Referendum na temat dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej jest najważniejszą z zapowiedzianych na najbliższy rok inicjatyw ustawodawczych brytyjskiego rządu. Ale niejedyną
Plebiscyt przestał być tylko polityczną obietnicą Davida Camerona, a stał się oficjalnym programem jego rządu. Jego przygotowa nie zostało wczoraj zapowiedziane podczas mowy tronowej Elżbiety II, w której przedstawiła ona projekty ustawodawcze gabinetu na najbliższy rok. Ze wszystkich 26 ustaw będzie to sprawa o największym znaczeniu – i dla samej Wielkiej Brytanii, i dla Europy.
– Kiedy przejęliśmy władzę w 2010 r., Wielka Brytania była na krawędzi. Naszym pilnym zadaniem było wyciągnąć gospodarkę z bagna. Teraz, gdy nasza gospodarka idzie w dobrym kierunku, znów jesteśmy na krawędzi – ale tym razem czegoś szczególnego. Mamy wspaniałą okazję przywrócić zasadę, że pracujący ludzie są w tym kraju wspierani, odnowić obietnicę, że ci, którzy mają mniej szczęścia, będą mieli szansę na lepszą przyszłość – powiedział Cameron w przemówieniu poprzedzającym mowę królowej.
Większość planów legislacyjnych Camerona pokrywa się z obietnicami wyborczymi konserwatystów z kampanii wyborczej, które 7 maja przyniosły im wynik lepszy, niż się spodziewano. I tak, rząd chce wprowadzić ustawę, która uniemożliwi podniesienie podatku dochodowego, stawki VAT i składek na ubezpieczenie społeczne przez pięć lat. Kwota wolna od podatku zostanie podniesiona do 12,5 tys. funtów, zaś osoby, które pracują za minimalną stawkę godzinową w wymiarze nie większym niż 30 godzin tygodniowo, zostaną całkowicie zwolnione z podatku. Pracujący rodzice trzy– i czterolatków będą mieli zapewnione 30 godzin tygodniowo darmowej opieki nad dziećmi. Zmniejszy się za to maksymalna kwota, którą gospodarstwo domowe może otrzymywać w ramach pomocy społecznej – z 26 do 23 tys. funtów.
Przygotowana będzie ustawa zwiększająca stopień samorządności Szkocji – której parlament będzie pobierał 40 proc. podatków i decydował o blisko 60 proc. wydatków publicznych – a także Walii i Irlandii Północnej, z kolei o sprawach dotyczących tylko Anglii mają w znacznie większym stopniu decydować tylko deputowani z tej części Zjednoczonego Królestwa, a nie tak jak jest obecnie – wszyscy członkowie Izby Gmin.
Najważniejszą zapowiedzią jest jednak unijne referendum. W mowie tronowej nie padła wprawdzie żadna data – czy będzie to rok 2017, o którym początkowo mówił Cameron, czy też mogłoby się ono odbyć już w przyszłym, o czym coraz częściej się spekuluje. Nie zmienia to faktu, że przygotowania do niego już się zaczęły. W miniony weekend opozycyjna Partia Pracy – mimo że jest przeciw „Brexitowi” – zapowiedziała, że poprze wniosek rządu, by sprawę dalszego członkostwa kraju w UE rozstrzygnąć w referendum, zaś wczoraj ujawniono, że pytanie będzie postawione w stylu „Czy Zjednoczone Królestwo powinno pozostać członkiem Unii Europejskiej?”, a nie „Czy chcesz wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej?”. Ta drobna stylistyczna różnica jest istotna, bo oznacza, że to obóz zwolenników pozostania w UE będzie prowadził kampanię na tak. Potwierdzono także, że uprawnieni do głosowania będą obywatele Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz krajów Commonwealthu, którzy mieszkają na stałe w Wielkiej Brytanii, a także obywatele Wielkiej Brytanii mieszkający za granicą nie dłużej niż 15 lat. Obywatele innych państw UE, którzy mieszkają na stałe w Wielkiej Brytanii, prawa do głosowania – w odróżnieniu od np. wyborów do Parlamentu Europejskiego – mieć nie będą.
Tymczasem Cameron, który nie chce wyprowadzania kraju ze Wspólnoty, a jedynie rozluźnienia relacji łączących Londyn z Brukselą, zaczął przekonywać pozostałych przywódców do reformy Unii lub przynajmniej do zrobienia kilku wyjątków dla Wielkiej Brytanii – w szczególności w zakresie ograniczenia swobody przepływu osób czy wyłączenia londyńskiego City spod unijnych regulacji rynków finansowych. We wtorek brytyjski premier spotkał się w tej sprawie z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude’em Junckerem, zaś jeszcze w tym tygodniu odwiedzi Francję, Niemcy, Polskę i Holandię. Według zeszłotygodniowego sondażu ośrodka YouGov za pozostaniem kraju w UE opowiada się 44 proc. Brytyjczyków, za jej opuszczeniem – 36 proc.
2,2 proc. o tyle, według think tanku Open Europe, może zmniejszyć się do 2030 r. brytyjski PKB w efekcie wyjścia kraju z UE
1,6 proc. o tyle, według tego samego think tanku, zwiększy się brytyjskie PKB do 2030 r., jeżeli Wielka Brytania i UE zawrą porozumienie o wolnym handlu, a Londyn będzie mógł przeprowadzić deregulację rynku u siebie