Głosowanie europosłów PO na forum Parlamentu Europejskiego ws. delegowania pracowników to wynik skrajnej niekompetencji albo efekt ich świadomego działania i złej woli - ocenił w niedzielę szef Kancelarii Premiera Michał Dworczyk.

Parlament Europejski zatwierdził we wtorek w Strasburgu niekorzystne z punktu widzenia polskich przedsiębiorców zmiany dotyczące delegowania pracowników do innych państw UE. Część polskich europosłów opozycji zagłosowała za, jednak – jak tłumaczą europarlamentarzyści PO – zrobili to przez pomyłkę, bo głosowanie było prowadzone w chaotyczny sposób. Część złożyła korekty do głosowania.

Zdaniem szefa Kancelarii Premiera są dwa uzasadnienia dla głosowania eurodeputowanych Platformy. "Albo ci +profesjonaliści+ z PO - bo zawsze słyszymy, że to grono Europejczyków, zacnych, niezwykłych profesjonalistów - nie potrafi w najbardziej istotnych z punktu widzenia państwa polskiego i naszego regionu sprawach poprawnie zagłosować, co samo w sobie jest kompromitujące, a potem naprawić tej pomyłki" - ocenił Dworczyk w programie "7x24" (Polskie Radio 24/Tv Republika).

Według Dworczyka możliwe jest również, że takie głosowanie było świadomym działaniem polityków PO. "Wielokrotnie zarówno deputowani PO, ale i politycy Nowoczesnej, występowali przeciwko Polsce de facto. Na przykład, jak się zaczęły poprawiać relacje pomiędzy Warszawą a Brukselą, poseł (Nowoczesnej Adam - przyp. PAP) Szłapka pisał, zaniepokojony, list do komisarza Timmermansa, o ile pamiętam, żeby broń Boże tych relacji nie poprawiać, bo cóż oni biedni będą robili w Polsce, jeżeli różne problemy zostaną rozwiązane na linii Komisja Europejska - rząd w Warszawie" - mówił.

"W związku z tym, być może porozumieliście się w europejskiej partii ludowej i był to jakiś handel. Ja tego nie wiem. Patrząc na wasze postępowanie z ostatnich dwóch lat, dla mnie oba te warianty, obie te możliwości są równie prawdopodobne: albo skrajna niekompetencja i zaniechanie później, czyli nieskorygowanie tego głosowania albo zła wola" - podkreślił szef Kancelarii Premiera.

Nowa dyrektywa będzie szkodliwa dla polskich firm. Ograniczy możliwość delegowania pracowników do 12 miesięcy z możliwością przedłużenia tego czasu o sześć miesięcy na podstawie "uzasadnionej notyfikacji" przedstawionej przez przedsiębiorcę władzom państwa przyjmującego.

Po tym okresie pracownik będzie objęty prawem kraju przyjmującego. Dla polskich przedsiębiorców wysyłających pracowników do krajów zachodnich będzie to oznaczało wyższe koszty. Obecne przepisy wymagają bowiem, by pracownik delegowany otrzymywał przynajmniej pensję minimalną kraju przyjmującego, ale wszystkie składki socjalne odprowadzał w państwie, które go wysyła. Zmiany przepisów w tej sprawie przewidują wypłatę wynagrodzenia na takich samych zasadach, jak w przypadku pracownika lokalnego.

Ograniczenie okresu delegowania pracowników do 12 miesięcy to nie jedyne utrudnienia dla firm zawarte w nowelizacji. Kolejne to objęcie firm delegujących pracowników układami zbiorowymi zawieranymi na każdym poziomie: regionalnym, sektorowym czy nawet na poziomie firm. Dotąd firmy wysyłające pracowników były objęte jedynie powszechnie stosowanymi układami zbiorowymi, uznanymi za oficjalne na poziomie narodowym.

Regulacje zakładają, że pracodawcy będą też musieli wypłacać wysłanym za granicę wszystkie dodatki i bonusy, jakie otrzymują lokalni pracownicy.

21 czerwca przepisy o delegowaniu mają być ostatecznie przegłosowane przez ministrów do spraw zatrudnienia na posiedzeniu Rady UE w Luksemburgu. Po zatwierdzeniu regulacje mają wejść w życie w połowie 2020 r. (PAP)

autor: Rebelińska Aleksandra