Obecne przepisy dotyczące cmentarzy i chowania zmarłych pochodzą z 1959 roku i w tym czasie nie były w istotny sposób zmieniane. Dlaczego przez ponad 30 lat nikt nie podjął się kompleksowej reformy prawa funeralnego?
Ta ustawa z 1959 roku, która liczy sobie niecałe 20 stron, reguluje potężny obszar funkcjonowania państwa czyli wszystko, co się dzieje od stwierdzenia zgonu, poprzez jego udokumentowanie, procedury związane z pochowaniem aż po funkcjonowanie cmentarzy i mimo że przepisy te nie przystają do rzeczywistości, z którą mamy do czynienia, nie ma odważnych polityków, aby te kwestie całościowo uregulować. Moim zdaniem wynika to z dwóch głównych przyczyn – kwestie dotyczące cmentarzy i chowania zmarłych mają charakter interdyscyplinarny – dotyczą takich obszarów jak służba zdrowia i Sanepid, planowanie przestrzenne, rejestracja stanu cywilnego, działalność samorządów, kościołów i związków wyznaniowych. Druga przyczyna to kwestia ewentualnego zysku politycznego, a w zasadzie jego braku. Zmarli nie głosują i generalnie społeczeństwo nie chce myśleć o śmierci, mimo że przy 400 tys. zgonów rocznie parę milionów osób jest dotkniętych odejściem kogoś spośród bliskich i znajomych. Może raz do roku 1 listopada, kiedy idziemy na cmentarz i próbujemy znaleźć grób kogoś znajomego, to narzekamy, że nie jest to łatwe, ale zaraz staramy się o tym zapomnieć. Niestety rzeczywistość jest taka, że mamy przepisy, które są dalece nieaktualne i nie przystające do rzeczywistości i dużą niepewność prawa w wielu obszarach. Tak naprawdę trzeba napisać te przepisy na nowo.
Takie próby były w przeszłości podejmowane.
Od 2014 roku sprawą zajmowano się dwutorowo – po pierwsze miała powstać ustawa, nad którą pracowało Ministerstwo Zdrowia, rozwiązująca problem stwierdzania i dokumentowania zgonów oraz druga o cmentarzach, za którą miał być odpowiedzialny Sanepid. Niestety po paru latach pracy tak naprawdę daleko było do tego, żeby te przepisy miały kształt akceptowalny dla wszystkich interesariuszy. Stąd w 2021 roku mnie powierzono misję, żeby uregulować całość prawa funeralnego w jednym akcie prawnym i po szeregu konsultacji społecznych, uzgodnień w 2023 roku całkiem nowy projekt ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych miał trafić pod obrady Rady Ministrów i Parlamentu.
Jednak nie zdążył wejść w życie, a po zmianie rządu i po dwóch latach prac nad nowelizacją ustawy z 1959 roku powrócono do pomysłu, aby pilnie uregulować największą bolączkę systemu czyli trudności ze stwierdzaniem i dokumentowaniem zgonów. Właśnie zakończyły się konsultacje nowelizacji ustawy o działalności leczniczej, która ma tym problemom zaradzić. Jak branża funeralna ocenia ten projekt?
Dzisiaj na stole mamy projekt ustawy o działalności leczniczej, który dotyczy tylko jednego początkowego etapu systemu dotyczącego stwierdzenia zgonu i jego udokumentowania. Część tej gotowej regulacji z 2023 roku wyjęto do nowego projektu, zmieniając koncepcję w ten sposób, że te przepisy dołączono do ustawy o działalności leczniczej. Przepisy dotyczące koronera w 95 proc. pokrywają z się z tym, co zostało zaproponowane wcześniej. I one rzeczywiście stanowią odpowiedź na bardzo ważny problem związany z odpowiedzialnością za stwierdzenie zgonu. Dzisiaj wygląda to tak, że zgodnie z ustawą z 1959 roku za stwierdzenie zgonu odpowiedzialny jest lekarz leczący pacjenta w ostatniej chorobie. Sytuacja jest oczywista tylko w przypadku zgonów szpitalnych, które stanowią połowę wszystkich. Problem zaczyna się w przypadku innych zgonów, do których dochodzi poza szpitalem, głównie w domach, ale także na np. ulicy czy w miejscach wypadku, ponieważ są trudności ze znalezieniem lekarza, który stwierdzi zgon. Najczęściej przyjmuje się, że powinien to być lekarz POZ, ale ten działa tylko od poniedziałku do piątku w określonych godzinach między 8 a 18. Bywa tak, że gdy wzywa się lekarza nocnej i świątecznej pomocy, on przyjeżdża, ale uznaje, że nie jest właściwy do tego, aby wystawić kartę zgonu, która umożliwia dalsze procedury administracyjne i wypisuje tylko zaświadczenie, które pozwala zakładowi pogrzebowemu zabrać zwłoki. Natomiast obywatel i tak musi znaleźć lekarza POZ, który stwierdzi zgon i udokumentuje go jak należy. To jest duży problem, bo czasem trzeba czekać na jego przyjazd wiele godzin.
Projekt realizuje postulat, żeby uporządkować właściwość danych podmiotów służby zdrowia, jeśli chodzi o stwierdzanie zgonów. Jest powiedziane jasno, że to nie lekarz leczący pacjenta w ostatniej chorobie ma stwierdzać zgon poza szpitalami – w godzinach pracy POZ ma być to lekarz POZ, po tych godzinach i w święta – lekarz nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, a ponadto system ma być uzupełniony o tzw. koronerów czyli wyspecjalizowanych lekarzy dyspozycyjnych przez 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu i zatrudnianych przez wojewodę, którzy zajmowaliby się stwierdzaniem zgonu w przypadkach nietypowych i na wezwanie służb. To są bardzo potrzebne rozwiązania i te kwestie nie są sporne.
Czego dotyczą zatem krytyczne uwagi branży do tego projektu?
Największe wątpliwości budzi kwestia elektronizacji procedury związanej z dokumentowaniem zgonu i przekazywaniem informacji o nim. Na dzień dzisiejszy ona jest bardzo problematyczna – zarówno dla obywateli, lekarzy, jak i administracji. Kiedy lekarz przyjeżdża stwierdzić zgon to dokumentuje go na papierowej karcie zgonu, z którą obywatel musi wędrować najpierw do urzędu stanu cywilnego, a następnie z częścią tego dokumentu, na której znajduje się adnotacja, że zarejestrowano zgon w USC, powinien udać się na cmentarz. W tych procedurach obywatele często są wyręczani przez zakłady pogrzebowe, natomiast wszystko cały czas odbywa się w formie papierowej. Procedura jest obciążająca i dla obywateli, zakładów pogrzebowych, jak i dla administracji, która te dane o zmarłym musi przenieść do państwowych systemów informatycznych. Jest uciążliwa także dla GUS, który zbiera statystyki dotyczące przyczyn zgonu i tu warto wiedzieć, że obrabianie tych informacji trwa rok, czasem półtora. Co oznacza, że o tym, jakie są przyczyny zgonów dzisiaj dowiemy się pod koniec 2026 roku. Nie byłoby to może wielkim problem, gdyby nie sytuacje nadzwyczajne, takie jak miały miejsce podczas epidemii COVID-19. Wtedy ujawniła się niewydolność państwa do określania na bieżąco przyczyn zgonów i stąd brały się rozbieżności o liczbie zgonów COVID-owych podawane na bieżąco oraz po zliczeniu przez GUS. Widać, że ta obowiązująca procedura nie przystaje do rzeczywistości. Stąd od wielu lat pojawiał się postulat, żeby wprowadzić elektroniczną kartę zgonu.
Zgodnie z obecnym projektem będzie elektroniczna karta zgonu, a jakie ma Pan szczegółowe zastrzeżenia do niej?
Zgodnie z projektem lekarz ma wystawiać elektroniczną kartę zgonu, która automatycznie będzie przekazywana do właściwych instytucji. Natomiast oprócz tego Ministerstwo Zdrowia proponuje, by lekarz miał obowiązek sporządzania papierowego zaświadczenia, które ma pozwolić na zabranie ciała przez zakład pogrzebowy. Miało być elektronicznie, a cały czas będzie potrzebny papier.
Ale niewątpliwym uproszczeniem z punktu widzenia obywatela jest zdjęcie z niego obowiązku zgłaszania zgonu w USC. Nie trzeba będzie udawać się do USC, żeby zarejestrować fakt śmierci osoby bliskiej, bo po otrzymaniu elektronicznej karty zgonu tym mają się zająć urzędnicy.
To tylko częściowe ułatwienie, ponieważ wizyta w USC i tak będzie potrzebna. W projekcie nie przewidziano takiej usługi, która umożliwiałaby wygenerowanie w internecie dokumentów potrzebnych do pochowania zmarłego na cmentarzu. Do pochówku niezbędne będzie papierowe zaświadczenie o zgonie i dodatkowo odpis aktu zgonu. Także najczęściej papierowy, bo jeśli chodzi o cyfryzację cmentarzy, to trzeba wiedzieć, że trzy czwarte z nich to nekropolie wyznaniowe, które zazwyczaj nie są przygotowane do obsługi dokumentów w pełni elektronicznych. W zdecydowanej większości przypadków będzie potrzebny papierowy akt zgonu, więc i tak wizyta w USC będzie konieczna. Co więcej zakład pogrzebowy nie będzie już mógł w tej procedurze wyręczyć obywatela, co na dzień dzisiejszy jest powszechne i jest dużym ułatwieniem dla rodzin zmarłych, jeśli do urzędu stanu cywilnego udaje się pracownik zakładu, a nie oni osobiście. Przepisy nie przewidują wydania aktu zgonu osobie trzeciej, więc będzie musiał udzielić zakładowi pogrzebowemu pełnomocnictwa i opłacić opłatę skarbową. Ponadto w tej zaproponowanej przez Ministerstwo Zdrowia procedurze jeden akt zgonu może być niewystarczający, bo obywatel zostawi go na cmentarzu, a za odpis, którego będzie go potrzebował jeszcze w innych miejscach także trzeba zapłacić. Oznacza to dodatkowe koszty i obciążenie czasowe wynikające z tego, że po ten dokument do USC w większości przypadków trzeba się będzie udać osobiście.
A jak ten problem był rozwiązany w projekcie ustawy z 2023 roku?
Oprócz prac legislacyjnych prowadzonych w latach 2021-23, był realizowany nakładem kilku milionów złotych projekt informatyczny. Zostały stworzone narzędzia niezbędne do wystawiania elektronicznej karty zgonu. Pokrótce miało to wyglądać tak, że lekarz po stwierdzeniu zgonu wystawiał elektroniczną kartę zgonu w systemie P1 lub komercyjnym systemie, z którego korzysta np. jego POZ i od razu poszczególne informacje miały trafiać do właściwych urzędów. A z kolei obywatel miał dostawać kilkucyfrowy numer PIN, dodatkowo wysyłany też smsem, który po podaniu dodatkowo numeru PESEL miał mu umożliwić dostęp do dokumentów potrzebnych do pochówku i dalszych procedur pogrzebowych w powszechnie dostępnej usłudze elektronicznej.
Czyli nie musiałby się po akt zgonu zgłaszać do USC, bo to działałoby jak elektroniczna recepta. I właśnie z tego rozwiązania Ministerstwo Zdrowia zrezygnowało, dlaczego?
To jest właśnie mój największy zarzut, że Ministerstwo Zdrowia się z tej propozycji wycofało. Przyznam, że nie wiem, dlaczego zaproponowano zupełnie inne rozwiązanie. Opisana przeze mnie wcześniej procedura dotyczy przypadków standardowych, ale już zupełnie absurdalna jest propozycja przyjęta na wypadek sytuacji awaryjnych, gdy lekarz nie ma możliwości wystawienia elektronicznej karty zgonu, np. z powodu braku dostępu do internetu.
W projekcie, za który ja odpowiadałem, było przewidziane, że w takiej sytuacji zwłoki mogły być zabrane z domu przez zakład pogrzebowy na podstawie papierowego zaświadczenia, a dokument elektroniczny lekarz musiał wystawić w ciągu 2 godzin od odzyskania dostępu do systemu. Po czym normalną, przewidzianą w tamtym projekcie ścieżką obywatel mógł uzyskać dostęp do tych elektronicznych dokumentów za pośrednictwem państwowej strony internetowej, a więc nie musiał się już zgłaszać po żaden papierowy dokument do urzędu stanu cywilnego, bo dokument był dostępny w internecie. Jeśli z jakiegoś powodu nie dostał numeru PIN, to mógłby też uzyskać dostęp do dokumentów do pochówku podając PESEL u numer dowodu zmarłego. Dopiero w ostateczności mógłby udać się do USC po papierowy wydruk, potwierdzony przez urzędnika. Natomiast co proponuje Ministerstwo Zdrowia w takiej sytuacji? Daje lekarzowi aż 24 godziny na wystawienie elektronicznej karty zgonu. W tym czasie obywatel nie ma wiedzy, po jakim czasie ten dokument wreszcie powstanie, czy już może się udać do USC, aby odebrać akt zgonu, który jest potrzebny do pochówku na cmentarzu, czy poczekać z tym do następnego dnia.
Co więcej, zgodnie z obecną propozycją, jeśli w ciągu tych 24 godzin lekarz nadal nie będzie mógł wystawić elektronicznej karty zgonu, to powinien sporządzić kartę papierową, aby obywatel mógł się z nią udać do USC. Nie wiem, bo nie wynika to w żaden sposób z projektu, w jaki sposób lekarz ma poinformować bliskich zmarłego, że sporządził papierowy dokument. Będzie musiał bliskich zmarłego jakoś odszukać, aby taką papierową kartę zgonu im wręczyć.
Jak znam życie, to będzie raczej problem rodziny niż lekarza.
Zgadza się, to oni muszą tego przypilnować, czy lekarz już wystawił papierową kartę zgonu, a przecież mają teoretycznie trzy dni, aby zmarłego pochować. Za każdy dodatkowy dzień przechowywania zwłok w chłodni szpitalnej, płaci się, więc każda zwłoka oznacza dodatkowe koszty. Jak już z tą papierową kartą obywatel pójdzie do USC, to według projektu ona powinna być zdygitalizowana przez kierownika USC i po tej digitalizacji lekarz jeszcze musi uzupełnić pewne informacje dotyczące przyczyny zgonu ważne ze względów statystycznych. I znowu nie jest powiedziane, w jaki sposób lekarz się dowie, że karta została zdygitalizowana, bo nie przewidziano obowiązku informowania go o tym. Nie wiadomo też w jaki sposób ta zdygitalizowana karta miałaby ponownie do niego trafić. Obawiam się jednego, żeby uniknąć niepewności, czy na miejscu stwierdzenia zgonu będzie można wystawić elektroniczną kartę zgonu, lekarz uzna, że prościej jest w każdej sytuacji wystawić od razu papierowy dokument.
Jest to według mnie zupełnie niepotrzebna komplikacja systemu, ktoś nie przemyślał tego systemu. To co proponuje ministerstwo to jest informacyjny chaos. Propozycja rodzi więcej pracy dla lekarzy i nie przynosi żadnego uproszczenia dla obywateli i zakładów pogrzebowych.
Rozmawiała Beata Lisowska