Policjantka z Opola oskarżona o bliskie relacje z komendantem wojewódzkim w wywiadzie udzielonym programowi "Uwaga!" TVN zaprzeczyła, że łączyły ją z nim "bliższe relacje osobiste". Nie byłam jego kochanką - powiedziała i dodała: Ja na swoje miejsce w hierarchii zapracowałam głową, a nie innymi usługami. Głową, którą mam na właściwym miejscu, a w niej szare komórki.

Kilka tygodni temu jedna z gazet otrzymała nagranie rozmowy komendanta wojewódzkiego Leszka Marca z jedną z podwładnych oficerów, naczelnik wydziału komunikacji społecznej. Rozmowa miała świadczyć o romansie. Po aferze - nazywanej seksaferą w opolskiej policji - Marzec odszedł na emeryturę, otrzymał 80 tys. zł odprawy, a co miesiąc dostanie 10 tys. zł świadczeń emerytalnych. Natomiast policjantka została zawieszona w obowiązkach i straciła połowę pensji.

Po raz pierwszy od wybuchu seksafery bohaterka nagrania rozmowy z Marcem publicznie opowiedziała własną wersję wydarzeń.

"Zawsze w relacjach służbowych, w stosunku do innych policjantów przestrzegałam zasady etyki zawodowej i nigdy mnie nie łączyły z opolskim komendantem wojewódzkim żadne bliższe relacje osobiste i nie byłam jego kochanką. Takie twierdzenie to jest zwykłe pomówienie" - mówiła nadkomisarz Katarzyna Szawdylas-Wasielewska w rozmowie z "Uwaga!" TVN.

Dodała, że treść upublicznionych nagrań z gabinetu komendanta zna tylko z doniesień medialnych i nie wie, w jakim stopniu są to autentyczne rozmowy pomiędzy nią a jej przełożonym, a w jakim "zakresie materiał został zmanipulowany dla potrzeb sensacji medialnych".

Szawdylas-Wasielewska zaznaczyła, że nigdy nie była kochanka opolskiego komendanta. "To pomówienie. W tej firmie [policji - red.], jak zresztą w każdej firmie, to przełożeni nadają ton rozmowom. Jeśli mój przełożony stosuje pewną retorykę, to i ja taką stosuję. To, że tak rozmawialiśmy, było wynikiem organizacji całkowicie zdominowanej przez mężczyzn" - tłumaczyła fragmenty rozmowy brzmiące jak wyznania erotyczne.

Policjantka podkreśliła też, że to nie komendant, ani tym bardziej ona sama opublikowali nagrania. "Sama też tego nie zrobiłam. To by było śmieszne, choć słyszałam taką wersję" - powiedziała w rozmowie z "Uwaga!" TVN kobieta.

Szawdylas-Wasielewska odniosła się również do zarzutów, że wykorzystywała bliskie relacje z przełożonym w życiu zawodowym. "Osiągnęłam więcej niż niejeden mężczyzna i nieraz słyszałam przez to złośliwe komentarze. Wiem, że w kuluarach zarzucano mi, że zrobiłam karierę przez łóżko. To nieprawda, ale dziś nikogo nie obchodzą moje kompetencje. (...) Nie musiałam robić kariery, stosując inne usługi. Ja na swoje miejsce w hierarchii zapracowałam głową, a nie innymi usługami. Głową, którą mam na właściwym miejscu, a w niej szare komórki" - przekonywała policjantka.

Zaznaczyła też, że po aferze czuje się "całkowicie zdyskryminowana i zdeptana".