Policjanci, którzy w lipcu 2017 r. zabezpieczali teren Sejmu zeznawali w czwartek przed sądem w drugim dniu procesu, który opozycyjni politycy - Katarzyna Lubnauer i Ryszard Petru - wytoczyli komendantom policji. Zarzucają im, że byli w tym czasie inwigilowani przez policyjnych wywiadowców.

Pod koniec lipca 2017 r. "Gazeta Wyborcza" napisała, że "policyjni tajniacy śledzą działaczy stowarzyszenia Obywatele RP i lidera Nowoczesnej Petru". Gazeta opierała się na nagraniach policyjnych rozmów. Pochodzą one z piątku 21 lipca, gdy Senat debatował nad ustawą o Sądzie Najwyższym, a na tyłach gmachu trwała manifestacja przeciwników zmian w sądownictwie.

W czwartek sześciu świadków przedstawiało przed sądem jaką rolę rok temu pełnili wówczas w operacji "Sejm". Uczestniczący wielokrotnie w zabezpieczaniu różnego rodzaju imprez i protestów mówili o standardowych działaniach policji w takich przypadkach. Dopytywani o konkretne zdarzenia i swój udział w nich w lipcu 2017 r. zwykle zasłaniali się niepamięcią.

Pytani w czwartek o ujawnione przez "Gazetę Wyborczą" nagrania rozmów przez krótkofalówki i proszeni o przełożenie policyjnego slangu na polecenia, jakie za nimi stały mówili, że były to albo ogólnie stosowane zasady przy ochronie tego typu protestów, albo dostosowane do okoliczności podejmowane w toku dynamicznie dziejących się wydarzeń.

Oskarżenie cytowało m.in. przeprowadzone rozmowy "Informacyjnie: pan Petru. Wiejska 13, restauracja". "- Petru opuścił teren Sejmu przez to wąskie przejście. – Dobrze, dziękuję. Ale jakby coś, to dawaj mi halo". "Petru wyszedł z restauracji (...). Pilnujemy dalej? Idzie w stronę pl. Trzech Krzyży". "Pan Petru, Nowy Świat 27. To jest chyba siedziba Nowoczesnej. Wszedł do środka. Załogę mogę puścić już pod Sejm?". Uzyskali też nazwiska funkcjonariuszy, których kryptonimy i pseudonimy przewijały się w korespondencji radiowej np. 701, 801, 802, czy Gruby.

Wszyscy świadkowie deklarowali, że podejmowane działania miały na celu ochronę uczestniczących w tych zgromadzeniach osób - zarówno publicznie znanych, jak i wszystkich, którzy na nie przybyli. Zaznaczali, że nie prowadzili działań operacyjnych i inwigilacji, tylko wywiadowcze i rozpoznawcze.

Policjanci tłumaczyli przed sądem, że rozpoznanie przed operacją, w jej trakcie, a także gdy uczestnicy rozchodzą się, jest jednym z podstawowych działań przy tego typu akcjach. W sytuacji, gdy wiadomo, że jakaś część osób może zachowywać się agresywnie, są oni dodatkowo obserwowani i monitorowani - mówili funkcjonariusze.

Od chwili ujawnienia rozmów policja deklarowała, że jej działania nie mają na celu inwigilacji ani posłów opozycji, ani organizatorów manifestacji, jakie w ostatnich dniach miały miejsce przed parlamentem RP. Zapewnia, że chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa zarówno samych manifestantów, "okolicznych przechodniów i mieszkańców Warszawy".

Politycy oceniali wówczas, że tłumaczenie tych działań zapewnieniem bezpieczeństwa jest aroganckie i nieprawdziwe. Nikt z nich nie prosił o tego typu ochronę, a polecenie wykonywania takich czynności oceniali jako łamanie kręgosłupów policjantom. Uznali te działania za „bezczelne śledzenie opozycji”. „Chodziło o to, żeby wiedzieć, co opozycja chce robić i jak działa” – przekonywała w tamtym czasie Lubnauer.

W tej sprawie ze strony opozycji do śledczych trafiło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, jednak prokuratura odrzuciła je uznając, że celem działań funkcjonariuszy było jedynie zabezpieczenie zgromadzeń.

"Analiza uzyskanej dokumentacji, w tym meldunków z prowadzonych czynności, a także nagrań nie pozwala na przyjęcie, iż działania funkcjonariuszy policji obejmowały cel inny niż zabezpieczenie zgromadzeń publicznych i ochronę osób znajdujących się w centrum zdarzeń" - oceniła odrzucając zawiadomienie.

W uzasadnieniu wskazano też, że w trakcie akcji plan działań zakładał m.in., że nieumundurowani funkcjonariusze policji podejmować będą zadania mające na celu niedopuszczenie do zakłócenia przebiegu zgromadzeń publicznych, będą prowadzili stały monitoring ciągów komunikacyjnych, miejsc zbiórek oraz środków komunikacji miejskiej przewożących uczestników zgromadzeń publicznych, a także w ramach realizowanych zadań będą na bieżąco przekazywali informacje o sytuacji w miejscu prowadzonych czynności.

Po odrzuceniu zawiadomienia przez prokuraturę Lubnauer i Petru złożyli cywilny prywatny akt oskarżenia, w których pozwanych komendantów policji reprezentuje Prokuratoria Generalna Skarbu Państwa.

Jeszcze raz sąd zbierze się i przesłucha świadków w lipcu, potem po wakacyjnej przerwie - pod koniec października.(PAP)

autor: Aleksander Główczewski