Sondaże zwiastują zwycięstwo demokratów w USA . Nie wiadomo tylko, czy dostaną nagrodę główną, czy pocieszenia.
We wtorek Amerykanie udadzą się do urn, aby wybrać pełen skład Izby Reprezentantów i jedną trzecią Senatu. O ile w przypadku izby niższej sondaże są zgodne – demokraci mają szansę na większość, o tyle w przypadku izby wyższej sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Specyfika wyborów do Senatu jest taka, że jedne wybory faworyzują demokratów, a inne – republikanów. W tym roku to demokraci mają wyjątkowo pod górkę, bo z 35 mandatów, o jakie toczy się walka, aż 26 jest piastowanych przez polityków tej partii lub kandydatów niezależnych, którzy w Senacie są sprzymierzeni z demokratami (jak chociażby Bernie Sanders ze stanu Vermont). Partia spod znaku osiołka broni się aż w 26 stanach, a republikanie tylko w dziewięciu.
Przed demokratami jest więc nie lada wyzwanie. Do zdobycia większości w Senacie (51 głosów) muszą nie tylko obronić wszystkie 26 miejsc, ale jeszcze zdobyć dwa dodatkowe. A to nie będzie proste, biorąc pod uwagę, że nie wszyscy dotychczasowi demokratyczni senatorowie mają szansę na reelekcję.
Szczególnie ciężka jest sytuacja w Dakocie Północnej, gdzie o ponowny wybór ubiega się demokratka Heidi Heitkamp (pierwsza kobieta wybrana z tego stanu do Senatu). I chociaż kandydatom, którzy chcą być ponownie wybrani, jest zazwyczaj w wyborach do Kongresu łatwiej niż nowicjuszom, to sondaże nie dają Heitkamp wielkich szans i miejsce po niej prawdopodobnie przypadnie republikaninowi Kevinowi Kramerowi.
Na dzień przed wyborami sondaże nie dają spać demokratom w innych stanach, gdzie kandydaci z partii spod znaku osiołka idą łeb w łeb ze swoimi republikańskimi konkurentami: w Indianie, gdzie o reelekcję walczy Joe Donnely, oraz w Missouri, gdzie o ponowny wybór ubiega się Claire McCaskill. Niejasna jest też sytuacja na Florydzie, gdzie broni się Bill Nelson. Problemy może mieć również Jon Tester w Montanie. Aby przejąć Senat, demokraci nie mogą w tych czterech stanach przegrać.
Jeśli idzie o dodatkowe mandaty, to teoretycznie największe szanse ich zdobycia „niebiescy” mają w Arizonie i Nevadzie. W tym pierwszym demokraci mają chrapkę na miejsce zajmowane dotychczas przez republikanina Jeffa Flake’a, który odchodzi na emeryturę. W tym drugim chcą wypchnąć ze stołka Deana Hellera, który walczy o reelekcję. Te dwa miejsca są kluczowe, jeśli partia Clintonów chce myśleć o większości w izbie wyższej.
To jednak pozostawia nierozwiązaną kwestię utraconego mandatu w Dakocie Północnej. Tutaj demokraci mają niewielkie pole manewru, gdyż musieliby wygrać w jednym z „czerwonych”, czyli regularnie skłaniających się ku republikanom, stanów. Nie mają najmniejszych szans w Utah, gdzie do wielkiej polityki wraca Mitt Romney, kandydat na prezydenta w 2012 r. Sondaże nie dają im też nadziei w Mississippi, gdzie do wzięcia są dwa mandaty i prawdopodobnie obydwa przypadną republikanom.
To sprawia, że kluczowe dla demokratów stają się wyścigi w Tennessee i Teksasie. W tym pierwszym o wybór ubiega się były gubernator Phil Bredesen, który nie jest bez szans. W tym drugim „niebiescy” liczą na cud, bowiem o reelekcję walczy tutaj Ted Cruz, jeden z polityków ubiegających się w 2016 r. o republikańską nominację do wyścigu o Biały Dom – polityk niezbyt lubiany, ale powszechnie znany przez wzgląd na wyraziste poglądy, co może stanowić jego największy atut. Wypchnąć z Senatu chce go demokrata Beto O’Rourke, który mimo wszystko depcze Cruzowi po piętach. Przeciw sobie ma jednak historię: ostatni raz Teksas wysłał demokratę do Senatu w 1988 r.