Moi sąsiedzi popierający PiS mają syna na Zachodzie i on ostatnio specjalnie przyjechał zagłosować. Ja mam syna w Warszawie i nie przyjechał. Taki mają stopień mobilizacji po tej drugiej stronie
Marcin Kierwiński, kandydat Koalicji Obywatelskiej, rozdaje ulotki w centrum Sierpca. fot. Tomasz Żółciak / DGP
Czwartek, 2 października. Drobin niedaleko Płocka. Na targu, który na co dzień służy nie tylko za główny punkt handlowy, lecz także centrum polityczne, tętni życie. Świetny teren do łowienia wyborców. Można wręczyć ulotkę, zagadać, poprosić o głos.
Na chodniku przed wejściem po jednej stronie kobieta sprzedaje jajka, po drugiej starszy mężczyzna oferuje warzywa. Oboje komentują otrzymaną przed chwilą gazetkę wyborczą, którą przygotował PiS. – Ja to na PSL głosuję, PSL to dla mnie coś. Ci to szkoda gadać – mówi sprzedawca.
Wchodzimy na targowisko. – Proszę, miód od posła dla pana – zagaja do właściciela straganu z owocami poseł Piotr Zgorzelski, nr 1 na liście PSL w okręgu 16. – A to proszę dla pana śliweczkę i gruszeczkę. Ja od macochy nie jestem – odpowiada sprzedawca. – A to proszę jeszcze długopis, życzę wszystkiego najlepszego i proszę o życzliwość trzynastego – odwdzięcza się Zgorzelski.
Porusza się tu swobodnie, to jego teren. – Skąd panie są? – zagaduje dwie starsze kobiety. – Z Kozłowa – odpowiadają. – Jestem tam członkiem honorowym jednostki ochotniczej straży pożarnej – chwali się kandydat. – Wiemy, na pewno będziemy na pana głosować – zapewniają kobiety.
Podchodzimy do mężczyzny, któremu Zgorzelski wręczył długopis, i pytamy, na kogo zagłosuje. – Chyba wystarczy, jak powiem, że jestem rolnikiem. PSL to jest partia, która powinna zawsze być na wsi. Jak oni rządzili, to jeszcze jakoś było, teraz to jest wielka propaganda. Weźmy suszę. Pieniądze miały być większe, a ich nie ma. Co innego się czyta, a co innego jest w urzędach – mówi pan Mariusz. W międzyczasie poseł Zgorzelski częstuje miodem starszą panią. – Ale i tak na pana nie zagłosuję – zaznacza kobieta. – To na kogo? – dopytujemy. – Na PiS. Dlatego że jestem emerytką, dostałam trzynastkę. Ta trzynastka ma się utrzymać, to na nich zagłosuję – zapewnia. – Ludzie za pieniędzmi idą – mówi oburzona właścicielka straganu obok, słysząc naszą rozmowę. – A pewnie, że za pieniędzmi – odpowiada emerytka, już nieco skonfundowana. Napomyka, że może jeszcze przemyśli swoją decyzję.
fot. Tomasz Żółciak / DGP
Tymczasem Piotr Zgorzelski z miodem w ręku zagaja na targu kolejnego mężczyznę. Ten w odpowiedzi wyjmuje plik wyborczych gazetek PiS. Okazuje się, że to Grzegorz Szykulski, członek zarządu powiatowego PiS w Płocku (w partii od 2003 r.). – W Drobinie kampania jest prowadzona bardzo aktywnie. Wspierają nas posłowie z całego okręgu. Tak jak mówił prezes Kaczyński, do ostatniego dnia będziemy mobilizować elektorat. To wyborcy, którzy skorzystali na wszystkich dobrych ruchach. Jestem z tego terenu, widzę, jak poprawiło się życie osób z małych miasteczek i wsi – zapewnia Szykulski. Wyjaśnia, że na tym terenie silne było kiedyś SLD – teraz ich wyborców przejmuje PiS. – W wyborach europejskich ponad 60 proc. zagłosowało na dobrą zmianę – podkreśla. Dziś główna linia politycznego frontu biegnie w Drobinie między ludowcami a obozem rządzącym. Burmistrzem jest Andrzej Samoraj z PSL, jego głównym konkurentem w wyborach samorządowych był Wojciech Muczyński z PiS. Obie partie rywalizują dziś o miano tej prawdziwie ludowej. Walka toczy się nie tylko o głosy elektoratu, lecz także o urzędy, szkoły, słowem – miejsca pracy.
PSL cieszy się dobrymi notowaniami w Drobinie w dużej mierze z powodu wysiłków lokalnego samorządu. Miejscowa szkoła średnia to dziś jedna z niewielu placówek w Polsce, do której uczniowie przychodzą jedynie z tabletem i uczą się z e-podręczników. Niedawno uruchomiono tam salę e-gamingową, w której dzieciaki będą mogły szlifować umiejętności w grach komputerowych pod okiem ekspertów z Katowic, zdalnie śledzących ich postępy i uczących ich nowych strategii (np. w popularnej strzelance „Counter-Strike”). Dla młodych ma to być nie tylko okazja do dobrej zabawy, lecz także pomoc w starcie do coraz bardziej dochodowej branży e-gamingu. Dlaczego w takim razie popularność partii Jarosława Kaczyńskiego w tym rejonie rośnie? – To typowo rolniczy okręg. PiS od kilku lat rozszerza swoje wpływy wśród ludności wiejskiej i małomiasteczkowej. Kiedyś byli oni bastionem PSL, a teraz gros głosów wędruje do PiS. To pragmatyzm. Ludzie głosują na tych, którzy dają pieniądze. Przez lata robił to PSL, w różnych rządowych konfiguracjach. A teraz robi to PiS – tłumaczy Marcin Palade, który układa wyborcze prognozy.
– Bazą PSL na wsi byli rolnicy. Dziś ta grupa się kurczy, a zwiększa się liczba osób żyjących z transferów. A to są wyborcy PiS – potwierdza Marcin Duma z IBRiS.
Drobin, leżący na zachodnim Mazowszu, znajduje się w okręgu wyborczym numer 16. Największym miastem jest w nim Płock, kolejne ważne ośrodki to Ciechanów, Mława, Sochaczew, Żyrardów, Płońsk i Sierpc. W poprzednich wyborach PiS zdobył tu 43 proc. głosów, PO – zaledwie 16 proc., PSL – 10 proc. Kukiz’15 – 8 proc. i tyle samo lewica. – To był okręg mocno peeselowski, który przeszedł w ręce PiS. KO ma szanse na dobry wynik tylko w dawnych miastach wojewódzkich jak Płock i Ciechanów czy w niektórych miastach powiatowych. PSL, jak przekroczy próg, weźmie jeden mandat, lewica również jeden, dwa – KO, a resztę – PiS. Chyba że KO powinie się noga, wtedy PiS dostanie siedem mandatów – twierdzi Marcin Palade.

Wszędzie życzliwość i entuzjazm

Przyjrzeliśmy się, jak w okręgu nr 16 wygląda kampania Marcina Kierwińskiego z PO, Macieja Małeckiego z PiS i Piotra Zgorzelskiego z PSL. Interesowało nas to, jak toczy się bitwa o mandaty poza dużymi miastami: na ile kandydaci walczą między sobą, a na ile z kolegami z tej samej listy. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas jeżdżenia po okręgu, to wyraźna przewaga banerów i billboardów PiS. Liderem tej listy jest tu minister zdrowia Łukasz Szumowski, dwójka przypadła Maciejowi Małeckiemu, szefowi sejmowej komisji ds. energii i Skarbu Państwa. Stąd kandydują też m.in. Maciej Wąsik, Marek Opioła i Jacek Ozdoba. PiS zgłosił łącznie 20 kandydatów, którzy w praktyce biją się o sześć, siedem mandatów. Co wiąże się z bardzo intensywną rywalizacją wewnętrzną w ugrupowaniu Kaczyńskiego. – Dwa tygodnie przed wyborami nie obchodzą mnie już inne partie, tylko to, co robią moi rywale z listy – przyznaje poseł PiS z innego okręgu wyborczego. Poszczególni kandydaci zabiegają o poparcie znanych osobistości partyjnych: a to się chwalą zdjęciami z Jarosławem Kaczyńskim, a to na billboardach pozują z Mateuszem Morawieckim czy Patrykiem Jakim.
– Najpierw trzeba jednak zbudować rozpoznawalność nazwiska. Od tego są banery, ale jeśli mówimy o przekonywaniu ludzi, to nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. Tu liczy się amerykańska zasada, że im więcej podanych rąk, tym większe prawdopodobieństwo, że na nas zagłosują. O ile ktoś nie jest kojarzony z mediów, to sama rozpoznawalność nie zastąpi kontaktu – podkreśla Sergiusz Trzeciak, ekspert ds. komunikacji strategicznej. Dlatego nawet jedynki na listach nie mogą bazować na tym, że ludzie ich kojarzą, a więc nie muszą nikogo przekonywać do siebie osobiście. – Moim problemem jest to, że jestem rozpoznawalny w Polsce, ale mało kto wiąże mnie z moim okręgiem. Za to mój największy konkurent z listy ma odwrotnie – nie jest kojarzony w kraju, ale w okręgu już tak. To bardziej komfortowa sytuacja – twierdzi członek rządu PiS, który kandyduje w najbliższych wyborach.
– Ta kampania jest zdecydowanie życzliwsza i bardziej otwarta niż poprzednia. Widać entuzjazm, zainteresowanie i spodziewam się większej frekwencji. Mało jest ludzi, którzy mówią, że nie pójdą głosować – ocenia Maciej Małecki z PiS. Tłumaczy, że wyborcy, z którymi miał kontakt, najbardziej obawiają się ewentualnych zmian w programie 500 plus i podwyższenia wieku emerytalnego. Z pozytywnym odbiorem spotkały się zapowiedzi PiS związane m.in. z 13. i 14. emeryturą czy obietnica dosypania pieniędzy do systemu ochrony zdrowia. Co ciekawe, niespecjalnie chwycił pomysł Jarosława Kaczyńskiego o wyodrębnieniu woj. warszawskiego. Jak twierdzi Małecki, temat ten częściej poruszają lokalni działacze i samorządowcy. Zwykli ludzie po prostu chcą, by do regionu płynęły pieniądze, rozwijała się infrastruktura i by ogólnie „było dobrze”. Zupełnie wtórną kwestią jest dla nich to, jakie granice będzie miało ich województwo.

Taka jakaś byle co

Rozdawanie ulotek to nie tylko okazja do zderzenia się z szerokim spektrum reakcji mieszkańców, lecz także swoisty sprawdzian kandydata z tzw. small talk, czyli umiejętności zagajania rozmowy z potencjalnym wyborcą, na chwilę oderwanym od swoich codziennych zajęć. Aby dowiedzieć się, jak sobie radzą z tym politycy, towarzyszyliśmy Marcinowi Kierwińskiemu, kiedy krążył z ulotkami po centrum Sierpca. Już krótki spacer pokazał, że KO nie ma łatwo w takich miejscach. Rozmowa raczej się nie klei. Interakcja z wyborcami najczęściej kończy się wręczeniem broszury z hasłem „proszę o głos”, przedstawieniem się i kulturalnym pożegnaniem. Większość spotkanych mieszkańców bierze ulotkę. – Zagłosuję na wszystkich, byle nie PiS – mówi stojący w bramie mężczyzna. Tego rodzaju odpowiedź często można było usłyszeć. – Nie jestem za PiS, nie podoba mi się, że rozdaje pieniądze. To będzie kosztować Polskę, natomiast PO spoczęła na laurach, zbyt łatwo odpuścili i dali PiS rządzić. My jako obywatele jesteśmy między młotem a kowadłem. Bo w sumie PiS nie można przekreślać. Nie wiemy, co robić – mówi pani Małgorzata pracująca w jednym ze sklepów, który odwiedził poseł PO. – Będę głosował na PiS, bo tego ośmioletniego złodziejstwa to chyba każdy ma dosyć. To będzie widać we frekwencji – oznajmia z kolei pan Piotr, który odmówił przyjęcia ulotki. Kolejne dwie osoby to już elektorat Koalicji Obywatelskiej. – Będę głosowała na KO. Nie podoba mi się obecna władza. Wprowadzają ciemnotę i reżim, ograniczają prawa obywatelskie. Szerzą zacofanie i rozdawnictwo – tłumaczy nam pani Aneta.
Dwa tygodnie przed wyborami nie obchodzą mnie już inne partie, tylko to, co robią moi rywale z listy – mówi poseł PiS z innego okręgu wyborczego. Poszczególni kandydaci zabiegają o poparcie znanych osobistości partyjnych: chwalą się zdjęciami z Jarosławem Kaczyńskim lub na billboardach pozują z Mateuszem Morawieckim
Inaczej widzi sprawy starsza pani wychodząca z apteki. – A to pan Kierwiński! Proszę pana, nie róbcie z ludzi cyrkowców. Wyjdzie taka jakaś byle co i wy się tym szczycicie. Co wy robicie z tym czerwonym burakiem?! Powinniście się wstydzić. Ręki panu nie podam – odchodzi, nadal coś wykrzykując. „Taka jakaś byle co” to nikt inny jak kontrowersyjna kandydatka KO Klaudia Jachira, a „czerwony burak” to portal Sok z Buraka sympatyzujący z opozycją. Starsza pani nie sprawia wrażenia obytej w mediach społecznościowych, raczej wydaje się, że regularnie ogląda TVP Info.
500 metrów dalej dwóch mężczyzn około pięćdziesiątki zgodnie odmawia wzięcia ulotki od Kierwińskiego. – Nie powiemy, na kogo zagłosujemy. Ale możemy powiedzieć, że nie na tych, którzy rządzili przed 2015 r. Wtedy prezes firmy mówił nam „pracujecie za miskę ryżu”, a jak nie, to za bramą jest tysiąc takich jak wy – wyjaśnia jeden z nich. Teraz, jak twierdzi, płace poszły w górę. – Może nawet nie bardzo, ale jak podwyżka miała być w marcu, to już w grudniu ją zapowiadali. A jak była awaria i pojechaliśmy naprawiać, to potem każdy dostał bon na 500 zł – dodaje drugi. To pokazuje, co jest źródłem siły PiS i kłopotów PO na prowincji. Partia Jarosława Kaczyńskiego jest beneficjentem nie tylko własnych posunięć, takich jak 500 plus, lecz także bardzo dobrej koniunktury i coraz wyraźniej widocznych niekorzystnych zmian w demografii. To dlatego Polska bardzo szybko z rynku pracodawcy staje się rynkiem pracownika.
Z perspektywy Drobina czy Sierpca teza o cynizmie wyborców, zawarta w głośnym raporcie Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego, wydaje się być mocno na wyrost. Przypomnijmy, że główny wniosek badaczy brzmi: „Polscy wyborcy traktują polityków cynicznie. Dobrze widzą ich wady i patologiczne zachowania, ale godzą się na nie, jeśli tylko popierana przez nich partia zaspokaja ich dążenia lub interesy. PiS – kiedy stawia opór wielkomiejskiej, gardzącej społeczeństwem elicie, względnie gwarantuje hojne transfery socjalne. PO – kiedy nie przynosi wstydu w Europie, dba o wzrost gospodarczy i wolności demokratyczne”. Tyle że popularność PiS to przede wszystkim efekt znaczącego podniesienia poziomu życia, co jest zasługą zarówno transferów, jak i wzrostu gospodarczego. Trudno dziwić się ludziom, że popierają polityków, za rządów których żyje im się lepiej. To co najwyżej oportunizm, a nie cynizm.

Co łączy Kaczyńskiego i Tolkiena

Rozdawanie ulotek jest nadal cenną okazją do kontaktu z potencjalnymi wyborcami i zorientowania się, czym żyje ulica. Ale jako narzędzie kampanii zaczyna powoli przechodzić do historii. – Ulotki są standardowe i oklepane, lepiej przygotować gazetkę dla wyborcy, dać jej nazwę „kurier” czy „goniec”. Powinny być rozdawane w takich miejscach, gdzie ludzie mają chwilę, by ją przeczytać – podkreśla Sergiusz Trzeciak. Dlatego Kierwiński uatrakcyjnił swoją ulotkę krzyżówką z porcją złośliwości na temat rządów PiS. Znalazły się w niej hasła typu: „Łączą Tolkiena i Kaczyńskiego” (odp.: dwie wieże), „Pomylił Dunaj z Dunajcem” (odp.: Patryk Jaki) czy „Sztuciec, który doprowadził Polskę do wojny dyplomatycznej z Francją” (odp.: widelec). PiS ma swoje krzyżówki, choć hasła są znacznie łatwiejsze. Na przykład w wyborczej gazetce Macieja Wąsika czytelnik musi wiedzieć, jak ma na imię lider PiS, jaką funkcję pełniła Beata Szydło czy jaka jest największa rzeka płynąca przez Płock. Z uszczypliwości pod adresem politycznych konkurentów jest tylko jedno hasło: „Oczyszczalnia ścieków w Warszawie, która uległa awarii”.
Kierwiński uatrakcyjnił swoją ulotkę krzyżówką z porcją złośliwości na temat rządów PiS. Znalazły się w niej hasła typu: „Pomylił Dunaj z Dunajcem” (Patryk Jaki) czy „Sztuciec, który doprowadził Polskę do wojny dyplomatycznej z Francją” (widelec)
Wielu posłów organizuje też spotkania z mieszkańcami – w trakcie kampanii każdy kandydat odbył ich kilkadziesiąt. Tylko w tym tygodniu Maciej Małecki był w Łącku, Łęgu Probostwie niedaleko Drobina i w Brochowie. Piotr Zgorzelski odwiedził Małą Wieś niedaleko Płocka i Ciechanów. Z kolei Marcin Kierwiński był także w Ciechanowie, Płońsku oraz w Raciążu (stamtąd pochodzi jego żona). Wyborcy, którzy przychodzą na spotkania, to często zdeklarowany elektorat. Jest więc szansa, że nie tylko zagłosują sami, lecz także namówią rodzinę czy znajomych. Nie bez powodu w tym tygodniu do takich działań na konferencji wspólnie zachęcali Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński.
Dziennik Gazeta Prawna
Wrzesień, czwartkowy wieczór, dom kultury w Sierpcu. Na spotkaniu z kandydatem KO Marcinem Kierwińskim pojawia się ok. 80 osób. Większość na oko w wieku 50–70 lat. Poseł rozpoczyna od dwóch głównych komunikatów: trzeba naprawić niedomagającą ochronę zdrowia oraz przyjąć „akt odnowy demokracji” po czterech latach rządów PiS. To zdaje się być dobrym tropem, bo dla wyborców PO wciąż ważne są kwestie praworządności. Jednym z kandydatów na liście KO w okręgu nr 16 jest Marcin Baczewski, który samotnie protestował przed sądem w Sierpcu, gdy dwa lata temu PiS zaczął forsować zmiany w wymiarze sprawiedliwości. Pojawia się też wątek Mariana Banasia i jego rzekomych związków z półświatkiem gangsterskim, niezależności sądów i propagandy w TVP. – Na publiczną telewizję idzie więcej pieniędzy niż na całą chemioterapię w Polsce – sprytnie łączy wątki Kierwiński. Osoby zgromadzone na sali co prawda przyklaskują tej tezie, ale nie ona staje się głównym tematem spotkania. Szybko przechodzą bowiem do wytykania niedociągnięć samej Koalicji Obywatelskiej. Jeden z głównych zarzutów dotyczy niemrawej kampanii. – Mało jest waszych plakatów, podobnie było w maju – zarzucił jeden z mieszkańców. Wtórował mu inny: – Zwycięzców nikt nie rozlicza. Oni wieszają, gdzie chcą, a wy się przejmujecie. Siedzący w jednym z pierwszych rzędów starszy mężczyzna, właściciel firmy szyjącej ubrania, zwraca uwagę, że taka niezdecydowana kampania opozycji może skutkować zbyt małą mobilizacją po stronie elektoratu anty-PiS. – Moi sąsiedzi popierający PiS mają syna na Zachodzie i on ostatnio specjalnie przyjechał zagłosować. Ja mam syna w Warszawie i nie przyjechał. Taki mają stopień mobilizacji po tej drugiej stronie – narzekał wyborca KO.
Nie brakuje też zarzutów, że nie wykorzystano wielu dobrych okazji, by skutecznie uderzyć w PiS. Przypomniano np. sytuację, gdy Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (jednostka podległa resortowi zdrowia) negatywnie oceniła przygotowany przez władze Warszawy program badań profilaktycznych dla seniorów. Tłumaczyła, że może to zwiększyć kolejki do lekarzy. – Powinniście walić w to jak w bęben, pokazać, że państwu nie opłaca się leczyć, że to obrona ZUS! – krzyczał starszy mężczyzna. Z innej części sali słychać namowy do dalszego grillowania byłego marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego czy nowego szefa NIK Mariana Banasia (aktualnie będącego na urlopie w związku z aferą wokół jego kamienicy w Krakowie). Ktoś inny sugeruje, by nie bać się nawet sięgać po teorie spiskowe, „tak jak robi to PiS”. – Państwo powinni grać tymi teoriami spiskowymi, Polacy to lubią. Dlaczego tak mało mówicie o tym, po co to posiedzenie Sejmu tuż po wyborach? Tylko Giertych to pisze, róbcie to samo – sugeruje Kierwińskiemu jeden z mieszkańców Sierpca. Jego wypowiedź zostaje nagrodzona oklaskami.
Pojawia się oczywiście pytanie o ewentualne zmiany w programie 500 plus. Część osób zebranych na sali uważała, że nie jest uczciwe, aby świadczenia trafiały także do osób zamożnych – w tym do samego posła Kierwińskiego. Ten jednak szybko ucina temat. – Polacy w 2015 r. wybrali ten program i rolą polityków nie jest wywracanie tego wyboru. Patrzcie też na to politycznie: jak ktoś zapowie zmianę, przegra wybory – odpowiedział poseł PO.
Piotr Zgorzelski z PSL, który odwiedza okręg nr 16 tydzień po Marcinie Kierwińskim, stawia na inne tematy. W szczególności – rosnące obciążenia ZUS i podwyżkę płacy minimalnej (2,6 tys. zł w przyszłym roku, 3 tys. zł od 2021 r. i 4 tys. zł od 2024 r.). – Polacy mogą się bogacić przez ciężką pracę, a nie rozdawnictwo. Dobrobytu nie da się zadekretować – nawołuje Zgorzelski na spotkaniu z przedsiębiorcami w Cechu Rzemiosł Różnych w Płocku. Właściciele firm narzekają na brak wyspecjalizowanych pracowników na rynku pracy czy skutki podwyższenia minimalnego wynagrodzenia. – Przy 10 proc. zysków i płacy minimalnej 3 tys. zł wzrost kosztów pracodawcy to ok. 11 tys. Z tego pracownik dostanie ok. 6,6 tys. zł, a ponad 4,3 tys. zł trzeba oddać państwu. Żeby pokryć ten koszt, w handlu trzeba sprzedać towar za 100 tys., i to tylko w przeliczeniu na jednego pracownika! – wylicza pan Karol, właściciel firmy rolniczo-ogrodniczej.
Wtóruje mu przedsiębiorca z branży sanitarno-gazowej: – My płacimy wyższe pensje, ale przyjdzie ktoś nowy i dostanie nową pensję minimalną. Tym osobom, które zarabiają dzisiaj więcej, też trzeba będzie podnieść, bo muszą przecież zarabiać więcej niż ci początkujący. Chcemy płacić ludziom dobre pieniądze, ale obostrzenia skarbowe zabierają pracownikom część ich pieniędzy – skarży się przedsiębiorca. Nie wszyscy obawiają się jednak podwyższenia płacy minimalnej. Właściciel firmy Marex Technology w Drobinie, producenta oczyszczalni ścieków, mówi, że jego ludzie i tak zarabiają dwa razy więcej, bo to wysokiej klasy specjaliści. Dla niego problemem jest brak rąk do pracy.
Kolejnym kanałem docierania do wyborców są lokalne media i debaty kandydatów w okręgu. Jedna z takich dyskusji odbyła się w Płocku w Domu Technika należącym do PKN Orlen (zorganizowały ją lokalne media). W spotkaniu wzięło udział po dwóch przedstawicieli ogólnopolskich komitetów wyborczych z listy w okręgu 16 oraz dwójka kandydatów KWW Koalicja Bezpartyjni i Samorządowcy. W pierwszej rundzie wszyscy politycy dostali te same pytania, na które musieli odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Dotyczyły one m.in. podwyżki pensji minimalnej, dopuszczalności adopcji dzieci przez pary homoseksualne czy darmowej komunikacji w Płocku. Tylko ta ostatnia kwestia podzieliła trójkę głównych kandydatów: Małecki podniósł tabliczkę z napisem „tak”, Zgorzelski i Kierwiński byli na „nie”. W kolejnej rundzie kandydaci losowali jedno z 15 pytań. Piotr Zgorzelski ma szczęście – dostaje pytanie, jak poprawić los emerytów. Od razu opowiada więc o pomyśle emerytury bez podatku, jednym ze sztandarowych postulatów PSL. Maciejowi Małeckiemu trafia się pytanie o propozycje naprawy opieki medycznej. – Zwiększamy budżet ochrony zdrowia. Mamy 100 mld na ten cel, a za naszych poprzedników było to 73 mld. Podniesiemy je do 6 proc. PKB. Wymieniamy ambulanse, niedawno Płock, Gostynin i Sierpc wzbogaciły się o karetkę – wylicza Małecki. Z kolei Marcin Kierwiński losuje pytanie o rolę Kościoła. – Od wielu lat opowiadamy się za przyjaznym rozdziałem Kościoła katolickiego od państwa i oba słowa – „przyjazny” i „rozdział” są istotne. Nie można przemilczeć kwestii ingerencji niektórych hierarchów w bieżącą politykę. Kościół był ostoją polskiego ducha, ale nigdy nie powinien mieszać się do bieżącej polityki – podkreśla Kierwiński.

Zwodniczy spokój

Dla większości kandydatów kampania wyborcza to nie tylko walka z przedstawicielami konkurencyjnych formacji czy nawet z rywalami z tej samej listy. To także – a może przede wszystkim – konfrontacja z wyborcami i własnymi wyobrażeniami o ich oczekiwaniach. Efekt poznamy w najbliższą niedzielę. Zdaniem ministra cyfryzacji Marka Zagórskiego, który startuje z okręgu nr 18, obejmującego m.in. Siedlce i Ostrołękę, cztery lata temu kampania wyglądała nieco inaczej. – Kiedy spotykało się z wyborcami, rozmowy sprowadzały się do pytania: „Co dacie?”. Teraz takich pytań jest dużo mniej. Ludzie widzą, że zrobiliśmy to, co obiecaliśmy, i nie ma nawet jakichś specjalnych oczekiwań, by dać coś więcej. Wszyscy już usłyszeli o nowych propozycjach i nie czują potrzeby dopytywania o szczegóły. Raczej zależy im na spokoju i kontynuacji – przekonuje Zagórski.
Kampania, którą obserwowaliśmy z bliska, była spokojna. Podobne spostrzeżenie mają politycy różnych opcji i z różnych okręgów wyborczych. Mimo politycznej wojny na górze, na dole poziom napięcia i emocji jest dużo niższy niż w 2015 r., choć stawka jest równie wysoka. – Z badań wynika, że dla wielu wyborców to najważniejsza kampania od 1989 r. – podkreśla Marcin Duma z IBRiS.
Właśnie ten osobliwy nastrój sprawia, że choć według sondaży karty zostały rozdane, to nawet politycy partii rządzącej nie przestali mobilizować swojego elektoratu z obawy, że za spokój w kampanii przyjdzie im zapłacić utratą władzy.