Nie mam się czego bać i prezes Jarosław Kaczyński mnie nie przestraszy, niezależnie od tego, w jak zaciekły sposób spróbuje mnie dopaść - powiedział Donald Tusk po czwartkowym przesłuchaniu. W jego ocenie w intencji obecnie rządzących wymiar sprawiedliwości ma służyć przeciwko ich konkurentom, w tym przeciwko niemu.

Tusk powtórzył również, że nikt nie wydawał zakazu otwierania trumien. "W jaki sposób postępuje się w takich sytuacjach, precyzyjnie opisują procedury. One były wtedy i dzisiaj takie same" - podkreślił.

Były premier i obecny szef Rady Europejskiej w czwartek po ośmiu godzinach opuścił gmach Prokuratury Krajowej w Warszawie, gdzie zeznawał w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym nieprawidłowości przy sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej.

"Chcę powiedzieć jedno. Nie mam się czego bać i pan prezes Kaczyński mnie nie przestraszy, niezależnie od tego, w jak zaciekły sposób spróbuje mnie dopaść. I nie pomoże mu w tym ani prokuratura, ani inne sposoby dokuczania mi" - powiedział dziennikarzom Tusk po wyjściu z prokuratury.

Jak podkreślił, wie, jakie są jego obywatelskie prawa i obowiązki i dlatego, "w uzgodnieniu z prokuraturą, kiedy będzie taka potrzeba, będzie starał się rozmawiać i wyjaśniać sprawy dotyczące tego śledztwa".

Pytany o to, czy przesłuchanie miało charakter polityczny, odparł, że nie ma wątpliwości, iż "cały kontekst w tej sprawie ma charakter polityczny". "Nie mam nic do zarzucenia panom prokuratorom, którzy zadawali mi pytania i jestem ostatni, który chciałby podejrzewać kogoś o niecne intencje, natomiast ta atmosfera i działania ustrojowe, których jesteśmy ostatnio świadkami, nie pozostawiają wątpliwości, że w intencji dzisiaj rządzących wymiar sprawiedliwości ma służyć jako narzędzie przeciwko konkurentom, opozycji czy ludziom, których się nie lubi. Obawiam się, że należę do tego grona" - mówił.

Tusk zastrzegł, że ze względów prawnych nie może "opisywać charakteru" czwartkowego przesłuchania. Ujawnił jedynie, że pytania śledczych dotyczyły "tak zwanego zakazu otwierania trumien" ofiar katastrofy. "Wyjaśniałem to publicznie wielokrotnie: nikt takiego zakazu nie wydawał" - podkreślił Tusk.

"W jaki sposób postępuje się w takich sytuacjach, precyzyjnie opisują procedury. One były wtedy i dzisiaj takie same. I dlatego nie należy politycznie wykorzystywać tej tragedii i przepisów prawa jako takiego młota na opozycję, czy oponentów, bo szczególnie w takiej sprawie nie powinno się tego robić" - zaznaczył b. premier.

Według niego przesłuchanie przebiegało w "bardzo kulturalnej atmosferze". "Nie biją, nie, jeszcze nie, nie ma takich zdarzeń" - zażartował, odpowiadając na pytania.

Pytany, czy spodziewa się, iż będzie w przyszłości nie świadkiem, lecz podejrzanym, Tusk odparł, że jeśli prowadzi się wielokrotne przesłuchania, to nie można wykluczyć żadnego scenariusza i liczy się ze wszystkimi możliwościami. "To, co widzę w oczach pana prezesa i jego akolitów, to z całą pewnością jest to wielka namiętność, której przedmiotem jest atak na mnie" - dodał.

Tusk mówił też, że na razie nie planuje powrotu do polityki krajowej, ale "wszystko jest możliwe".

Podkreślił także, odnosząc się do swojej rozmowy z Władimirem Putinem na sopockim molo w 2009 r., że miała ona charakter kurtuazyjny i była "typowym spacerem, który w dyplomacji ma na celu rozluźnianie atmosfery". "Trwała bardzo krótko i dotyczyła rzeczy tak banalnych, jak krajobraz i pogoda" - powiedział Tusk, pytany o sugestie, że wówczas rozmawiał o tym, co ma się wydarzyć 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu.

Tusk był też pytany przez dziennikarzy o słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, że skoro w 2010 r. "zakazano rodzinom otwierania trumien, to musiały być jakieś przyczyny". "A przyczyny były takie, że obawiano się wybuchu skandalu, bo obciążyłby on stosunki polsko-rosyjskie. Utrzymywanie za wszelką cenę dobrych stosunków – mimo tak strasznego wydarzenia – miało służyć temu, żeby Donald Tusk został kimś bardzo ważnym w Unii Europejskiej" - powiedział prezes PiS.

"Ja aż tak strategicznego zmysłu jak pan Kaczyński nie mam i planowanie pięć lat do przodu każdego kroku politycznego jest poza moim zasięgiem; gdyby nie bardzo poważny kontekst tej sprawy, to właściwie mógłbym parsknąć śmiechem" - odparł Tusk. "Znam pana Kaczyńskiego już dziesiątki lat i jego obsesje dotyczące konspiracji, spisków, znam bardzo dobrze, a dzisiaj także bardzo dotkliwie. Więc traktujcie to państwo raczej jako objaw pewnej obsesji, a nie jakąś logiczną, sensowną analizę polityczną" - oświadczył.

Tusk podkreślił, że współodpowiada za "europejską drogę Polski", a dzieją się "bardzo, bardzo złe rzeczy". "Przyszłość europejska Polski staje dziś pod znakiem zapytania. Rozumiem emocje Polaków, którzy niepokoją się czy o sądy, czy o przyszłość Polski w UE. Z drugiej strony bardzo bym chciał, by kwestie przeszłości, kwestie Smoleńska, nie były tym, co odbierze ludziom pozytywną energię" - powiedział.

Przewodniczący Rady Europejskiej podziękował swoim zwolennikom, którzy czekali na niego przez gmachem prokuratury "za wsparcie". "Ono bardzo dużo dla mnie znaczy, bo to nie są łatwe chwile, powtarzające się wielogodzinne przesłuchania" - powiedział.

Gdy wychodził z budynku, jego zwolennicy oklaskiwali go, skandowali "Donald Tusk" i zaintonowali "Sto lat". Na chodniku, odgrodzona przez policjantów, stała pikieta przeciwników Tuska, którzy - także gdy przesłuchanie jeszcze trwało - wykrzykiwali hasła, m. in. "złodziej" i "zdrajca".

B. premier zeznawał w charakterze świadka w śledztwie dot. niedopełnienia obowiązków w kwietniu 2010 r. przez funkcjonariuszy publicznych, w tym przez ówczesnych prokuratorów Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Miało ono polegać na nieuczestniczeniu w sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, a także - wbrew obowiązującym przepisom Kodeksu postępowania karnego - na nieprzeprowadzeniu sekcji bezpośrednio po przewiezieniu ofiar do Polski.