Dymitr Książek, lekarz Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, w rozmowie z "Wprost" ujawnia przebieg prac polskich lekarzy w Moskwie po katastrofie smoleńskiej. – Zabrano nam paszporty, patomorfolodzy w tym czasie siedzieli przed prosektorium. Rosjanie nas nie dopuszczali…

Według Książka Rosjanie nie mogli skończyć sekcji do 11 kwietnia, bo trwały one jeszcze przez kilka dni po przyjeździe medyków.

- Polscy patomorfolodzy lecieli tam z myślą, że "wszystkie ciała będą gotowe do okazania i identyfikacji". - Mówiło się, że rodziny będą wchodziły, rozpoznawały, wychodziły i wracały do Polski. Że ciała do trumien i do Polski... - wspomina.

Miałem poczucie, że minister Kopacz chce dużo zrobić, że chce pomóc. Ale wiem też, że to, co tam się działo, złamało ją, przerosło.

Tymczasem po dojeździe do Moskwy zabrano wszystkim paszporty i oddano dopiero po dwóch dniach. Lekarzy wraz z rodzinami przewieziono do hotelu i dano kolację. - Część rodzin chciała jechać, identyfikować swoich bliskich, nikt nie chciał spać. Ale nic nie było wiadomo czytamy w wywiadzie omawianym w portalu gazeta.pl.

Techników, patomorfologów nie było. Późną nocą minister Arabski i minister Kopacz zwołali spotkanie. Rodzinom dano sutą kolację z kawiorem - i kazano czekać - mówi w rozmowie z gazetą.

Rosjanie do niczego nie dopuszczają

Negatywnie wspominał proces identyfikacji ciał. - Poszedłem z mężem i matką jednej z ofiar na tzw. przesłuchanie. Siedzi taki chłopak, prokurator. Zaczyna pytać o dane personalne, ale po rosyjsku, a tłumacza nie ma. Przez 15 minut pisze rosyjskimi bukwami adres zamieszkania najpierw męża ofiary, potem matki. Zanim dochodzi do pytań przydatnych do identyfikacji, mija co najmniej godzina. Cały jeden dzień na tym był stracony - mówi.

Patomorfolodzy w tym czasie siedzieli przed prosektorium. - Siedzieli na drewnianej ławie, przed nimi biurko, na biurku sprzęt m.in. do badań DNA. I czekanie. I nic nie wiadomo, bo nic nie było uzgodnione. Oni byli poinformowani, że będą pomagali w sekcjach, w pobieraniu materiału genetycznego, w identyfikacjach. To są specjaliści wysokiej klasy, a okazało się, że Rosjanie do niczego nie dopuszczają. Cały poniedziałek tak siedzieli. I cały poniedziałek trwało dogadywanie, żeby w końcu weszli do tego prosektorium - opowiada.