Potwierdzenie wspólnych ćwiczeń wojsk NATO - z udziałem sił polskich - i wskazanie na znaczenie wschodniej flanki - to decyzje, jakich oczekuje po warszawskim szczycie Sojuszu dowódca generalny rodzajów sił zbrojnych gen. broni Mirosław Różański.

"Oczekuję, że zostanie potwierdzone i podtrzymane, że powinniśmy realizować formułę wspólnych przedsięwzięć szkoleniowych, które są skutkiem szczytu w Walii" – powiedział w poniedziałek Różański na spotkaniu z dziennikarzami.

Dodał, ze z wojskowego punktu widzenia ważne będą priorytety zainteresowania sojuszu. "Liczę, że zostanie podtrzymane wskazanie na wschodnia flankę" – dodał nie wykluczając, że kierunek południowy może stać się "mocniejszą narracją".

"Oczekuję, ze zostanie potwierdzony kierunek, by intensywnie się szkolić w wymiarze międzynarodowym, że na terenie naszego kraju będą jednostki wojskowe uczestniczące w procesie szkolenia" – powiedział generał.

Zaznaczył, że będzie to miało znaczenie dla udziału polskiego wojska w wielonarodowych przedsięwzięciach szkoleniowych. Przypomniał, że w jednym z nich, w krajach bałtyckich w ramach wzmocnienia wschodniej flanki NATO uczestniczy obecnie polska kompania zmotoryzowana, a Polska weźmie także udział w misji ochrony przestrzeni powietrznej Bułgarii i Rumunii.

Gen. Różański wyraził też przekonanie, że szczyt przyniesie szczegółowe rozstrzygnięcia dotyczące miejsc stacjonowania sił wchodzących w skład wielonarodowej brygadowej grupy bojowej, która ma być przysłana na wschodnie obrzeża sojuszu.

"Najpierw była mowa o pełnej brygadzie, potem o batalionach przewidzianych na kraje bałtyckie i Polskę, w dyskusji pojawiały się Bułgaria i Rumunia. Liczę, że po warszawskim szczycie jednoznacznie będziemy wiedzieli, jak to ma wyglądać" – dodał.

Powiedział, że jest także ciekaw, jak będzie rozlokowana brygada z USA, której przysłanie Amerykanie zapowiedzieli w ramach europejskiej inicjatywy wsparcia. Tu także jako miejsca stacjonowania batalionów są wskazywane Polska, kraje bałtyckie, Bułgaria i Rumunia, mówi się ponadto, że w Polsce może zostać ulokowane dowództwo brygady.

Odnosząc się do niedawnej wypowiedzi dowódcy amerykańskich wojsk lądowych w Europie gen. Bena Hodgesa, który mówił o konieczności zwiększenia mobilności sojuszniczych wojsk i usprawnienia łączności, podkreślił, że Hodges "nie powiedział absolutnie nic nowego". "Ja to odbieram jako sygnał doświadczonego dowódcy, który daje mocny przekaz politykom: to wygląda tak, a nie inaczej. Odebrałem to jako sygnał, że należy wziąć pod uwagę stan faktyczny, co nie znaczy, że musimy zaraz budować bastiony" – powiedział Różański, nawiązując do kwestii tzw. przesmyku suwalskiego i tego, jak szybko wojska sojusznicze mogłyby ruszyć z pomocą krajom bałtyckim.

Jak dodał, m.in. w trakcie ćwiczenia Anakonda-16 "jednym z wyzwań był manewr na terenie nie tylko Polski, ale i Europy". Mamy różne standardy prawne, trzeba to wszystko zsynchronizować" – zaznaczył.

Zwrócił uwagę, że ćwiczenia wojskowe w Rosji przez ostatnie 20 lat były ukierunkowane głównie na manewrowość – zdolność do przerzucania sił.

"Wszyscy dowódcy się zgadzają, że powinniśmy dążyć do pewnego standaryzowania procedur i zasad, bo zasadniczą częścią przyszłego pola walki będzie możliwość manewru" – powiedział.

Wskazał, że dyskusja o tzw. ścianie wschodniej często sprowadza się do umieszczenia tam dodatkowych jednostek. "Myślę, że powinniśmy się zastanowić, czy jesteśmy zdolni się komunikować i przemieszczać po terenie kraju" – podkreślił.(PAP)