Alternatywa dla Niemiec osiągnęła gigantyczny sukces. AfD powstała dopiero trzy lata temu, a ma już swoich przedstawicieli w dziewięciu z szesnastu parlamentów regionalnych oraz w Parlamencie Europejskim. Świetny wynik w rodzimym landzie Angeli Merkel może być zapowiedzią dalszych sukcesów populistów i wielkich zmian w niemieckiej polityce.
Andrzej Godlewski, publicysta / Dziennik Gazeta Prawna
Jak nastanie koniec świata, to bardzo chciałbym być wtedy w Meklemburgii. Tam wszystko dzieje się 50 lat później” – mówił o tej części Niemiec kanclerz Otto von Bismarck. Możliwe jednak, że tym razem to właśnie ten region wyprzedził resztę kraju i skieruje niemiecką historię na nowe tory. Po wielkim sukcesie prawicowych populistów z AfD w tym landzie niektórzy już mówią o początku końca kanclerz Angeli Merkel.
„Ludzie lubią Boatenga jako piłkarza, ale nie chcą go mieć jako swojego sąsiada” – ocenił wiceszef Alternatywy dla Niemiec (AfD) Alexander Gauland. W ten sposób chciał podkreślić, że integracja imigrantów w Niemczech jest praktycznie niemożliwa. Kiedy jego słowa opublikowała „Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung” (FAS), Gauland najpierw utrzymywał, że tak nie mówił, później, że opinię wyraził w rozmowie z dziennikarzami off the record, aż w końcu przekonywał, że tak naprawdę nie wie, kto to jest Boateng. Żadne z tych twierdzeń nie było prawdziwe. Jérôme Boateng to środkowy obrońca Bayernu Monachium i reprezentacji Niemiec, aktualny mistrz świata i najlepszy piłkarz ostatniego sezonu w Niemczech. Jego ojciec pochodzi z Ghany, matka z Niemiec, a on sam urodził się w Berlinie. Czy ktoś taki może być nieudanym przykładem integracji? Poza tym Boateng jest lubianym sportowcem. Szanują go również, co sprawdzili dziennikarze „FAS”, sąsiedzi – m.in. za to, że się nie wywyższa, nie robi głośnych przyjęć z celebrytami, a napoje kupuje w osiedlowym supermarkecie.
Prowokacja wobec piłkarskiej gwiazdy to typowy sposób, w jaki próbują zaistnieć politycy AfD. Gauland dokonał tego jednak w najgorszym możliwym momencie – działo się to krótko przed mistrzostwami Europy we Francji, kiedy całe Niemcy stały murem za swoją drużyną. Oburzenie było powszechne i partia zaczęła tracić w sondażach. Swojego zastępcę skarciła nawet przewodnicząca AfD Frauke Petry. Od kilku miesięcy Alternatywa szła bowiem od sukcesu do sukcesu, szykowała się do zwycięstwa w wyborach w Meklemburgii i skandalizujące wypowiedzi wywołały niepotrzebny partii kryzys.
Kto jest oryginałem
Zamek w Schwerinie przypomina najpiękniejsze francuskie zamki znad Loary. Zbudowany w romantycznym stylu na wyspie wśród siedmiu jezior. W tym miejscu ponad tysiąc lat temu Słowianie mieli swój gród. Według legendy tajemnic twierdzy strzeże stary kobold. W tej bajkowej scenerii zjawiła się w niedzielę wieczorem Frauke Petry, drobna, krótko ostrzyżona 40-latka o nieco chłopięcej urodzie. Na wieczór wyborczy swojej partii przypłynęła łódką i wyszła na ląd w miejscu, gdzie jej towarzysze rozłożyli czerwony dywan. „To wy rozpoczęliście koniec CDU!” – wołała szefowa AfD do swoich sympatyków. Wszyscy już wtedy wiedzieli, że po raz pierwszy w historii RFN partia, która politycznie znajduje się na prawo od CDU, uzyskała wynik lepszy od tejże CDU (21 proc. wobec 19 proc.). Dla Petry & Co. był to nadzwyczaj cudowny wieczór. W wyborach do landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego, którego siedzibą jest właśnie zamek w Schwerinie, jej ugrupowanie startowało po raz pierwszy. Od razu przeskoczyło próg wyborczy i dało się wyprzedzić jedynie socjaldemokratom. „Musimy jeszcze przepędzić Merkel z Rugii!” – emocjonowała się Petry i liczyła, że jej AfD wygra z CDU także w okręgu wyborczym niemieckiej kanclerz, położonym niedaleko słynnej wyspy. To się ostatecznie nie udało, podobnie jak wygranie całych wyborów, na co liderzy Alternatywy po cichu liczyli. Jednak i tak jej partia osiągnęła gigantyczny sukces. AfD powstała przecież dopiero trzy lata temu, a ma już swoich przedstawicieli w dziewięciu z szesnastu parlamentów regionalnych oraz w Parlamencie Europejskim. Niewiele szkodzą jej nawet liczne skandale jak ten z wypowiedziami Gaulanda. Świetny wynik w rodzimym landzie Angeli Merkel może być zapowiedzią dalszych sukcesów populistów w Niemczech i być może rzeczywiście wielkich zmian w niemieckiej polityce.
Meklemburgia-Pomorze Przednie albo MeckPom, jak modnie mówi się teraz w Niemczech, to najmniejszy i najbiedniejszy kraj związkowy RFN. Po zjednoczeniu Niemiec mocno się wyludnił. Pozostali tam – oczywiście nieco uproszczając – tylko dzieci, emeryci, urzędnicy oraz ci, którym z jakichś powodów nie powiodło się gdzie indziej. „Meklemburgia jest pasywnie agresywna” – pisała niedawno o swojej małej ojczyźnie młoda dziennikarka tygodnika „Der Spiegel”. Rzeczywiście coś w tym jest, bo na wybory chodzi tam znacznie mniej osób niż gdzie indziej w Niemczech (60 proc.), ale nacjonaliści zawsze mogą liczyć na solidne wsparcie. Mimo że nie ma tam wielu ośrodków dla azylantów, a łącznie cudzoziemców jest bardzo mało (zaledwie 3 proc., czyli ponadtrzykrotnie mniej niż średnio w RFN), to lęki przed obcymi są od dawna silniejsze niż gdzie indziej.
„Oni wskoczyli do pociągu, który my uruchomiliśmy i rozpędziliśmy” – komentował wynik wyborów jeden z liderów Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD). Było to podczas telewizyjnego wieczoru wyborczego. Przedstawiciel neonazistów dobrze wiedział, że będzie to jedna z jego ostatnich wizyt w studiu. Po dwóch kadencjach i dziesięciu latach zasiadania w landtagu on i jego koledzy muszą opuścić zamek w Schwerinie. O ile pięć lat temu zdobyli 6 proc. głosów, to tym razem zaledwie 3 proc., co nie dało im żadnego mandatu. Tych utraconych wyborców przejęła AfD. Nie pomogły zapewnienia, że to NPD jest „oryginałem” i „najlepiej ochroni ojczyznę przed azylantami”. Nie pomogły różnego rodzaju ksenofobiczne działania i plakatowe akcje przeciwko „polskiej inwazji”. Niedawno politycy NPD zmienili front i zaczęli chwalić polskie władze za nieustępliwą politykę wobec imigrantów, na której Berlin powinien się wzorować. Nie pomogło jednak i to. Wcześniej nacjonaldemokraci wypadli już z landtagu w Saksonii i teraz nie ma ich już w żadnym z niemieckich parlamentów regionalnych. To powrót do sytuacji z lat 90., kiedy NPD był całkowitą opozycją pozaparlamentarną. To również znak, że AfD staje się jedynym głosem sprzeciwu wobec „politycznego establishmentu” w Niemczech.
Zniewolenie reszty ludzkości
„NPD to są ekstremiści, a z ekstremistami Alternatywa dla Niemiec nigdy nie będzie współpracować” – mówił przed wyborami w Meklemburgii Jörg Meuthen. Jest on ekonomistą, ma 55 lat i wraz z Frauke Petry przewodniczy całej AfD. Meuthen uchodzi za umiarkowanego konserwatystę i kiedy w przedwyborczej rozmowie z radiem Deutschlandfunk zapewnił, że nigdy nie pozwoli na to, by w partii pojawił się rasizm, ekstremizm i nadmierny nacjonalizm, jego słowa brzmiały wiarygodnie. To ważne, bo jak dotąd Alternatywa sprytnie potrafi sobie zjednywać wyborców z najróżniejszych środowisk. W ostatnią niedzielę głosowali na nią tylko nacjonaliści, ale również dawni wyborcy postkomunistycznej lewicy i chadeków z CDU. Początkowo Alternatywa miała jeszcze trzeciego szefa, którym był jej współzałożyciel – Bernd Lucke, profesor ekonomii z uniwersytetu w Hamburgu, który zasłynął akcjami przeciw miliardowym pakietom pomocowym w strefie euro. Jego wolnorynkowe poglądy nadawały AfD bardziej konserwatywno-liberalnego charakteru. Rok temu Frauke Petry pozbyła się jednak znanego ekonomisty. Teraz partia mniej zajmuje się gospodarką, a silniej eksploatuje problemy i obawy związane z kryzysem migracyjnym w Niemczech. Jej politycy często posługują się szowinistyczną retoryką. Niektórzy z nich utrzymują relacje ze skrajnymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi, które są obserwowane przez niemiecki Urząd Ochrony Konstytucji. Są nawet tacy, którzy jawnie wyrażają antysemickie poglądy.
„Zniewolenie reszty ludzkości w mesjanistycznym królestwie Żydów jest eschatologicznym celem religii talmudystycznej. (...) Żydostwo osiągnęło swoje światowe znaczenie nie bezpośrednio poprzez religię, ale pośrednio poprzez judaizację religii chrześcijańskiej i syjonizację zachodniej polityki” – pisał w książce „Zielony komunizm i dyktatura mniejszości” Wolfgang Gedeon. Oceniał on też, że „Protokoły mędrców Syjonu”, czyli dokument spreparowany przez carską ochranę, który miał wykazać światowy spisek żydowski, „zapewne nie jest żadną fałszywką”. Przez kilka lat ta publikacja i poglądy autora nie zwracały w Niemczech większej uwagi. Zmieniło się to, kiedy w marcu tego roku został on deputowanym AfD do landtagu w Badenii-Wirtembergii; wielu zdziwiło się wtedy, że szanowany lekarz dr Wolfgang Gedeon wydawał książki nie tylko o zdrowiu. Kiedy sprawa wyszła na jaw, współprzewodniczący partii Jörg Meuthen zażądał usunięcia Gedeona z klubu parlamentarnego i z partii. Wówczas okazało się jednak, że części wpływowych polityków AfD wcale nie przeszkadzają antysemickie fobie partyjnego kolegi. Sprawa do tej pory nie została zakończona, co świadczy o tym, że umiarkowani politycy tacy jak Meuthen wcale nie muszą stanowić głównego nurtu w tej partii, a AfD nie musi być normalną alternatywą dla Niemiec.
Na razie AfD bardzo silnie zabiega o to, by nie kojarzyć się z dawnymi partiami nacjonalistycznymi. Mimo że w jej symbolice partyjnej dominuje słowo „Niemcy”, to stylistyka nie jest tradycyjnie narodowa. Dominują niebieskie i błękitne kolory, a czasem pojawiają się nawet europejskie gwiazdy. Nigdzie nie ma czarno-biało-czerwonej kolorystyki, nawiązującej do dziedzictwa cesarstwa i III Rzeszy, która jest charakterystyczna dla niemieckich środowisk nacjonalistycznych. Politycy tej partii starają się nawet stwarzać wrażenie, że są bardzo proeuropejscy, przy czym ta europejskość wyraża się u nich w niechęci wobec Unii Europejskiej i USA oraz w sympatii wobec Rosji. W tych sprawach niewiele różnią się od radykalnej prawicy w Niemczech.
„Suwerenne państwa versus europejskie superpaństwo”, „pomocniczość versus brukselski centralizm”, „obywatel versus elity”, „niemieccy płatnicy versus zagraniczni biorcy” – w takich hasłach swój program opisują politycy AfD. Oczywiście, od razu można odczytać, że są oni po tej dobrej stronie. Domagają się też więcej demokracji bezpośredniej w Niemczech i możliwości referendum na poziomie ogólnokrajowym, co prawdopodobnie natychmiast wykorzystaliby do przeprowadzenia plebiscytu w sprawie opuszczenia strefy euro i przywrócenia deutsche marki, a być może nawet całkowitego wyjścia z Unii. Z tego powodu cieszą ich Brexit i wszelkie kłopoty, jakie ma wspólna Europa. „Mniej UE to więcej Europy” – tak szefowa AfD Frauke Petry komentowała niedawny wywiad szefa MSZ Węgier, który ukazał się w dzienniku „Die Welt”. Péter Szijjártó mówił tam m.in., że w sprawach migracji system UE okazał się nieefektywny i jest kaputt. „W interesie Europejczyków” politycy AfD chcą zablokować porozumienia o wolnym handlu z USA i Kanadą i jak najszybciej znieść gospodarcze sankcje wobec Rosji. Ten właśnie postulat był szczególnie mocno rozreklamowany na plakatach podczas kampanii w Meklemburgii. Według informacji tygodnika „Der Spiegel” Młoda Alternatywa, czyli młodzieżówka AfD, rozpoczęła współpracę z Młodą Gwardią, czyli jej odpowiednikiem w partii Jedna Rosja Władimira Putina. „My jako Niemcy jesteśmy historycznie predysponowani do posiadania dobrych stosunków z Rosją. Tymczasem to Polacy, Czesi, Węgrzy i Słowacy podejmują mądre decyzje służące porozumieniu z Rosjanami. Dzieje się tak dlatego, że w Berlinie rządzą osoby, które czekają na telefony z Waszyngtonu i robią to, co stamtąd usłyszą” – mówił podczas wieczoru wyborczego polityk AfD Hans-Jörg Müller w wywiadzie dla prawicowej telewizji Compact TV.
Próba sił
Inaczej niż dawne partie nacjonalistyczne AfD stara się utrzymywać kontakty z politykami z Europy Środkowo-Wschodniej. Niedawno do czeskiej Pragi udał się jeden z liderów Alternatywy, by tam szukać sojuszników. Przez prawie dwa lata deputowani AfD do Parlamentu Europejskiego należeli do grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, czyli tej samej, w której zasiadają europosłowie PiS. Na wiosnę tego roku zostali jednak zmuszeni do odejścia, po tym jak europosłanka Beatrix von Storch napisała na Facebooku, że niemiecka policja ma prawo strzelać do osób nielegalnie przekraczających granicę z Austrią, a zapytana o szczegóły nie wykluczyła z tego grona kobiet i dzieci. Początkowo wspierała ją w tej opinii przewodnicząca Frauke Petry, ale później obydwie zdystansowały się od tych stwierdzeń. Według nieoficjalnych informacji, do jakich dotarł tygodnik „Der Spiegel”, w wewnętrznych gremiach partii von Storch i Petry zapewniały, że „chciały dobrze”, i żałowały, że „w złym momencie ujawniły słuszne poglądy”.
„Angela Merkel jest największą importerką antysemityzmu w historii Niemiec” – mówiła niedawno w wywiadzie dla „Bild-Zeitung” Frauke Petry. Był to jej kolejny argument przeciwko przyjmowaniu muzułmańskich uchodźców. Szefowa AfD nieustannie atakuje niemiecką kanclerz i regularnie domaga się jej dymisji. Chce być jej przeciwieństwem, chociaż między paniami widać też podobieństwa. Obydwie pochodzą z byłej NRD, studiowały chemię i doktoryzowały się z tego przedmiotu (Merkel z chemii fizycznej, Petry o rodzinach białek). Przez jakiś czas pracowały również naukowo i udzielały się społecznie (Merkel w organizacjach młodzieżowych, a Petry jako szefowa chóru). Ich małżeństwa rozpadły się, ale obydwie pozostały przy nazwiskach mężów. Obydwie dobrze sobie radzą w walkach wewnątrzpartyjnych i jak dotąd są silniejsze od męskich rywali. Czy to wystarczy, by Petry poszła śladami Merkel, a finalnie ją zdetronizowała i skierowała Niemcy i Europę na inne tory?
Kolejną próbą sił między Frauke Petry i Angelą Merkel będą wybory lokalne w Berlinie w połowie września. To silnie lewicowe miasto i wynik AfD z pewnością będzie gorszy niż w MeckPom. Wygląda jednak na to, że Petry i jej ekipa wiedzą, że w stolicy Niemiec muszą pokazać inną ze swoich wielu twarzy. „Mojemu partnerowi i mnie nie zależy na znajomości z muzułmańskimi uchodźcami. Dla nich nasza miłość jest grzechem śmiertelnym” – tak para gejów na wyborczym plakacie reklamuje AfD. Z kolei o innych imigrantów partia usilnie zabiega. Chodzi tu o głosy przesiedleńców z Rosji, którzy w latach 90. osiedlili się w Berlinie i których mieszka tam teraz ponad 150 tys. Według sondaży AfD ma szansę nawet na miejsce w pierwszej trójce, co byłoby kolejną sensacją, która mogłaby uruchomić prawdziwą polityczną lawinę w Niemczech. Może się bowiem okazać, że partia Angeli Merkel tak osłabnie, że w lutym przyszłego roku zabraknie jej głosów, by w Zgromadzeniu Federalnym przeforsować swojego kandydata na prezydenta RFN. Byłby to już prawdziwy zmierzch pani kanclerz (Kanzlerdämmerung). Będzie to pierwsza z serii decyzji, które rozstrzygną o najbliższej przyszłości Niemiec. W maju odbędą się bowiem wybory regionalne w Nadrenii Północnej-Westfalii, najludniejszym i najbardziej uprzemysłowionym landzie Niemiec, a kilka miesięcy później wybory do Bundestagu. Po złym starcie Angeli Merkel będzie trudno o szczęśliwy finał. Czy będzie to więc koniec Niemiec, jakie dziś znamy?
Wątpliwe, by partia Frauke Petry mogła gdziekolwiek sprawować choćby część władzy. Jak na razie niechęć ze strony starych partii jest zbyt duża. Możliwe jest za to, że AfD jeszcze mocniej osłabi chadecję Angeli Merkel i rządy w Niemczech przejmie lewica, czyli szeroka koalicja od SPD i Zielonych po postkomunistów. Niewykluczone jest jednak i to, że dzielenie schedy po niemieckiej kanclerz jest jeszcze przedwczesne i możliwe są inne scenariusze. Czy kryzys finansowy, kryzys w strefie euro albo wojna na Ukrainie nie miały też już zwiastować końca Angeli Merkel? Spośród europejskich szefów państw i rządów tylko Władimir Putin dłużej sprawuje od niej władzę. A poza tym, czy los nadal będzie sprzyjał Frauke Petry? Kilka lat temu świetnie jej szło w nauce, za co nagrodzono ją nawet orderem zasługi RFN. Później założyła firmę, która komercjalizowała jej wynalazki i przez pewien czas była obiecującym start-upem. Ostatecznie jednak przedsiębiorstwo zbankrutowało, a ona sama musiała ogłosić upadłość konsumencką.
Politycy AfD chcą zablokować porozumienia o wolnym handlu z USA i Kanadą i jak najszybciej znieść gospodarcze sankcje wobec Rosji. Ten postulat był szczególnie mocno rozreklamowany na plakatach podczas kampanii w Meklemburgii. Według informacji tygodnika „Der Spiegel” Młoda Alternatywa, czyli młodzieżówka AfD, rozpoczęła współpracę z Młodą Gwardią, czyli jej odpowiednikiem w partii Putina Jedna Rosja.