyński, liberalno-lewicowy Olechowski i wlokący się środkiem, zblazowany Tusk. A jednak stworzyli coś nowego. Było społeczne ciśnienie, więc im się udało.
ikona lupy />
Magazyn 4.08 / Dziennik Gazeta Prawna/Inne
A teraz jest?
Jeśli Polska ma mieć inną twarz niż narodowo-konserwatywną, to wy musicie wiedzieć, jaką. Politycy ładnie to opakują, ubiorą i zaprezentują jako swoje odkrycie, co pewnie im w swojej łaskawości darujecie, jak zawsze. W końcu od tego są.
To emocje wyprowadziły was na ulice i to one mogą podpowiedzieć, na czym zależy wam najbardziej. Wściekłość już w sobie macie, teraz czas na wojnę. Za idee można ginąć, za święty spokój nie warto.