W tym roku akademickim na studia zgłosiło się mniej kandydatów niż w latach ubiegłych. Do uczelni wchodzi właśnie pierwszy rocznik niżu demograficznego - informuje "Metro".

Mniej studentów to dla uczelni publicznych mniej pieniędzy z budżetu państwa. Robią więc co mogą, by nie ich stracić. Jeden ze sposobów to zwiększanie limitów przyjęć na najbardziej obleganych kierunkach, tak, aby trochę słabsi kandydaci nie odpadali w pierwszym etapie rekrutacji. Dzięki temu np. Uniwersytet Zielonogórski mimo niżu przyjął nawet więcej studentów niż planował. Do wyjątków należy postawa rektora Uniwersytetu Warmińsko-Mazurski prof. Józefa Górniewicza, który rozważa zawieszenie naboru na niektóre kierunki albo organizowanie go co dwa lata.

Jeszcze większe problemy są na studiach uzupełniających lub płatnych - zaocznych i wieczorowych. Uczelnie, by zapełnić miejsca, powtarzają nabory. Na Uniwersytecie Warszawskim trwa druga tura zapisów na kulturoznawstwo krajów słowiańskich i trzecia na historię sztuki i socjologię, które do tej pory cieszyły się dużym powodzeniem. Podobnie dodatkową rekrutację np. na teologię i etykę prowadzi Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Według prognoz Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju do 2020 r. z powodu niżu demograficznego liczba studentów w Polsce spadnie o 40 proc. - czytamy w "Metrze".