Rozmawiamy o kwestii co najmniej roku - powiedziała w czwartek szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS), pytana o możliwy termin przesłuchania b. premiera, szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska w sprawie Amber Gold.

"Być może rozmawiamy o kwestii co najmniej roku, bo nie ma sensu słuchać Donalda Tuska, dopóki nie przesłuchamy podległych mu ministrów" - tłumaczyła posłanka PiS w programie "Jeden na jeden" na antenie TVN24.

Dodała, że nie metodologicznym byłoby przesłuchiwać b. szefa państwa bez znajomości działania urzędów. "Skończymy prokuraturę, Ministerstwo Sprawiedliwości, potem umówiliśmy się na Komisję Nadzoru Finansowego, a chcę przypomnieć, że zgodnie z ustawą bezpośrednim przełożonym KNF-u był premier Donald Tusk, następnie Narodowy Bank Polski; potem podejmiemy decyzję, czy to będzie Urząd Skarbowy, czy to będzie lotnictwo" - zaznaczyła Wassermann.

Dopytywana przez dziennikarza, czy przesłuchanie Donalda Tuska może odbyć się w listopadzie-grudniu przyszłego roku, odpowiedziała: "może tak być". "Żeby słuchać Donalda Tuska, trzeba zgromadzić wszelką wiedzę. Musimy zgromadzić wiedzę, którą dysponowały służby specjalne, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, przecież tą są tysiące tomów, to są dziesiątki świadków i dopiero wtedy jest sens zadawania pytania komuś, kto stał na czele tego wszystkiego" - uzasadniła Wassermann.

Przewodnicząca komisji śledczej odniosła się też do słów Donalda Tuska, który powiedział korespondentowi TVN24 w Brukseli, że komisja śledcza ds. Amber Gold jest elementem presji i nagonki.

"To, że jest to też taki element presji i nagonki, nie mam żadnych wątpliwości, ale znam swoje obowiązki, jestem polskim obywatelem, więc stawię się przed komisją i będę wyjaśniał wszystko, co wyjaśnienia wymaga. Ja mam tutaj absolutnie nie tylko, że czyste sumienie, ale odnoszę wrażenie, że ktoś z bardzo złą wolą chce wmówić Polakom, że ta sprawa nie została wyjaśniona" - powiedział b. premier.

Pytana o tę wypowiedź Wassermann odpowiedziała z naciskiem: "każdy dzień naszych przesłuchań pokazuje, jak ta sprawa jest wyjaśniona, to znaczy, w ogóle nie jest wyjaśniona, jest całkowicie zamieciona pod dywan".

"Żaden z urzędników odpowiedzialnych za tę sprawę nie jest rozliczony. Nikt nie jest ukarany, w zasadzie jest winny Marcin P. i jego żona, to nie ulęga wątpliwości (...), natomiast ktoś im pozwolił przez trzy lata skutecznie oszukiwać Polaków i nie zauważyłam śladów wyjaśniania tego przez ekipę Donalda Tuska" - zaznaczyła Wassermann.

Szefowa komisji śledczej ds. Amber Gold skomentowała także sprawę przesłuchań gdańskich prokuratorów oraz tego, że bardzo często zasłaniają się oni niepamięcią: "Każdy prokurator panuje nad jednostką, w której pracuje, wie, co się w niej dzieje, zna najważniejsze sprawy, a zwłaszcza ma wiedzę o sprawach, w których doszło do dwukrotnej decyzji negatywnej sądu w stosunku do prokuratora oraz wie o sprawach, którymi interesują się media. W związku z powyższym, jeżeli któryś prokurator nie jest w stanie tego ogarnąć, to są dwie możliwości - albo się nie nadaje na tę funkcję, albo kompletnie nie panuje nad tą jednostką, albo ta niepamięć jest linią obrony" - podkreśliła Wassermann.

Zapowiedziała także, że 11 stycznia komisja śledcza będzie zastanawiała się nad ewentualnymi konsekwencjami wobec gdańskich prokuratorów.

Amber Gold - firma powstała na początku 2009 r. - miała inwestować w złoto i inne kruszce. Klientów kusiła wysokim oprocentowaniem inwestycji - od 6 do nawet 16,5 proc. w skali roku - które znacznie przewyższało oprocentowanie lokat bankowych. 13 sierpnia 2012 r. Amber Gold ogłosiła likwidację; tysiącom swoich klientów nie wypłaciła powierzonych jej pieniędzy i odsetek od nich.

Pierwszy zarzut oszustwa znacznej wartości wraz z wnioskiem o areszt wobec szefa Amber Gold Marcina P. Prokuratura Okręgowa w Gdańsku postawiła pod koniec sierpnia 2012 r. Jesienią 2012 r. śledztwo przeniesiono do Prokuratury Okręgowej w Łodzi, która w czerwcu 2015 r. sporządziła akt oskarżenia ws. Amber Gold.

Według łódzkich śledczych, Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-2012 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Proces Marcina P. i jego żony trwa od 21 marca przed gdańskim sądem okręgowym.