Pogrążona w kryzysie UE nie myśli o rozszerzaniu. Tymczasem Moskwa przestała postrzegać akcesję sojusznika jako zagrożenie. W niedzielnych wyborach parlamentarnych mieszkańcy Serbii znów będą decydować, czy ich kraj ma się integrować z Unią Europejską, czy też może jednoznacznie zwrócić się ku Rosji.
Premier Aleksandar Vučić nie ma w społeczeństwie dużego poparcia w swych integracyjnych planach / Dziennik Gazeta Prawna
Problem w tym, że przez ostatnie dwa lata – mimo rozpoczętych negocjacji akcesyjnych z Brukselą – perspektywa członkostwa bardzo się oddaliła, a dla Rosji oba scenariusze są korzystne.
Wybory odbywają się dwa lata przed terminem. Premier Aleksandar Vučić zdecydował się na rozwiązanie parlamentu w połowie kadencji, aby uzyskać nowy, jeszcze silniejszy mandat do prowadzenia rozmów o członkostwie w Unii. Chciałby on wprowadzić Serbię do niej w 2020 r. – Chcemy mieć dobre relacje z Rosją i mamy je. Ale chcemy i zmierzamy w kierunku Unii Europejskiej – oświadczył w jednym z wywiadów szef rządu.
Według sondaży jego Serbska Partia Postępowa (SNS), która już teraz ma bezwzględną większość w parlamencie, odniesie wyraźne zwycięstwo, uzyskując prawie 51 proc. głosów, a tym samym jeszcze poprawi swój stan posiadania. To jednak wcale nie oznacza, że Serbowie marzą o wejściu do UE. Świadczą o tym zarówno badania, w których za członkostwem opowiada się mniej niż połowa ankietowanych, jak i rosnące poparcie dla skrajnych partii nacjonalistycznych, widzących przyszłość kraju w ścisłym sojuszu z Rosją. Do parlamentu powróci Serbska Partia Radykalna (SRS) kierowana przez oskarżanego o zbrodnie wojenne Vojislava Šešelja, a po raz pierwszy może do niego wejść jeszcze jedna koalicja skrajnych nacjonalistów.
Unia Europejska jest największym partnerem handlowym Serbii i zdecydowanie największym inwestorem zagranicznym (odpowiada za ponad 80 proc. inwestycji zagranicznych w ostatnich latach), na dodatek wspiera Belgrad finansowo za pomocą środków przedakcesyjnych. Ale zarazem Serbowie są coraz bardziej sfrustrowani tym, że integracja przebiega tak powoli. Serbia została uznana za potencjalnego kandydata do członkostwa już przed 13 laty, w 2003 r., ale dopiero w grudniu zeszłego roku otwarto dwa pierwsze rozdziały formalnych negocjacji. Na dodatek wejście do Unii wymaga głębokiej i bolesnej restrukturyzacji gospodarki, a Serbowie i tak musieli mocno zaciskać pasa w związku z recesją z 2014 r., której skutki nadal boleśnie odczuwają.
Na to nakładają się jeszcze silne związki kulturowo-religijno-polityczne z Rosją, zależność energetyczna od niej i aktywna działalność wspieranych przez Moskwę prorosyjskich organizacji i mediów. To wszystko razem powoduje, że coraz większa liczba mieszkańców bałkańskiego kraju ma wątpliwości, czy na pewno członkostwo w UE jest właściwą drogą, i chciałaby ściślejszych relacji z Rosją. Ta unijna frustracja Serbów jeszcze będzie się pogłębiać.
Rok 2020, o którym mówi Vučić, wydaje się mało realny, bo zajęta kryzysem migracyjnym, wciąż możliwym bankructwem Grecji, groźbą wyjścia Wielkiej Brytanii i sama pogrążona w kryzysie tożsamościowym Unia nie ma możliwości ani ochoty na dalsze poszerzanie się. A już szczególnie o kraj, który leży na głównym szlaku migracyjnym, jest słaby gospodarczo i instytucjonalnie, no i wiąże się z nim nie w pełni uznana niepodległość Kosowa. – Dalszy wzrost prorosyjskich sentymentów jest możliwy. Nie byłbym zdziwiony, gdyby Vučić za dwa, trzy lata zmienił retorykę, jeśli zobaczy, że to Rosja, a nie Unia Europejska, jest tym, czego chcą ludzie – mówi Bloombergowi Jovo Bakić, profesor socjologii na Uniwersytecie w Belgradzie.
O ile Rosja nadal kategorycznie sprzeciwia się członkostwu Serbii w NATO (do czego zresztą Belgrad wcale nie dąży), to w sprawie jej wejścia do UE w ostatnich dwóch latach zmieniła stanowisko. Gdyby Serbia z niego zrezygnowała, oznaczałoby to, że pozostaje w rosyjskiej strefie wpływów, zatem jest to sukces Moskwy. Ale amerykański ośrodek analityczny Stratfor w swojej analizie zwraca uwagę, że Rosja przestała postrzegać członkostwo Serbii w Unii jako zagrożenie, a zaczęła jako szansę. Stałaby się ona bowiem kolejnym prorosyjskim krajem we Wspólnocie, a tym samym Rosja zwiększyłaby wpływ na unijną politykę energetyczną, handlową czy zagraniczną. Czyli niezależnie, czy Serbia pójdzie w kierunku Unii czy Rosji, i tak wygra ta ostatnia.