Po sobotnim zamachu terrorystycznym w Londynie francuscy politycy apelują o zacieśnianie współpracy europejskiej i międzynarodowej w walce z terroryzmem. Prezydent Emmanuel Macron wezwał do walki z propagandą terrorystyczną w mediach społecznościowych.

Macron rozmawiał w niedzielę z premier W. Brytanii Theresą May i ogłosił, że działa "na rzecz ochrony Francuzów przed terroryzmem". Powtarzał, jak ważna w walce z terrorem jest współpraca europejska. Wezwał też do walki z rozprzestrzenianiem propagandy terrorystycznej w mediach społecznościowych.

Liczni francuscy politycy apelują o zacieśnianie współpracy europejskiej i międzynarodowej w celu - jak sformułował to w programie telewizji Arte były zastępca dyrektora francuskiego wywiadu Philippe Hayez - przeciwstawienia się "coraz gęstszej pajęczynie terroryzmu".

Do ilu zamachów musi jeszcze dojść, "zanim zaczniemy traktować fundamentalizm islamski jako barbarzyński totalitaryzm i rugować go z naszych krajów" - pytała niedawna kandydatka na prezydenta, przywódczyni populistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen.

Skrajnie lewicowy polityk, lider Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon przeciwstawił się natomiast planowanemu przedłużeniu stanu wyjątkowego, który obowiązuje we Francji od listopada 2015 r. Występując w programie radiowo-telewizyjnym, niedawny kandydat na prezydenta uznał, że posunięcia Macrona "są nieproporcjonalne" i stanowią "stratę czasu". Pod koniec maja Macron zdecydował o przedłużeniu stanu wyjątkowego do 1 listopada; jego decyzja wymaga jeszcze aprobaty parlamentu.

"Po londyńskim zamachu Pałac Elizejski zapewnił, że Macron jest u steru" – brzmi tytuł artykułu "Le Monde". Według cytowanego przez gazetę urzędu prezydenckiego, wydał on "precyzyjne polecenia francuskim służbom wywiadowczym". Prezydent Francji zatelefonował w niedzielę do rodzin francuskich ofiar zamachu londyńskiego "po to, by pokazać, że stoi na wysokości zadania" – komentuje "Le Monde". I dodaje, że "szef państwa w sposób naturalny uważany jest za osobę odpowiedzialną za bezpieczeństwo współobywateli".

Taktyka prezydenta na tydzień przed wyborami parlamentarnymi polega na tym, by w dramatycznej sytuacji widać było, że "zachowuje zimną krew i jednocześnie okazuje uczucia" – przytacza "Le Monde" słowa bliskiego współpracownika prezydenta.

Komentator dziennika "Le Figaro" Paul-Henri Du Limbert uważa, że "narody Starego Kontynentu są słabo psychologicznie przygotowane do wojny". Wzywa, by "skończyć z anielskością", jaką jest wiara, że "wielokulturowość jest przyszłością świata". "Ta ekstremistyczna tolerancja" – wskazuje publicysta - "którą Europejczycy, maniacy kajania się, stosują od lat, wraca im jak bumerang".

"Le Figaro" kończy tekst bezpośrednim apelem do prezydenta Francji, którego zadaniem jest takie postępowanie, "by ta długa wojna, jaką nam obiecują, była jak najkrótsza; abyśmy się do niej nie przyzwyczaili".

Krytykę tego "przyzwyczajenia się" do zamachów powtarzają politycy i obserwatorzy. "Zapalanie zniczy i składanie kwiatów nie może stać się rutyną zastępującą walkę" - pisze ekonomista Jacques Sapir w internetowym wydaniu miesięcznika "Causeur".

Liczni francuscy komentatorzy zwracają uwagę na to, że w niedzielnym wystąpieniu Teresa May zdaje się przyznawać do błędu, jakim była prowadzona od dziesięcioleci przez Wielką Brytanię polityka wielokulturowości i autonomii wspólnot etnicznych i religijnych.

Francuska politolożka i ekspertka od świata arabskiego, autorka publikacji "Państwo Islamskie złapane za słowo" Myriam Bonraad, zwraca uwagę, że aby zmniejszyć atrakcyjność islamizmu wśród młodych europejskich muzułmanów, należy przede wszystkim przeciwstawić się ideologii dżihadystów. "Trzeba zaatakować głębokie powody zaangażowania się w przemoc i przeciwstawić mu inne rozumowanie, antidotum na utopię" - wskazuje.