O ile przybysze z krajów UE dobrze sobie radzą na rynku pracy, o tyle w przypadku Afgańczyków czy Irakijczyków bardzo wielu żyje z zasiłków
Niemcy, którzy zamierzają przyjąć w tym roku nawet 800 tys. wniosków o azyl, wzywają pozostałe kraje UE do większej otwartości na imigrantów. Bo choć do pewnego stopnia rozwiązują oni kryzys demograficzny, to niekoniecznie rozwiązują przy tym problem braku wykwalifikowanej siły roboczej.
Głównym argumentem na rzecz przyjmowania prawie nieograniczonej liczby imigrantów jest to, że społeczeństwo się starzeje, a kraj wyludnia. Faktycznie, demograficzne załamanie w Niemczech jest większe niż w innych krajach UE. Statystyczna obywatelka tego kraju rodzi 1,4 dziecka, znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Średni wiek mieszkańca Niemiec to 46 lat – wyższy jest tylko w Japonii. Według prognoz rządu populacja kraju do 2060 r. spadnie z obecnych 81 mln do 67 mln, zaś odsetek osób powyżej 60. roku życia wzrośnie z 27 do 39 proc.
Problemem jest nie tylko zmieniający się stosunek liczby emerytów do osób pracujących, ale także niedostatek pracowników wykwalifikowanych, przez co niemiecka gospodarka rozwija się wolniej, niż by mogła. Instytut Prognos szacuje, że w 2020 r. tamtejszym firmom brakować będzie 1,8 mln pracowników, a w 2040 r. – już 3,9 mln. Dlatego Niemcy są otwarci na imigrantów. Według sondaży 60 proc. z nich popiera przyjmowanie ich do kraju. Ma to zalety zarówno w skali makro (populacja kraju przekłada się na siłę głosu w UE; Niemcy budują pozytywny wizerunek w świecie), jak i mikro (imigranci zasiedlają opuszczone budynki; nie trzeba zamykać szkół, w których brakowałoby uczniów).
Zmiany demograficzne już są widoczne. Jak podał na początku sierpnia federalny urząd statystyczny Destatis, w zeszłym roku w Niemczech żyło 10,9 mln imigrantów, czyli o 1 mln więcej niż w 2011 r. W tym samym okresie rdzenna ludność skurczyła się o 890 tys. do 64,5 mln, podczas gdy osób o imigranckich korzeniach było 16,4 mln, czyli 20 proc. populacji. Z kolei według szacunków Pew Research Center wskutek imigracji i przyrostu naturalnego liczba muzułmanów w Niemczech zwiększy się w tym roku o 717 tys. i zbliży do poziomu 6 mln.
Ale demografia i rynek pracy to dwie różne sprawy. Stopa bezrobocia wśród imigrantów jest dwukrotnie wyższa niż wśród Niemców, przy czym różni się ona w zależności od pochodzenia. Imigranci z krajów UE (w latach 2011–2014 stanowili oni prawie 2/3 nowo przybyłych) nie zawyżają jej znacząco. Dotyczy to również Bułgarów i Rumunów, których napływu po otwarciu rynku pracy się obawiano, tymczasem okazuje się, że w przypadku tych ostatnich jest ono tylko minimalnie wyższe od średniej.
Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja wśród imigrantów spoza Unii. Pracy nie ma prawie co drugi mieszkający w Niemczech Irakijczyk. Nawet jeśli większość syryjskich uchodźców jest dość dobrze wykształcona i stosunkowo zamożna (wyjazd do Europy kosztuje), to trudno przypuszczać, by szybko odnaleźli się oni na niemieckim rynku pracy. Nie mówiąc już o przybyszach z jeszcze biedniejszych Afganistanu i Erytrei, stanowiących drugą i trzecią grupę narodowościową w obecnej fali imigracji.