Szydło w wygłoszonym w środę expose powiedziała, że jest rozważane "ostateczne uporządkowanie sposobu kierowania rządem przez premiera" przez nadanie szefowi rządu prawa do wydawania ministrom wiążących poleceń.

Prof. Wojciech Góralczyk z Akademii Leona Koźmińskiego, specjalizujący się w prawie administracyjnym, podkreślił w rozmowie z PAP, że wprowadzenie takiego rozwiązania umożliwi premierowi kierowanie pracą poszczególnych ministrów, co oznaczałoby istotną i pozytywną zmianę, wzmocnienie pozycji szefa rządu i krok w stronę systemu kanclerskiego.

Zdaniem eksperta pozycja premiera w Polsce jest słabsza niż w systemach kanclerskich, jak w Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii, co powoduje, że zwłaszcza w przypadku rządów koalicyjnych ministrowie ze sobą rywalizowali, a premierowi nie było zawsze łatwo wyegzekwować swoją wolę.

"Jeżeli minister był z innej partii, to (premier) mógł mu zalecić coś w niewiążący sposób, albo doprowadzić do tego, żeby Rada Ministrów wydała ministrowi takie polecenie" - wyjaśnił Góralczyk.

Przypomniał, że obecnie polecenie dla konkretnego ministra jest zapisywane w protokole z posiedzenia rządu. "To musi obecnie przejść przez posiedzenie Rady Ministrów. Rozumiem, że teraz jest taka intencja, by premier mógł na bieżąco takie polecenia wydawać" - wyjaśnił ekspert.

Również dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego ocenił, że wprowadzenie zapowiedzi z expose Szydło oznaczałoby wzrost pozycji premiera, a także zmniejszenie swobody i uznaniowości decyzji ministrów.

„Byłoby to dążenie w kierunku systemu kanclerskiego wzorowanego na Niemczech. Trzeba mieć jednak świadomość, że w Niemczech wotum zaufania otrzymuje tyko kanclerz, a u nas jednak cały rząd" – podkreślił konstytucjonalista.

Podkreślił też, że nie są znane konkrety dotyczące zapowiedzi Szydło, a "diabeł tkwi w szczegółach". Jego zdaniem nadanie premierowi prawa do wydawania ministrom poleceń wiążących wymagałoby zmiany ustawy o Radzie Ministrów, ale byłoby zgodne z konstytucją, chyba że – jak zastrzegł ekspert - wiązałoby się „z ubezwłasnowolnieniem ministrów”.

Według eksperta efektem wzmocnienia pozycji premiera mogłaby być rywalizacja między szefem rządu a prezydentem. „Moglibyśmy mówić o rywalizacji personalnej premiera i prezydenta” – dodał.

Innego zdania jest prof. Piotr Uziębło, konstytucjonalista z Uniwersytetu Gdańskiego, który powiedział PAP, że obecnie ministrowie i tak są zobowiązani do prezentowania stanowiska rządu, jednak nowością byłoby umożliwienie premierowi bezpośredniego wpływania na kierunek polityki i dyscyplinowania ministrów.

Również według tego eksperta do wprowadzenia tego rozwiązania wystarczyłaby zmiana w ustawie o Radzie Ministrów bez potrzeby zmieniania konstytucji.

Wtórował mu prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Uniwersytetu SWPS - który ocenił w rozmowie z PAP, że taka zmiana niewiele znaczy, bo teraz i tak premier wydaje polecenia ministrom. „Jeżeli nie wykonuje polecenia, to momentalnie premier go wymienia, wnioskując do prezydenta o zmianę. Nie ma czegoś takiego, jak bunt ministra przeciwko premierowi” – ocenia.