W Mołdawii nie ustają antyrządowe protesty. Dziś na ulice stolicy, Kiszyniowa, wyszło około 40 tysięcy osób. Manifestanci domagali się ustąpienia rządu i ogłoszenia przedterminowych wyborów.

Przeciwko zaprzysiężonemu w środę gabinetowi premiera Pavla Filipa są zarówno zwolennicy polityki prorosyjskiej jak i zwolennicy Unii Europejskiej. Mimo mrozu wyszli dziś na ulice, żeby zaprotestować przeciwko korupcji. Mówią też, że nie chcą, aby wpływ na prace rządu miał oligarcha Vlad Plahotniuc, który jest postrzegany jako szara eminencja w nowej administracji. "Ludzie są z nami, bo nie chcą ani oligarchów ani kryminalnych autorytetów" - powiedział afp ider opozycji Andrei Nastase.

Burzliwe manifestacje rozpoczęły się w środę wieczorem, gdy tysiące ludzi zebrały się przed mołdawskim parlamentem w proteście przeciwko zaprzysiężeniu rządu nowego, prounijnego premiera Pavla Filipa. Kilkunastu demonstrantów sforsowało policyjny kordon i wdarło się do budynku. Opuścili oni parlament po apelach przywódców opozycji.

Sprzeciw demonstrantów wywołały obniżające się standardy życia w Mołdawii. Protestujący zarzucają proeuropejskim partiom, które pozostają u władzy od 2009 roku, że nie przeprowadziły niezbędnych reform i że używają proeuropejskiej retoryki by tuszować korupcję. Kryzys polityczny trwa od roku i jest związany ze skandalem korupcyjnym w którym mogło chodzić o kwoty opiewające nawet na około miliard euro. Kryzys ten wywołał masowe demonstracje i aresztowanie w październiku byłego premiera Vlada Filata.