W ramach śledztwa prowadzonego we Włoszech w sprawie sprawcy zamachu w Berlinie Anisa Amriego, zastrzelonego w piątek koło Mediolanu, policja przeszukała dwa domy koło Rzymu, w których prawdopodobnie przebywał w zeszłym roku - podała Ansa.

Jak wyjaśniła agencja, policja na wniosek prokuratury poszła w środę tropem kontaktów, jakie nawiązał Amri w ciągu czterech lat spędzonych we włoskich więzieniach między rokiem 2011 a 2015.

Przeszukań dokonano między innymi w dwóch domach w mieście Aprilia koło Rzymu, gdzie - jak się przypuszcza - przebywał w zeszłym roku, po zakończeniu odbywania kary.

Według śledczych w tych samych domach zatrzymały się także inne osoby, z którymi kontaktował się tunezyjski terrorysta.

Toczące się włoskie śledztwo ma ustalić między innymi, czy Amri uciekając z Berlina do Włoch mógł liczyć na wsparcie i czy miał bazę logistyczną w tym kraju oraz w jakich środowiskach uległ radykalizacji.

Na łamach włoskiej prasy wkrótce po zamachu w Berlinie pojawiły się opinie ekspertów i głosy komentatorów, że Tunezyjczyk, który w 2011 roku przypłynął jako nieletni na wyspę Lampedusa i został potem skazany za podpalenie ośrodka dla migrantów i przemoc, uległ radykalizacji we włoskich więzieniach i tam nawiązał kontakty ze środowiskami ekstremistów.

Jak wyjaśnili na łamach prasy przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, impulsem do bacznej obserwacji są zanotowane w więzieniach wybuchy radości i entuzjazmu osadzonych muzułmańskich imigrantów na wiadomość o zamachach terrorystycznych w Paryżu czy Brukseli. Ocenia się, że we włoskich zakładach karnych przebywa kilkuset islamskich radykałów, skazanych za różne przestępstwa.

Włoskie media ujawniły tuż po zamachu w Berlinie, że administracja więzienna przy MSW w Rzymie sygnalizowała komitetowi analizy strategii antyterrorystycznej podejrzane zachowania Anisa Amriego, zaobserwowane gdy odbywał wyrok w siedmiu więzieniach na Sycylii w latach 2011-2015. Był często przenoszony z powodu przemocy, jakiej się dopuszczał.

W raporcie administracja więzienna zwróciła uwagę na jego wyraźną radykalizację i dowody jego sympatii dla islamskiego terroryzmu.

Jak napisał w piątek dziennik „Corriere della Sera”, uwaga włoskich służb antyterrorystycznych była od co najmniej dwóch lat zwrócona na Tunezyjczyka.

W środę Ansa podała również, że już w czerwcu 2015 roku strona włoska przekazała do bazy danych Schengen pierwszy sygnał o tym, że Anis Amri jest niebezpieczny i dlatego nie może zostać przyjęty przez żaden kraj. Po tym, gdy wyszedł na wolność, otrzymał dekret nakazujący opuszczenie Włoch. Następnie przepadł bez wieści.

Zgodnie z obecnymi ustaleniami, o których pisze Ansa, gdy w grudniu 2015 roku władze Niemiec ustaliły, że Amri przebywa na ich terytorium i utrzymuje kontakty ze środowiskami radykalnymi, zwróciły się do strony włoskiej o jego fotografię i odciski palców. Kilka godzin później, jak twierdzą cytowani śledczy, Włosi wysłali Niemcom pierwszą część dokumentacji na temat domniemanego ekstremisty. Pełne materiały sądowe na temat mężczyzny Niemcy otrzymali od Włochów w lutym tego roku. To wtedy, jak się zauważa, Amri złożył wniosek o prawo pobytu w Niemczech.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)