BOR odtajnił materiały dotyczące katastrofy smoleńskiej. Wynika z nich, że wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu jeszcze za rządów PiS była przez Biuro Ochrony Rządu gorzej zabezpieczona niż ta z 2010 roku - pisze "Gazeta Wyborcza".

BOR udostępnił "Gazecie Wyborczej" teczkę nr 285, sporządzoną zaraz po wizycie Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 17 września 2007 r.

Obecny szef BOR gen. Marian Janicki zdecydował się udostępnić te materiały po wtorkowej konferencji ekspertów z zespołu Antoniego Macierewicza na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, w której wzięli udział także pułkownicy Andrzej Pawlikowski i Tomasz Grudziński - szef i zastępca BOR latach 2006-07. Skrytykowali oni sposób zabezpieczenia wizyty Lecha Kaczyńskiego w dniu katastrofy, za wzór stawiając wyjazdy w czasach, gdy to oni kierowali Biurem.

Tymczasem z teczki, którą otrzymała "Gazeta Wyborcza", wynika, iż zarówno podczas wizyty w 2007 r., jak i tej z 2010 r. BOR popełnił takie same błędy. Podobnie jak w 2010 r., w 2007 r. wizycie nadano rangę "przedsięwzięcia ochronnego", a nie "operacji", co zaniżało stopień stopień bezpieczeństwa. Borowcy nie mieli wstępu na lotnisko, bowiem z naszą dwuosobową grupą rekonesansową nie spotkali się przedstawiciele rosyjskich służb ochrony. Rosjanie skutecznie utrudnili zresztą zabezpieczenie wizyty: prezydent nie dostał samochodu pancernego, polski samolot podczas wizyty na lotnisku chronili Rosjanie i to rosyjska milicja obstawiała miejsca, które odwiedzał Lech Kaczyński - pisze "Gazeta Wyborcza".

Dzisiejsze szefostwo BOR twierdzi, że wizyta z kwietnia 2010 r. była lepiej przygotowana - udało się przeprowadzić rekonesans w miejscach pobytu (chociaż nie na lotnisku)i rozpoznano trasy przejazdu, a Rosjanie dostarczyli samochody pancerne. Zaangażowano też większą liczbę funkcjonariuszy.