Ok. 500 osób protestowało w poniedziałek w Warszawie m.in. przeciwko niewypłacaniu pracownikom wynagrodzeń. Demonstracja zorganizowana przez Ruch Sprawiedliwości Społecznej z okazji Święta Pracy przeszła z ronda de Gaulle'a przed kancelarię premiera.

"Przyszliśmy tutaj, bo tworzymy ruch oporu wobec okupacji; Polska jest krajem okupowanym przez koncerny, banki, lichwiarzy, oszustów, zachodnie i wschodnie, i międzynarodowe korporacje" - powiedział na początku demonstracji Piotr Ikonowicz z RSS. "Nasze miasta, nasze fabryki, nasza ziemia, stały się ich własnością, a my jesteśmy traktowani jak nielegalni imigranci we własnym kraju" - dodał. Mówił też, że pracownicy żądają godnej płacy i że to "najbardziej uprawnione roszczenie na świecie".

Ikonowicz przekonywał, że "wszystkie działające dziś w Polsce partie polityczne głównego nurtu składają się z biznesmenów, urzędników i zawodowych polityków". "Powstanie już niedługo masowa organizacja ludzi pracy, która przepędzi od władzy tych krwiopijców, bandytów i złodziei. Nie zrobimy wam krzywdy, nie bójcie się (...) My was po prostu odsuniemy (...) po prostu was opodatkujemy, zapłacicie wreszcie uczciwe podatki" - mówił Ikonowicz, co zebrani przyjęli brawami. "Idziemy długim marszem, idziemy po swoje, idziemy po Polskę, bo Polska jest nasza, Polska jest ludzi pracy. Nasz jest cały świat" - dodał.

Filip Ilkowski z Pracowniczej Demokracji powiedział, że demonstranci są wściekli "na rażącą niesprawiedliwość, z którą się na co dzień spotykają jako lokatorzy, jako zwykli niezamożni ludzie, przede wszystkim jako pracownicy". "Wiele słyszymy o demokracji, ale gdzie jest ta demokracja? Gdzie jest ten lud, ten demos, który ma tutaj rządzić? Czy ktoś czuje, że lud tutaj rządzi? To nie jest żadna demokracja, to jest oligarchia, która ma rzeczywistą władzę i naszym zadaniem jest owych oligarchów tej władzy pozbawić" - zaznaczył Ilkowski.

Demonstracja zakończyła się przed Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, gdzie - jak mówił Ikonowicz - "zapadają najważniejsze decyzje przekazywane z Żoliborza". "Dzisiaj odbudowujemy tradycję i przywracamy pamięć historyczną naszemu społeczeństwu. Tę pamięć historyczną próbowano nam amputować, próbowano nas przekonać, że właściwie cała historia Polski jest historią prawicową, historią jaśniepańską, szlachecką, a my reprezentujemy historię plebejską, historię ludzi pracy, tych, którzy zawsze mieli gorzej, którzy pracowali na tamtych jaśnie panów" - powiedział Ikonowicz.

Przyznał, że w PRL 1 maja był farsą, "bo to były partyjno-państwowe spędy, przez co zbrukano świętą tradycję robotniczej walki i buntu". "My do tej tradycji nawiązujemy. Panowie patrioci chcą zbudować tradycję w oparciu o Żołnierzy Wyklętych. Potrzeba heroizmu jest wielka, ale cóż jest heroicznego w tym, żeby mordować chłopów, których jedyną winą było wzięcie ziemi z reformy rolnej? Cóż jest bohaterskiego w tym, żeby karać ludzi za to, że chcą wyjść z pańszczyzny, upodlenia i poniżenia?" - mówił Ikonowicz.

Główne hasło poniedziałkowej demonstracji to: "Niewypłacanie wynagrodzeń to kradzież. Ukarać winnych". Transparent z taką treścią znalazł się na czele pochodu.

W pochodzie najwięcej było czerwonych flag Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, widać było transparenty z nazwami Pracowniczej Demokracji, Komunistycznej Partii Polski i Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Widać było także hasła "Człowiek ponad własnością prywatną", "Solidarność naszą bronią" i "Władza Rad"; część transparentów zawierała hasła w obronie mieszkańców Wzgórza Orlicz-Dreszera w Gdyni i Winnicy w Toruniu. Zebrani skandowali m.in. "Miasto to nie firma", "Macierewicz musi odejść", "PiS, PO - jedno zło", "Ukarać winnych" i "Ruch oporu".

Przemarsz z ronda de Gaulle'a do kancelarii premiera odbył się przy dźwiękach muzyki puszczanej z głośników. Usłyszeć można było m.in. "Międzynarodówkę", "Czerwony sztandar", "Bandiera Rossa", "Guantanamera" i "Le Déserteur". Po zakończeniu demonstracji jej uczestnicy pojechali na piknik nad Wisłą.