Kto nie dostosuje się do nowych reguł gry, nie obłaskawi technik – nazwijmy to – wpływania na wyborców, sterowania przekazem, może zapomnieć o zwycięstwie.
To pierwsze wybory w Polsce, o wyniku których przesądziła skuteczna kampania prowadzona w serwisach social media. O zwycięstwie Andrzeja Dudy zadecydowali w sporej części młodzi, którzy maturę robili w czasach, gdy był YouTube i Facebook. A o słabej kampanii i porażce Komorowskiego będzie się wykładać na uczelniach – jak przegrać, mając ponad 60-proc. poparcie. W pierwszej turze dzięki internetowi wysoki wynik uzyskał Paweł Kukiz. Teraz młodzi (18–29 lat) w większości poparli Andrzeja Dudę, a oni wiedzę w większości czerpią z sieci.
Partia, która chce zdobyć lub utrzymywać władzę, musi nauczyć się wykorzystywać najpowszechniejszy dziś kanał komunikacji, jakim stał się internet. Przekonanie części polityków, iż najlepiej docierają do wyborców, koncentrując się na przekazie w TV, to błąd. Młodym, którzy zagłosowali na Dudę, telewizję zastąpiły YouTube i kanały social mediowe. Nie mają telewizora, linearna telewizja to przeżytek; wystarczy im ekran laptopa, by oglądać ulubione seriale w aplikacjach czy VoD.
Politycy, którzy zatrzymali się na jednokierunkowym przekazie, znikną ze sceny.
Web 2.0 oznacza, że jeden internauta na 100 tworzy treść, dziesięciu komentuje (udostępnia, lajkuje, itp.), a 89 tylko czyta. Wyborcy – drodzy politycy – przestali wierzyć bezkrytycznie w to, co wy im mówicie, rzadko wierzą w to, co im pokazujecie, a często za to wierzą w to, co mówią im ich znajomi. I zawsze wierzą w to, co sami przekazują innym. Twitter, Facebook czy Instagram są pełne kręgów znajomych. W kampanii się okazało, że jeden zaangażowany zwolennik partii może mieć wielki wpływ na to, co się dzieje w przestrzeni publicznej. Szybko rozprzestrzeniający się mem, tweet, wpis na FB czy nagranie z YouTube to siła, której nie można lekceważyć.
Zalewani informacjami mamy mniej czasu na zarządzanie komunikatami, jakie do nas płyną. Minimalizujemy wysiłek, a jednym ze sposobów selekcjonowania informacji jest wykorzystywanie filtru, jaki tworzą nasi znajomi. Czytam i oglądam to, czym się interesują, co czytają znajomi na Twitterze czy Facebooku. Tym samym częściej wierzę w otrzymywane od nich informacje, podzielam opinie, udzielają mi się ich emocje.
Social media skróciły dystans między politykami a wyborcami, dając obywatelom – zwłaszcza młodym – poczucie wpływania na rzeczywistość. Sytuacje wykreowane w kanałach cyfrowych i spopularyzowane przez internautów stają się tematem dnia. O to się pyta później polityków czy socjologów w wywiadach dnia w stacjach TV. A sztabowcy Komorowskiego nie zauważyli, że internet, nawet jeśli nie obejmuje dziś całego elektoratu, zwielokrotnił przekaz. Pozytywny i negatywny. Konferencja prasowa natychmiast schodzi na drugi plan, gdy wydarzenia – np. na Twitterze – ktoś umiejętnie skomentuje, przekręci, zamieni w mem.
Kampania parlamentarna należeć będzie do tych, którzy sięgną po specjalistów od social media i przeanalizują demografię oraz internetowe trendy. Niemal każdy ma telefon, wielu smartfona z dostępem do sieci. Przeciętny użytkownik smartfona spogląda na ekran 150 razy w ciągu dnia, z tego aż kilkanaście, by wejść na serwisy social media, sprawdzić newsy.
Dla internetu to nie Duda wygrał, to przegrała kampania Komorowskiego w formie telewizyjnej reklamy upstrzonej znanymi twarzami. Internauci tego nie kupili. To ciekawa lekcja dla polityków, nie tylko zresztą PO. I początek pokoleniowej zmiany polityków i sztabowców.