Nawet jeśli rozbieżności między Francją a Rosją się nie zmniejszyły, to rosyjski prezydent może być zadowolony z tego, jak został przyjęty.
Francusko-rosyjski handel odczuwa skutki sankcji / Dziennik Gazeta Prawna
Choć Emmanuel Macron zapowiadał przed wczorajszym spotkaniem z Władimirem Putinem, że będzie poruszał wszystkie trudne tematy, to rosyjski prezydent raczej nie wyszedł z niego jako pokonany. Odwrotnie – splendor, z jakim został przyjęty, zwłaszcza biorąc pod uwagę obrażanie Macrona przez rosyjskie media, jest dokładnie tym, czego Putin chciał.
Władca z Kremla nie tylko był pierwszym zagranicznym przywódcą, który został przyjęty przez nowego prezydenta Francji (z kilkoma innymi liderami rozmawiał np. podczas piątkowego szczytu NATO w Brukseli czy sobotniego spotkania grupy G7 na Sycylii), co samo w sobie stanowiło spory gest pod jego adresem, ale też zaproszony został do pałacu w Wersalu, aby w ten sposób uczcić 300. rocznicę wizyty w Paryżu cara Rosji Piotra Wielkiego. Takie przyjęcie trochę dziwi, zważywszy na to, jak wyglądają ostatnio stosunki między Paryżem a Moskwą. We francuskich wyborach prezydenckich Rosja otwarcie wspierała główną rywalkę Macrona – kandydatkę Frontu Narodowego Marine Le Pen, a on sam w momencie, jak zaczął wyrastać na faworyta, stał się obiektem bezpardonowych ataków – zarówno ze strony hakerów, którzy wykradli e-maile z jego sztabu, jak i kremlowskich propagandzistów przedstawiających kandydata na prezydenta jako osobę niedoświadczoną i bez poglądów, marionetkę w rękach bankierów czy ukrytego homoseksualistę.
Dlaczego Putin zdecydował się na tak ostre zagrywki, trudno zrozumieć. Wiadomo, że ze wszystkich liczących się kandydatów do prezydentury Macron był najmniej korzystny dla Rosji, ale liczenie, że Le Pen naprawdę może wygrać, było nieracjonalne. Tymczasem te ataki spowodowały, że Macron z polityka najmniej prorosyjskiego stał się otwarcie antyrosyjski i nie chce nawet myśleć o złagodzeniu sankcji nałożonych na Rosję. Być może jednak dla Putina ważniejsze jest coś innego – to, że polityk, który był w rosyjskich mediach obrażany, kilka dni później przyjmuje go z najwyższymi honorami, będzie można przedstawiać rosyjskiemu społeczeństwu jako dowód na siłę państwa. Szczególnie że Macron podczas konferencji prasowej po spotkaniu powiedział, że „żaden problem na świecie nie może być rozwiązany bez Rosji”.
To na pewno przebije się do opinii publicznej – być może nie tylko w Rosji. I to mocniej niż słowa francuskiego prezydenta, że obie strony zgodziły się w sprawie wznowienia rozmów na temat sytuacji na Ukrainie w formacie normandzkim, czyli z udziałem Rosji, Ukrainy, Francji i Niemiec. Albo niż to, że będzie śledził doniesienia o prześladowaniach gejów w Czeczenii czy kłopotach organizacji pozarządowych w całej Rosji. Jeśli chodzi o Syrię, będącą kolejnym z punktów spornych, Macron mówiąc o potrzebie współpracy z Rosją w walce z terrorystami z Państwa Islamskiego, zapowiedział, że użycie broni chemicznej – o co podejrzewany jest wspierany przez Moskwę reżim Baszara al-Asada – jest czerwoną linią, której przekroczenie spotka się z reakcją Francji. Ale tego, z jaką, nie sprecyzował i nie wygląda, by to zbytnio przestraszyło Putina. \
Honory wobec Putina będą dla Rosjan dowodem na siłę ich państwa.