Uznawana za niewiarygodną Clinton i skandalista Trump muszą przedstawić plan na rewitalizację roli Ameryki na świecie. „Następny prezydent USA odziedziczy środowisko, w którym Stany Zjednoczone muszą za pomocą coraz mniejszych zasobów zmierzyć się z rosnącą liczbą zagrożeń”. Taką diagnozę pozycji Ameryki w świecie na łamach prestiżowego czasopisma „Foreign Affairs” przedstawił przewodniczący komisji ds. sił zbrojnych w Izbie Reprezentantów Mac Thornberry.
Lista wyzwań w polityce zagranicznej, jaka stoi przed nowym prezydentem, jest długa. Większość z nich zarysowała się już podczas drugiej kadencji Baracka Obamy. Najpoważniejszą kwestią, z jaką będzie się musiał zmierzyć nowy lokator Białego Domu, jest – jak mówi się czasem w żargonie badaczy stosunków międzynarodowych – „rosnąca asertywność” państw takich jak Rosja i Chiny.
Znaczy to tyle, że kraje te w walce o swoje interesy rzadko oglądają się na Amerykę, a Ameryka musi liczyć się z ich zdaniem. Waszyngton czeka remanent w relacjach z Moskwą i Pekinem. Tym bardziej że zapowiadany przez Baracka Obamę reset w stosunkach z Rosją okazał się niewypałem.
Na podstawie dotychczasowych wypowiedzi kandydatów można wnioskować, że Trump jest zwolennikiem twardszego kursu względem Chin, a ku współpracy bardziej skłania się Hillary Clinton. Bez względu na obrany kurs przyszły prezydent będzie musiał poświęcić więcej czasu Azji Południowo-Wschodniej. Z tym wiąże się oczywiście kwestia „pivotu”, czyli ogłoszonego przez Baracka Obamę przerzucenia ciężaru polityki zagranicznej z Atlantyku na Pacyfik. Inicjatywa ta jak na razie nie przyniosła nowego otwarcia w stosunkach z państwami regionu. Waszyngton nie chce również na własną rękę pilnować porządku w tej części świata. Jednak amerykańskim politykom, jak na razie, nie udało się zachęcić Japonii do odegrania aktywniejszej roli w regionie.
Wyzwaniem dla nowego prezydenta może się okazać Stary Kontynent. Politycy w Waszyngtonie z niepokojem obserwują, jak kolejne kryzysy paraliżują funkcjonowanie Unii Europejskiej. Do tego dochodzi wciąż leżąca odłogiem kwestia wypełnienia zobowiązań sojuszniczych, jeśli chodzi o poziom wydatków na obronność w budżetach poszczególnych państw NATO. Barack Obama zdecydował się wspierać europejskich partnerów, a także zbudował dobre relacje z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Nowy prezydent może być jednak zmuszony do tego, aby charakter partnerstwa z Europą przemodelować – zwłaszcza w obliczu fiaska związanego z umową o wolnym handlu między UE a USA.
Następca Baracka Obamy otrzyma również w spadku łamigłówkę na Bliskim Wschodzie. Jej podstawowe dwa elementy to nierozwiązany konflikt w Syrii, a także nabrzmiewający konflikt w Jemenie (na interwencję wojskową w nim zdecydowała się Arabia Saudyjska). Za największy sukces drugiej kadencji odchodzącego prezydenta uznano doprowadzenie do porozumienia atomowego z Iranem, niemniej jednak jego długofalowe skutki (tj. rozkwit gospodarczy Iranu złoszczący lokalnych partnerów USA) są na razie trudne do przewidzenia. Waszyngton znacznie uważniej niż kiedyś będzie musiał brać pod uwagę ambicje regionalnych potęg, tj. Turcji czy Arabii Saudyjskiej. To m.in. ignorowanie lokalnych partnerów doprowadziło do znaczących opóźnień w podjęciu walki z Państwem Islamskim.
Przyszły prezydent USA będzie musiał także przemyśleć kwestie związane z uzbrojeniem strategicznym. Barack Obama zobowiązał się przed republikańskim Senatem, że dokona modernizacji arsenału atomowego USA. Wiadomo, że amerykańskie ruchy w tym zakresie pilnie śledzą inne mocarstwa atomowe i dostosowują do nich swoją politykę. Wobec asertywnej Rosji, która nie ukrywa zamiarów unowocześnienia wszystkich elementów sił strategicznych, nowy prezydent będzie musiał kroczyć cienką linią pomiędzy utrzymaniem potencjału obronnego a możliwą eskalacją wyścigu zbrojeń. Tym bardziej że w obecnej sytuacji Waszyngtonowi uważnie na ręce patrzy Pekin; dotychczasowa strategia atomowa Państwa Środka zakładała bowiem utrzymanie niewielkiego arsenału, wystarczającego do odstraszania. Dla bezpieczeństwa światowego byłoby znacznie lepiej, gdyby Chińczycy nie ogłosili planów powiększenia swoich sił strategicznych.
Do tych głównych wyzwań dochodzi również szereg mniejszych, takich jak chociażby budowa relacji z państwami Ameryki Południowej czy Afryki. Zwłaszcza w Afryce Ameryka już dawno oddała pole Chinom. Waszyngton nie ucieknie również od kwestii związanych z walką ze zmianami klimatu.
Waszyngton czeka remanent w relacjach z Rosją i Chinami.