Premier Donald Tusk oświadczył w poniedziałek, że jeśli prezydent Lech Kaczyński będzie zdecydowany jechać 7 listopada do Brukseli na poświęcony kryzysowi finansowemu nadzwyczajny szczyt UE, to ustąpi prezydentowi.

"Jutro powiadomię prezydenta, że jeśli jest zdecydowany, że musi jechać do Brukseli, to ja ustąpię" - powiedział Tusk na konferencji prasowej po zakończeniu poniedziałkowego spotkania z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. We wtorek premier spotka się z prezydentem na posiedzeniu Rady Gabinetowej.

Premier podkreślił, że on sam jest gotów do wyjazdu. Ocenił, że unijny szczyt ma "spore znaczenie", bo najprawdopodobniej prezydent Francji Nicolas Sarkozy będzie chciał poinformować unijnych przywódców o stanowisku przygotowywanym na szczyt gospodarczy w Waszyngtonie. "Ale ważniejsze dla mnie dzisiaj będzie to, żeby prestiż Polski nie ucierpiał" - zadeklarował szef rządu.

Prezydent USA George W. Bush będzie 15 listopada w Waszyngtonie gospodarzem szczytu poświęconego globalnemu kryzysowi finansowemu; zaproszeni zostali członkowi Grupy Dwudziestu (G20), obejmującej główne gospodarki rozwinięte i wschodzące.

"Oczywiście, jak zrobimy, tak jak to miało miejsce ostatnio, awanturę, że trzeba o jedno krzesło więcej, to ono się pojawi"

Nawiązując do sporu o reprezentację Polski podczas październikowego szczytu UE, Tusk powiedział, że w żadnym wypadku nie chciałby powtórki z sytuacji, w której polska delegacja jest obserwowana pod kątem tego, "ilu nas przyjechało i czym".

Poinformował, że spotkanie w Brukseli ma mieć charakter roboczego lunchu z jednym miejscem przy stole dla każdej delegacji.

"Oczywiście, jak zrobimy, tak jak to miało miejsce ostatnio, awanturę, że trzeba o jedno krzesło więcej, to ono się pojawi. Tylko że znowu będą na nas patrzeć bardziej pod kątem tego ilu nas jest, a nie co mamy do zaproponowania" - dodał.

"To nie jest Rada Europejska, spotkanie ma charakter nieformalny, więc nie ma tu jakichś szczególnych problemów konstytucyjnych"

Zapowiedział, że jeśli prezydent "podtrzyma twardą wolę, że musi pojechać do Brukseli", to rząd "wyposaży go we wszystkie potrzebne do dobrego reprezentowania Polski na tym spotkaniu instrumenty, począwszy od transportu, skończywszy na instrukcjach rządowych i ekspertach".

"To nie jest Rada Europejska, spotkanie ma charakter nieformalny, więc nie ma tu jakichś szczególnych problemów konstytucyjnych" - dodał szef rządu.

W ubiegłym tygodniu prezydent powiedział dziennikarzom, że "byłoby najlepiej", gdyby wspólnie z premierem pojechał na listopadowy szczyt UE.

Przed październikowym spotkaniem unijnych przywódców doszło do ostrego sporu między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem o skład polskiej delegacji. Po kilkudniowym konflikcie na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli byli zarówno prezydent, jak i premier, ale Lech Kaczyński poleciał do Brukseli wyczarterowanym samolotem, bo kancelaria premiera nie zgodziła się, by skorzystał z samolotu rządowego. Prezydent uczestniczył w części obrad szczytu, mimo że nie znalazł się w składzie delegacji, który rząd oficjalnie zgłosił do Brukseli.