Marszałek Sejmu Ewa Kopacz oświadczyła w środę, że nie była przy identyfikacji ciała Anny Walentynowicz, która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Była minister zdrowia podkreśliła też, że nie ma problemu ze słowem przepraszam.

Kopacz pytana przez dziennikarzy na briefingu w Sejmie, czy potwierdza swoje słowa z jednego z wywiadów prasowych, że była przy zamykaniu wszystkich trumien ofiar katastrofy smoleńskiej, powiedziała, że nie była przy identyfikacji Anny Walentynowicz, a identyfikacji ciała dokonywała rodzina.

"Nie byłam przy identyfikacji, ani nie towarzyszyłam, ani nie identyfikowałam Anny Walentynowicz" - powiedziała. Marszałek podkreśliła, że jej rolą w Moskwie, jako ministra zdrowia tuż po katastrofie było zajmowanie się rodzinami, gdy spotkały się "z czymś, co było najbardziej traumatyczne, czyli z rozpoznaniem swoich bliskich".

Dopytywana, czy była przy zamykaniu każdej trumny z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej, Kopacz powiedziała: "Nie przy każdej trumnie. Byłam w tym dniu, kiedy były lakowane pierwszego dnia. To był poniedziałek, kiedy były lakowane trumny, ta część ciał, które jechały do Polski".

Zrobiono tyle, ile było możliwe

Jak zapewniła, na tamtą chwilę zrobiono w tych okolicznościach tyle, ile było możliwe. "Pojechałam tam naprawdę ze szczerymi intencjami, włożyłam w to całą energię i każdy, kto tam był - i tego zabrać nikomu nie można - robił to, co do niego należało, wkładając w to energię i wysiłek fizyczny" - mówiła dziennikarzom marszałek.

Jak podkreśliła, z perspektywy 2,5 roku można zawsze pytać o to, czy można było zrobić więcej, czy mniej. "Na tamtą chwilę zrobiliśmy w tych okolicznościach tyle, ile było możliwe" - zaznaczyła. "Zajmowaliśmy się rodzinami tak, jak nakazywało nam nasze sumienie" - dodała.

Pytana, czy przekazywała w Rosji rodzinom ofiar informację o zakazie otwierania trumien, Kopacz powiedziała: "Wręcz przeciwnie, jedyną rzeczą, o której informowałam to taka, żeby się nie spieszyli, stąd m.in. 21 ciał, które przyjechały po rozpoznaniu genetycznym, a nie po rozpoznaniu przez osoby, które tam były".

"Z tego co wiem, sprawa (otwarcia) trumien - wiadomą rzeczą, że musi być wniosek do prokuratury. Z tego co wiem, tylko jeden wniosek o otwarcie trumny wpłynął i dotyczył prezydenta Kaczyńskiego. Nie wpłynął żaden inny wniosek od rodziny o otwieranie trumien po przyjeździe do Polski" - powiedziała Kopacz.

Dopytywana, czy zaprzecza, że była przy identyfikacji ciał, jak mówiła w jednym z wywiadów po katastrofie smoleńskiej, Kopacz powiedziała: "Niczemu nie zaprzeczam. Powiedziałam, że nie było wniosku o otwieranie trumien, ja nie byłam przy identyfikacji pani Anny Walentynowicz, identyfikacji dokonywała rodzina".

Marszałek pytana, co robili w Smoleńsku polscy lekarze, podkreśliła, że uczestniczyli w przygotowaniu zwłok do okazania do identyfikacji. "Ja tę sprawę wyjaśniałam, rozmawiałam również na spotkaniach, które miały miejsce w kancelarii premiera, wtedy kiedy było spotkanie z rodzinami. Mówiłam owszem, moja zbitka słowna, niezręczność, która padła w wywiadzie z panią Moniką Olejnik, którą ja potem kilkakrotnie wyjaśniałam, łącznie z tym, że wyjaśniałam to rodzinom - polscy lekarze, i powtórzę to ostatni raz, uczestniczyli w przygotowaniu zwłok do identyfikacji. To jest zupełnie coś innego niż sekcja" - zaznaczyła.

Dopytywana skąd wziął się zakaz otwierania trumien, marszałek Sejmu powiedziała: "Jezus, Maria, tam zamykano trumny, a nie otwierano, mówimy o otwieraniu trumien w Polsce, był jeden jedyny wniosek ze strony rodzin i wiem, że dotyczył tylko prezydenta".

Na uwagę dziennikarzy, że rodzina Krzysztofa Putry mówiła, że to od niej usłyszała informację o zakazie otwierania trumien, Kopacz powiedziała: "Powiem szczerze, że jestem w stanie skonfrontować każdą taką wypowiedź, nie jestem w stanie dzisiaj przekazać każdej informacji, którą tam mówiłam, w tej szczególnej sytuacji, która tam była".

"Nie mam problemu ze słowem przepraszam"

Pytana, czy przeprosi rodziny, które zostały wprowadzone w błąd, Kopacz powiedziała: "Nie mam problemu ze słowem przepraszam, to państwo po moich słowach, które powiedziałam, że tam starałam się wszystko, tak jak potrafię najlepiej, z całym sercem i całym wysiłkiem fizycznym, jaki potrafiłam z siebie wykrzesać; jeśli to wymaga przeprosin, to pozostawiam to do państwa (oceny)".

Kopacz podkreśliła też, że pojechała do Rosji opiekować się rodzinami, a nie po to, żeby prowadzić śledztwo. "Miałam zadbać o to, żeby rodziny jak najłatwiej tę sytuację zniosły i robiłam to najlepiej jak potrafiłam" - zaznaczyła.

Marszałek Sejmu nie odpowiedziała na wszystkie pytania dziennikarzy. Powiedziała, że zrobi to w czwartek po informacji ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina w Sejmie ws. działań podjętych przez resort sprawiedliwości po katastrofie smoleńskiej.

Klub PiS złożył wniosek, by na najbliższym posiedzeniu Sejmu minister sprawiedliwości Jarosław Gowin przedstawił informację o zachowaniu prokuratury i rządu po katastrofie smoleńskiej. Ma to związek z informacją Naczelnej Prokuratury Wojskowej, że ciało Anny Walentynowicz zostało zamienione z ciałem innej ofiary katastrofy.