ROSYJSKA STOLICA ma udziały w kilkuset spółkach. Na ich sprzedaży w ciągu pięciu lat chce zarobić 300 miliardów rubli.
Koniec biznesowego imperium Moskwy, które stworzył jej były mer Jurij Łużkow. Jego następca Siergiej Sobianin, zatwierdzony wczoraj przez stołeczną dumę, zapowiada prywatyzację nagromadzonego bogactwa, które jego poprzednikowi ułatwiało defraudację publicznych pieniędzy.

Liczne udziały

Łużkow, przez 18 lat zasilający szeregi elity władzy, nie tylko pomógł swojej żonie Jelenie Baturiniw uzyskaniu statusu najbogatszej Rosjanki (za ostatnim „Forbesem”: jej majątek jest wart 2,9 mld dol.), lecz także pozostawił po sobie znaczny spadek. Miasto ma swoje udziały m.in. w czterech bankach, pięciu hotelach, a przede wszystkim licznych zakładach przemysłowych różnego typu. W tym w przedsiębiorstwach rolnych, baniach, piekarniach, bazarach i zakładach jubilerskich. Do ratusza należą nawet linie lotnicze Atłant Sojuz, sanatoria w Bułgarii czy na Łotwie i dom handlowy w Helsinkach. Dokument z maja 2010 r., do którego dotarł „DGP”, wylicza 405 spółek. Część z nich ma udziały w kolejnych spółkach, a zatem ogólnej ich liczby i wartości nikt nie zna.



Udziały w bankach umożliwiały małżeństwu Łużkowa i Baturiny defraudację publicznych pieniędzy. Jak to działało w praktyce? W maju 2009 r. z budżetu Moskwy wydzielono 15 mld rubli (1,4 mld zł) na kupno pakietu akcji Banku Moskwy, co wymagało zmiany ustawy budżetowej przez stołeczną dumę. Następnie bank udzielił 13 mld rubli (1,2 mld zł) kredytu nikomu nieznanej agencji nieruchomości Priemjer Estejt, jak się potem okazało powiązanej z Bankiem Moskwy przez system spółek córek. Agencja za te same 13 mld kupiła należącą do spółki Baturiny działkę o powierzchni 58 hektarów po cenie znacznie przekraczającej jej rynkową wartość.
– To zjawisko klasyczne dla krajów Trzeciego Świata. Liczne firmy krewnych i znajomych mera oraz innych wysokich urzędników przysysają się do spółek municypalnych i czerpią z nich ogromne dochody. Przy czym obroty spółek nie wchodzą przecież do budżetu Moskwy, a zatem trudno je kontrolować – mówi „DGP” znawca mechanizmów stosowanych przez rosyjskie elity Władimir Pribyłowski.

Przeszkoda zniknęła

Cierpiał na tym stan finansów publicznych miasta. Tegoroczny deficyt budżetowy sięgnie 120 mld rubli (11 mld zł) przy zakładanym poziomie wydatków 1,1 bln rubli (100 mld zł). Dochody z prywatyzacji postawiłyby zatem miasto na nogi. Władze federalne planują uzyskanie z tego tytułu nawet 300 mld rubli (25 mld zł) rocznie przez pięć najbliższych lat.
Do tej pory przeszkodą w prywatyzacji była osoba mera, twórcy miejskiego imperium. Problem zniknął we wrześniu, gdy po kilku miesiącach inspirowanej z Kremla kampanii propagandowej przeciwko merowi został on odwołany przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Wczoraj zdominowana przez Jedną Rosję duma miejska zaaprobowała kandydaturę Siergieja Sobianina na stanowisko jego następcy. Sobianin to zaufany człowiek premiera Władimira Putina. W czasach jego prezydentury szefował kremlowskiej administracji. Gwarantuje zatem lojalność i daje nadzieję, że nie będzie tworzyć własnego imperium.