Kultowy punkowy kawałek Clashów z 1981 r. nosił tytuł „Should I Stay or Should I Go?” (Powinienem zostać czy odejść?). Teraz to pytanie powraca, a brytyjscy wyborcy wkrótce zadecydują, czy Wielka Brytania pozostanie w Unii Europejskiej, czy też z niej wyjdzie.
Lars Christensen, duński ekonomista, MarketMonetarist.com / Dziennik Gazeta Prawna
Sondaże wskazują, że zwolennicy obu opcji idą łeb w łeb. Jeśli jednak spojrzeć na przewidywania rynków i bukmacherów, wygląda na to, że szansa na opuszczenie Unii wynosi mniej więcej jeden do trzech i mimo wskazań sondaży Brytyjczycy zadecydują o pozostaniu.
Ale nic nie jest z góry pewne, a ewentualne „do widzenia” powiedziane przez Londyn Unii nie pozostanie bez konsekwencji tak dla Zjednoczonego Królestwa, jak i europejskiej gospodarki. Ekonomiczne konsekwencje dla Europy będą zależały od decyzji polityków podjętych potem w Unii (a najpewniej głównie w Berlinie i Paryżu). Nie wygląda, żeby to były dobre skutki. Jak śpiewało The Clash, „If I stay it will be trouble, if I go it will be double” (Jeśli zostanę, będzie kłopot, jeśli nie, kłopot będzie podwójny). Pytanie nie dotyczy tylko tego, czy Wielka Brytania opuści UE. Ważniejsze jest to, jakie decyzje zostaną podjęte w UE i Wielkiej Brytanii po referendum.
Jedna z możliwości przewiduje, że Unia powie: „Głupi Brytole, radźcie sobie teraz sami, nie chcemy mieć z wami nic wspólnego i zamykamy przed wami rynek wewnętrzny”. Druga opcja jest bardziej racjonalna i zakłada, że przywódcy UE zorientują się wreszcie, że nie wszystko w Unii jest takie, jak być powinno, i że być może nadszedł czas na pauzę, próbę konsolidacji tego, co naprawdę działa – czyli wspólnego rynku – i zapomnienie snu (koszmaru?) o dalszej politycznej integracji w Europie. Są jednak powody do obaw, że dostaniemy jakąś wersję z „głupimi Brytolami”, co w najgorszym razie doprowadzi do podjęcia środków ochrony rynku przed brytyjskimi towarami. Warto pamiętać, że w razie Brexitu proreformatorskie skrzydło UE straci ważnego sojusznika.
Niektórzy obawiają się, że UE bez Brytyjczyków będzie raczej Unią zdominowaną przez francuską szkołę ekonomiczną z większą liczbą regulacji i interwencji państwa w gospodarkę niż odwołującą się do wolnorynkowego programu tradycyjnie wspieranego przez Londyn. UE zdominowana przez szkołę francuską nie będzie dobrą wiadomością dla europejskiej gospodarki, która już dziś uskarża się na wiele problemów strukturalnych. Ale ten scenariusz niekoniecznie musi się sprawdzić. Państwa Unii mogą równie dobrze wybrać bardziej racjonalną ścieżkę i uznać w końcu, że niewielu Europejczyków chce europejskiego superpaństwa, zaś odpowiedzią na wyzwania stojące przed Starym Kontynentem jest mniejsza centralizacja i reformy zainspirowane przez Brytyjczyków. Gdyby Unia wybrała tę drogę, koszty ekonomiczne Brexitu dałoby się przełknąć.