Korea Północna sprawia wrażenie odciętej od jakichkolwiek zewnętrznych źródeł informacji, ale w rzeczywistości każdy obywatel ma tam nieograniczony dostęp do sieci. Problem w tym, że nie jest to Internet, tylko ogólnokrajowa sieć lokalna.

Pod koniec marca rząd Korei Północnej bez słowa wyjaśnienia odciął turystom dostęp do komórkowego Internetu. Usługa 3G działała łącznie przez trzy tygodnie i była to największa rewolucja w historii północnokoreańskiego dostępu do globalnej sieci. Ta w państwie Kima na co dzień po prostu nie funkcjonuje. Na nieskrępowane surfowanie może liczyć zaledwie kilka osób na najwyższych szczeblach władzy, a reszcie pozostaje korzystanie ze specjalnej zamkniętej sieci.

Kim Dzong Net

Poza przemyconymi na teren kraju modemami satelitarnymi, jedyne dostępne łącze należy do koreańsko-tajskiej spółki Star Joint Venture, ale aby z niego skorzystać, należy uzyskać wyjątkową rządową autoryzację, a ta przyznawana jest tylko w określonych okolicznościach – przede wszystkim motywowanych celami państwowymi.

Z nieskrępowanego dostępu do Internetu na pewno korzysta Kim Dzong Un. Przywódca Korei Północnej niejednokrotnie dawał wyraz uwielbieniu do nowoczesnej technologii. Tę miłość mógł zresztą odziedziczyć po swoim ojcu i poprzedniku, Kim Dzong Ilu. Zmarły dyktator już kilkanaście lat temu korespondencję dyplomatyczną prowadził przez e-mail, komentował materiały z południowokoreańskich serwisów i przedstawiał siebie jako internetowego eksperta. Ciężko jednak oczekiwać, że hobby przywódców podzielą obywatele, za wszelką cenę utrzymywani w jak największej ignorancji i izolacji od zewnętrznego świata. W takiej rzeczywistości Internet, a więc swobodny dostęp do informacji, jest największym zagrożeniem istniejącego tu od lat 50. status quo.

Sieć lokalna szeroka na cały kraj

„Na Północy, skrót PC nigdy nie miał oznaczać komputera osobistego” – grzmiał przed laty „Korea Times”, opisując wykorzystanie nowych technologii za północną granicą. Chociaż taki sprzęt w Korei Północnej nie jest nieosiągalny, to w rzeczywistości komputery spotyka się głównie w instytucjach i na uczelniach. Żaden z nich nie jest oczywiście podłączony do Internetu. Jakby odczuwając jakiś cień poczucia obowiązku, władze postanowiły jednak walczyć z cyfrowym wykluczeniem. Efektem tego jest uruchomiona w 2000 roku sieć Kwangmyong, którą najprościej opisać jako mały koreański odpowiednik Internetu.

Kwangmyong jest dostępny za pośrednictwem istniejących w Korei Północnej łączy telefonicznych. Korzystanie z niego nie jest ograniczane. Nie ma ku temu powodu, skoro dostępne za jego pośrednictwem materiały i tak są kontrolowane przez aparat cenzury. Poprzez zamkniętą sieć Koreańczycy mogą przeglądać strony urzędów i instytucji, czytać serwis informacyjny albo wysyłać pocztę. Sieć odkrywa także istotną rolę w komunikacji między placówkami naukowymi. Zasadniczo są to te same funkcje, na które pozwala Internet, ale na miniaturową skalę. W wyjątkowych sytuacjach w Kwangmyong pojawiają się jednak zagraniczne strony. Aby zapoznać się z takimi, mieszkańcy Korei Północnej muszą złożyć wniosek do specjalnego urzędu, a jego pracownicy, po rozpatrzeniu takiego pisma, pobiorą kopię strony i udostępnią ją po niezbędnej cenzurze.

Prezydenckie Gangnam Style i urażeni producenci gier komputerowych

Chociaż nie ma żadnego sposobu, aby dostać się do koreańskiej sieci z zagranicy, to władze reżimu nie ustają w próbach eksportu swoich idei. Taką funkcję spełnia przede wszystkim działająca z chińskich serwerów, internetowa platforma „Uriminzokkiri” („Nasz naród”). Prowadzony po angielsku serwis na bieżąco informuje świat o północnokoreańskich dobrodziejstwach oraz szkaluje wrogów reżimu. Równolegle z serwisem działają konta na Facebooku, Twitterze i YouTube. Na tym ostatnim opublikowano m. in. film, na którym postać z wklejoną głową Park Geun-hye, prezydent Korei Południowej, tańczy w rytm „Gangnam Style”. Najwięcej zamieszania „Uriminzokkiri” wywołał jednak nie w polityce, a wśród producentów gier wideo. W lutym 2013 roku na łamach serwisu pojawił się film przedstawiający płonące zgliszcza Nowego Jorku. Klip zmontowano z fragmentów gry „Call of Duty: Modern Warfare 3”, co zdenerwowało firmę Activision, wydawcę gry, do tego stopnia, że ta w końcu wywalczyła usunięcie materiału. Z Korei Północnej pochodzili także hakerzy, którzy złamali zabezpieczenia internetowej gry "Lineage", a następnie sprzedawali w Internecie nielegalne ułatwienia do niej.

Zanim Koreańczycy na dobre rozpętali cyfrową machinę propagandową, próbowali sił w wykorzystaniu jej komercyjnie. W 2002 roku rząd komunistycznego państwa uruchomił wspólnie z jedną z południowokoreańskich firm internetowe kasyno. Korzystać z niego mogli jednak tylko mieszkańcy Południa – w państwie Kima takie rozrywki są uznawane za szkodliwe i zakazane. Mimo ambitnych planów biznes upadł, podobnie jak sklep, otwarty na Sylwestra 2007 roku. Można było w nim znaleźć praktycznie wszystko, od filmów i muzyki, po materiały budowlane. W 2010 strona nagle zniknęła – czy brakowało klientów, czy wycofał się anonimowy chiński partner – nie wiadomo. Łącznie rząd Demokratycznej Republiki prowadzi około 30 stron internetowych.

Korea Północna, świadoma potencjału Internetu, od lat stara się wykorzystać go do własnych celów – na razie sukces osiągnęła tylko w kwestii kontrolowania swoich obywateli. W tym zresztą nie różni się tak bardzo od prozachodniej Korei Południowej, w której wszyscy internauci są identyfikowani poprzez swoje dane osobowe (na wielu stronach należy podawać odpowiednik PESEL-a), a państwowe służby nie tylko uniemożliwiają internetowy kontakt z Północą, ale także nieustannie polują w sieci na wszelkie sygnały sympatii dla państwa Kima i usuwają je równie sprawnie co komuniści cenzurujący pozytywne wypowiedzi o "zepsutym zachodzie".