Teraz padnie wiele argumentów, że mimo wszystko Jarosław Kaczyński odniósł sukces. Ale ta gra jest zerojedynkowa. Porażka w niedzielnych wyborach jest czwartą z rzędu przegraną PiS. Do kolejnego zrywu prezes potrzebuje nowej wielkiej idei. Inaczej będzie to jego schyłek.
Prezes PiS mimo przegranej wyszedł z kampanii bardzo wzmocniony. Zyskał popularność większą od swojej partii, sam podniósł jej notowania, a pozbywając się miana jednego z najbardziej nielubianych polityków, zyskał realne szanse w walce o władzę w kolejnych wyborach. Prezes PiS może czuć dziś dumę, że udało mu się zmobilizować ogromną rzeszę wyborców. Przecież dwa miesiące temu popierało go zaledwie 20 proc. wyborców.
– Widać, że Kaczyński się odbudowuje – przekonuje prof. Jadwiga Staniszkis, socjolog z UW.

Seria klęsk

Bycie prawie zwycięzcą nie wystarcza jednak, by utrzymać armię w stanie wielkiej mobilizacji. Bo „prawie”, także w polityce, a może zwłaszcza w niej, robi ogromną różnicę. Klęska w niedzielnych wyborach jest czwartą z rzędu przegraną Kaczyńskiego. Czwartą, którą prezes PiS będzie nazywał sukcesem.
Porażka w wyborach samorządowych w 2006 r. była sukcesem, bo partia zwiększyła stan posiadania. Tyle że rywale poszli bardziej do przodu.
Sukcesem miały być wybory parlamentarne w 2007 r., bo przecież PiS poparło o milion wyborców więcej niż poprzednio. Tylko że Kaczyński przestał być premierem, a jego partia przeszła do opozycji.
Jako sukces ogłoszony został wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2009 r. Bo PO nie uzyskała takiej przewagi nad PiS, jak wynikało to z sondaży. Poza tym partia umocniła się na drugim miejscu i wykosiła wszystkie ugrupowania na prawo od niej, a co najważniejsze, zwiększyła liczbę mandatów w PE. Platforma jednak wzięła połowę mandatów, przez co dystans między rywalami de facto się zwiększył.
Dziś i jutro znów usłyszymy o sukcesie Kaczyńskiego, choć prezydentem został Bronisław Komorowski, i to on jest zwycięzcą rzeczywistym.
Oczywiście sukces marszałka nie musi w dłuższej perspektywie oznaczać sukcesu Platformy. Już w kampanii wyborczej widać było, że jej kandydat wpadkami, brakiem wyczucia i wiedzy ciągnie ugrupowanie w dół.
Tylko czy błędy Komorowskiego, agresja Donalda Tuska i prymitywne wyskoki Janusza Palikota pozwolą, by zwyciężyć w kolejnych wyborach? Kaczyński nie wygra agresją, bo wtedy wszyscy zarzucą mu, że wraca stare. Nie pokona Palikota na chamstwo, bo w tej dziedzinie poseł PO nie ma sobie równych. Nie wystarczy być anty-Platformą, nawet jeśli ma ona cyniczną twarz Sławomira Nowaka.



Do zwycięstwa Kaczyński potrzebuje nowej idei. Podczas kampanii prezydenckiej lider PiS przekonywał, że nie jest już zwolennikiem IV RP. Nie powiedział jednak, jak według niego Polska ma wyglądać za 10 czy 20 lat. Bezpieczeństwo socjalne to za mało, by porwać tłumy.
To właśnie brak świeżej idei był powodem przegranej. Platforma mogła straszyć Kaczyńskim, Ziobrą i Macierewiczem. Bo gdy u drzwi staje widmo powrotu do władzy Jarosława Kaczyńskiego i „ludzi chorych z nienawiści” czy „psychopatów”, jak nazywano ich w kampanii wyborczej, to wszystko można wybaczyć. I niespełnione przez PO obietnice wyborcze, i nieprzeprowadzone reformy, i chaos w finansach publicznych.

Będzie coraz trudniej

Gdy opadnie w sztabie i wśród wyborców PiS atmosfera uniesienia niezłym wynikiem, zacznie się analiza faktów. A te działają na niekorzyść Jarosława Kaczyńskiego.
Nikt rzecz jasna nie odważy się podnieść ręki na prezesa. Tak naprawdę nie ma go zresztą kto zastąpić. Zbigniew Ziobro jest bez szans, Joanna Kluzik-Rostkowska budzi kontrowersje na prawym skrzydle partii.
Już dziś rusza kampania wyborcza do Sejmu, która będzie ogromnym testem dla Kaczyńskiego. Zwłaszcza że będzie ją prowadzić w coraz mniej sprzyjających warunkach. Nieuchronnie nadchodzące nowe rozdanie w TVP spowoduje, że zabraknie mu przyjaznego dużego ośrodka poza Radiem Maryja i Telewizją Trwam. Tyle że za pomocą tych mediów nie będzie w stanie przekonywać do siebie nowych centrowych wyborców. A to od nich zależeć będzie jego sukces w tegorocznych wyborach samorządowych i przyszłorocznych parlamentarnych.
– Kaczyński jest politykiem długodystansowym i wiele razy się podnosił z politycznego dna – przypomina dr Jarosław Flis, politolog z UJ. To oczywiście prawda, ale aby jeszcze raz porwać armię do boju, trzeba w nią tchnąć ducha zwycięstwa. Trudno to zrobić generałowi, który ostatnio idzie od porażki do porażki.



To nie zmiana wizerunku. To zmiana PiS
ROZMOWA
MARIUSZ STANISZEWSKI:
Jak długo potrwa zmiana wizerunku Prawa i Sprawiedliwości?
ADAM HOFMAN*:
To nie jest zmiana wizerunku PiS, tylko zmiana całej formacji. Wynik pokazuje, że Prawo i Sprawiedliwość z ostatni dni i tygodni kampanii to ugrupowanie, które kogoś reprezentuje i niesie pewne marzenie. Stajemy się przedstawicielami ludzi, którzy głosowali na Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ on mówi o końcu wojny polsko-polskiej. Ale także o tym, że w państwie jest wiele spraw do przedyskutowania na poważnie, że Polaków trzeba traktować jak obywateli, a nie tylko jak wyborców, że trzeba posprzątać po powodzi. Obywatele chcą dyskusji na poważnie.
Kilka razy już próbowaliście mówić innym językiem. Potem znów było na ostro.
Polityka to nie kebab – nie można jej zamówić na ostro albo na łagodnie. Przez ostatnie miesiące i lata pracowaliśmy nad sobą, by spierać się nawet twardo, ale o poważne sprawy. Nie jest tak, że kłócimy się absolutnie o wszystko – my chcemy ostro się spierać o kształt Polski. O drobiazgi nie warto, bo to niszczy politykę i demokrację.
W tej kampanii lider partii, która niedawno ostro domagała się lustracji, teraz mówi, że Edward Gierek był patriotą. To jest ważny spór?
To jest zmiana języka i pokazanie cieni. Nie wszystko jest czarno-białe. Od końca komunizmu minęło 21 lat. Osobiście uważam, że błędem III RP było nierozliczenie PRL, to jednak było dawno temu i trzeba przyjąć stan taki, jaki jest. W najbliższych 10 latach będzie się ważył los Polski w Unii Europejskiej w ramach globalnego układu sił. Od nas zależy, czy będziemy krajem tylko w ujęciu geograficznym, czy odwrotnie – skorzystamy ze zmiany sposobu rozwoju Europy i Polska stanie się jednym z ważnych graczy na arenie międzynarodowej. To jest ważniejsze niż lustracja.
Historia przestaje być ważna?
Trzeba o niej pamiętać, ale trzeba się zajmować przyszłością.
Przyszłością wspólnie z SLD?
W minionej kampanii jedno wydarzenie zostało niedocenione przez komentatorów. Przy medycznym okrągłym stole usiedli Jarosław Kaczyński, Grzegorz Napieralski i Waldemar Pawlak. Obok nich siedziała Ewa Kopacz, ale jeśli nie było Donalda Tuska lub Bronisława Komorowskiego, to tak, jakby Platformy nie było. Przy stole siedziała więc większość parlamentarna...
*Adam Hofman jest posłem PiS