Moskwę rozdrażniły decyzje podjęte w Warszawie. Symbolicznie wschodnia flanka została już wzmocniona. Zdefiniowanie realnej siły czterech batalionów jeszcze przed nami. Warszawski szczyt Paktu Północnoatlantyckiego potwierdził zapowiadane decyzje o wysłaniu czterech bojowych batalionów, które zostaną rozmieszczone w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii.
Wielonarodowe oddziały powinny być gotowe na początku 2017 r. Choć mają być zdolne do samodzielnych działań, to oficjalnie nikt nie powiedział, w co dokładnie będą uzbrojone.
– Diabeł tkwi w szczegółach. Więcej będziemy wiedzieć, gdy dowiemy się, w co będą wyposażone te jednostki. Liczę, że będą miały duże możliwości rozpoznania, by zminimalizować ryzyko niespodziewanego ataku. Pytanie, czy będą dysponować obroną przeciwlotniczą. I czy będą miały odpowiednie uzbrojenie przeciwpancerne, by koszt ewentualnej agresji był faktycznie duży – zastanawia się Ian Brzezinski, analityk z Atlantic Council. – To, w co będą uzbrojone te grupy batalionowe, zadecyduje, czy będą stanowić realny środek odstraszania. Władimir Putin może potraktować wystawienie słabo uzbrojonych oddziałów jako oznakę słabości i zacząć kwestionować ich wiarygodność – tłumaczy ekspert.
O tym, co przyjedzie do naszego regionu, powinniśmy się dowiedzieć w najbliższych tygodniach. Warto też pamiętać, że w przyszłym roku Polska stanie się głównym miejscem stacjonowania amerykańskiej brygady pancernej.
Rosyjska reakcja na szczyt NATO w Warszawie była przewidywalna. – Mówienie o zagrożeniu ze strony Rosji w sytuacji, gdy w środku Europy giną dziesiątki, a na Bliskim Wschodzie – setki ludzi dziennie, jest absurdem. Trzeba być kompletnie krótkowzroczną organizacją, aby w ten sposób stawiać akcenty – komentował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, choć zarazem pochwalił sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga za „racjonalne elementy”, czyli słowa o konieczności podtrzymania kontaktów Sojuszu z Rosją.
W komunikacie po zakończeniu szczytu rosyjski MSZ pisze, że NATO „zajmuje się powstrzymywaniem nieistniejącego rosyjskiego zagrożenia” oraz o „niespotykanej dotychczas aktywności militarnej państw NATO przy rosyjskich granicach”. Zwraca uwagę, że „militarystyczna polityka NATO spowoduje nieodwracalne pogorszenie stosunków z Rosją, a także osłabienie istniejącego systemu bezpieczeństwa w Europie.
W środę ma się odbyć posiedzenie rady NATO–Rosja, na którym przedstawiciele Aliansu z pewnością usłyszą wiele gorzkich oskarżeń. Moskwa dała już do zrozumienia w stanowisku swojego MSZ, że będzie się na tym spotkaniu domagać wyjaśnień.
W komunikacie końcowym warszawskiego szczytu Rosję wymieniono 58 razy i w większości przypadków towarzyszyły temu takie frazy, jak „ograniczenie stabilności i bezpieczeństwa”, „agresywne działania” i „odpowiedzialność za łamanie praw człowieka”. Jednocześnie jednak zapewniono, że „Sojusz nie szuka konfrontacji ani nie stwarza zagrożenia dla Rosji”.
O tym, że Moskwa jest najpoważniejszym zagrożeniem dla stabilności w tej części Europy, mówiło w Warszawie wielu polityków i urzędników. Więcej niż jeszcze kilka lat temu. Dowodem na zmianę stosunku wobec Rosji jest choćby decyzja o rozmieszczeniu w Europie Środkowej czterech zachodnich batalionów. Decyzja, której nie zdołały zablokować państwa takie, jak Francja czy Włochy, uważane za najbardziej przyjazne wobec Rosji z dużych członków Sojuszu.
Ta zmiana to kolejny skutek szoku, jaki zapanował po aneksji Krymu i rozpaleniu konfliktu w Zagłębiu Donieckim. Stąd Ukrainie spośród wszystkich państw spoza NATO poświęcono podczas szczytu najwięcej czasu. Do Warszawy z Kijowa przyleciała mocna delegacja z prezydentem, szefami resortów dyplomacji i obrony oraz wicepremierem ds. integracji euroatlantyckiej na czele.
Ukraińcy mogą się pochwalić poważnym sukcesem: NATO wspomoże ich pakietem wsparcia, opiewającym na kilkaset milionów dolarów. – NATO praktycznie da nam tyle, ile będzie w stanie efektywnie wydać – mówił szef MSZ Pawło Klimkin. Pieniądze mają pójść na 40 różnych programów, od modernizacji armii do rozminowania Donbasu.
– Oczekujemy też od państw zachodnich przedłużenia sankcji wobec Rosji. Nie zniknęła przecież przyczyna, dla której zostały wprowadzone. Rosjanie okupują Krym. Dla nas to kwestia życia i śmierci, bo sytuacja Tatarów krymskich jest dziś gorsza niż w czasach ZSRR – mówi poseł Mustafa Dżemilew, pełnomocnik prezydenta Ukrainy ds. Tatarów krymskich.
W czasie spotkania przywódców państw NATO dyskutowano też o finansach. – Dwa lata temu na szczycie w Newport zobowiązywaliśmy się zacząć wydawać więcej – mówił Jens Stoltenberg. – Musimy tę tendencję podtrzymać – uczulał. 2016 r. ma być pierwszym od 2009 rokiem, kiedy to wydatki państw Sojuszu na obronność rosną, a nie spadają. Jednak dziś tylko pięć z 28 państw wydaje na wojsko zalecane przez Sojusz 2 proc. PKB. Z tego co najmniej 20 proc. budżetu na sprzęt przeznacza tylko dziesięć państw. Polska w ubiegłym roku spełniła oba te warunki. W tym roku wydanie 2 proc. PKB jest praktycznie niemożliwe, bo wymagałoby zrealizowania budżetu resortu obrony narodowej w 100 proc., a to w ostatnich dziesięciu latach nie udało się ani razu.