Całkowity zakaz aborcji stanowi zinstytucjonalizowaną formę przemocy wobec kobiet - mówiła dyrektorka Amnesty International Polska Draginja Nadażdin. Podczas czwartkowej debaty w Sejmie wskazywano też na potrzebę lepszego dostępu do antykoncepcji i edukacji seksualnej.

Pod koniec marca resort zdrowia przekazał do konsultacji projekt, który przewiduje, że sprzedaż leków antykoncepcyjnych będzie mogła odbywać się jedynie na podstawie recepty. Oznacza to, że także pigułki tzw. antykoncepcji awaryjnej (postkoitalnej) ellaOne można będzie nabywać jedynie na receptę. O zaprzestanie sprzedaży tej pigułki apelowały do resortu zdrowia stowarzyszenia katolickie.

Ordynator oddziału ginekologiczno-położniczego Szpitala Bielańskiego w Warszawie prof. Romuald Dębski ocenił, że sprzeciw wobec antykoncepcji postkoitalnej wynika z nieznajomości jej specyfiki i błędnego przekonania, że ma ona działanie aborcyjne.

Podkreślił, że dostępność tego rodzaju antykoncepcji wyłącznie na receptę wydłuży okres pomiędzy stosunkiem a przyjęciem tabletki, co zasadniczo obniży jej skuteczność. Wyjaśniał, że mechanizm działania tych tabletek polega na opóźnianiu owulacji, a przyjęcie preparatu nie wpływa na już istniejącą ciążę.

Ginekolog i położnik dr n. med. Grzegorz Południewski przypomniał, że wbrew przekonaniu wielu osób ciąża nie rozpoczyna się w chwili stosunku, ale nawet 5-6 dni później. "Z punktu widzenia Światowej Organizacji Zdrowia o ciąży mówimy wtedy, kiedy dochodzi do implantacji rozwijającego się - we wczesnej postaci - zarodka do jamy macicy. (...) Wszystko to, co działa do tego momentu, jest działaniem antykoncepcyjnym" - zaznaczył.

Podkreślał też, że ograniczanie dostępu do antykoncepcji przyczynia się do zwiększenia liczby aborcji. "Nie wiem, dlaczego prawicowi politycy w Polsce chcą lansować zachowania proaborcyjne. Jest to zupełny idiotyzm w odniesieniu do celów, które deklarują" - mówił Południewski.

Nadażdin przekonywała, że również zakaz aborcji nie spowoduje obniżenia jej liczby. "Do obniżenia liczby zabiegów przyczyniają się działania edukacyjne, dostęp do rzetelnej wiedzy, edukacja seksualna, jak również dostęp do antykoncepcji" - mówiła.

"Całkowity zakaz aborcji stanowi zinstytucjonalizowaną formę przemocy wobec kobiet" - powiedziała. Wskazała, że kraje, w których taki zakaz obowiązuje (np. Nikaragua), niejednokrotnie były krytykowane przez Komitet Przeciwko Torturom ONZ, ponieważ kobiety często były tam zmuszane do donoszenia ciąży, która zagraża ich życiu. W krajach tych zdarza się także, że kobiety, które poroniły ze względów zdrowotnych, są oskarżane o zabójstwo.

Prof. Monika Płatek z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego także krytycznie oceniała obywatelski projekt ustawy całkowicie zakazującej aborcji, która w jej ocenie "eliminuje w praktyce prawo do wiedzy i eliminuje prawo do badań prenatalnych".

"Godność nie ogranicza się do prawa do życia. Godność to jest również prawo do samodzielnych decyzji, prawo do tego, aby nie być zniewolonym, prawo do tego, żeby zadbać o swoje zdrowie. Ograniczenie godności do prawa do życia jest nadużyciem, nadwyrężeniem, jest sprzeczne z konstytucją" - mówiła, komentując proponowaną preambułę projektu ustawy.

Uczestnicy debaty krytykowali także przepisy karne zapisane w projekcie obywatelskim. Projekt zakłada, że za spowodowanie śmierci dziecka poczętego grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5; jeżeli sprawca działa nieumyślnie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Dębski wskazywał, że zapis przewidujący karę za nieumyślne spowodowanie śmierci dziecka zagraża diagnostyce i terapii prenatalnej, ponieważ lekarze będą obawiali się podjęcia takich działań.

"Gorzej proszę państwa: jeśli będę miał pacjentkę w stanie przedrzucawkowym, która będzie w 32 tygodniu ciąży, to ja muszę dać jej umierać i umierać dziecku. Bo jeżeli ja ją rozwiążę cięciem cesarskim (...) i dziecko umrze, dlatego, że było wcześniakiem, to mi grozi do 3 lat pozbawienia wolności" - mówił ginekolog.

W projekcie jest też zapis stanowiący, że nie popełnia przestępstwa lekarz, jeżeli śmierć dziecka jest następstwem działań leczniczych, koniecznych dla uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia matki.

Zdaniem Dębskiego zgodnie z tym zapisem np. w przypadku krwotoku z ciąży pozamacicznej lekarz będzie mógł usunąć jajowód. Jednak, gdy takiego krwotoku nie będzie, lekarz będzie musiał czekać, aż nastąpi bezpośrednie zagrożenie życia kobiety.