Duża grupa sędziów nie boi się zmian w wymiarze sprawiedliwości, a wręcz ich oczekuje - czytamy w środowym wydaniu "Naszego Dziennika".

Jak informuje "Nasz Dziennik", dotyczy to zwłaszcza szeregowych sędziów pracujących w sądach rejonowych i okręgowych.

"W przekazie medialnym dominuje obraz powszechnego sprzeciwu środowiska sędziowskiego wobec nowej ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych, jak również wobec projektu ustawy o Sądzie Najwyższym. Padają zarzuty, że rząd chce podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości, złamać sędziowską niezawisłość. Ale okazuje się, że te regulacje, przynajmniej w części, mają spore poparcie wśród sędziów. Ci jednak oficjalnie nie chcą się wypowiadać, bo - jak mówią - presja prezesów sądów czy szerzej establishmentu sędziowskiego (sędziów sądów apelacyjnych, SN, KRS) jest tak duża, że wolą nie ujawniać swoich poglądów pod nazwiskiem" - czytamy w gazecie.

"Ktoś, kto by się odważył publicznie poprzeć propozycje rządowe, ryzykuje środowiskowy ostracyzm, narzucany przez szefów i to, że np. zostanie odrzucona jego kandydatura do awansu z sądu rejonowego do okręgowego" - mówi "Naszemu Dziennikowi" jeden z warszawskich sędziów. "A już na pewno takie obawy muszą mieć młodzi prawnicy, którzy dopiero w ogóle ubiegają się o nominację sędziowską" - dodaje.

"On oraz jego koledzy, z którymi rozmawialiśmy, liczą na to, że PiS przeprowadzi w pierwszym rzędzie reformę sądownictwa dyscyplinarnego, aby z zawodu były usuwane czarne owce, które psują wizerunek wymiaru sprawiedliwości" - czytamy w "Naszym Dzienniku".

"Kiedyś przez trzy lata pracowałem w jednym sądzie z sędzią, który miał postępowanie dyscyplinarne za wypadek drogowy. Mnie przeniesiono do innego sądu, a jego sprawa jeszcze nawet się nie zaczęła" - relacjonuje sędzia z wydziału cywilnego jednego z sądów na Mazowszu.