Zakończone wczoraj wybory prezydenckie w Rosji miały wyglądać autentycznie. Adminriesurs, czyli zasoby administracyjne – media, władze centralne, regionalne i komisje wyborcze – od dawna pracowały na wynik Władimira Putina
Bez gry pozorów niemożliwe jest kreowanie mitu stabilizacji i legalizmu, który może być esencją czwartej kadencji prezydenta w polityce wewnętrznej. Do pewnego stopnia temu też miało służyć przeprowadzenie wyborów na Krymie. Z jednej strony władze w Kijowie przypuściły ofensywę, która miała przypomnieć światu, że zagarnięcie półwyspu wiosną 2014 r. było zanegowaniem postzimnowojennego porządku i prawa międzynarodowego. Z drugiej strony uwzględnianie głosów z Krymu przez Kreml w czwartą rocznicę aneksji miało być dowodem, że niezależnie od wszystkiego „powrót do macierzy” jest nieodwracalny.
Władze ukraińskie w odwecie zapowiedziały blokowanie ambasad i konsulatów Rosji na swoim terenie, by uniemożliwić obywatelom tego kraju oddanie głosu w wyborach. Placówki zostały obstawione przez policję i nacjonalistycznych aktywistów, którzy nie wpuszczali na ich teren nikogo poza samymi dyplomatami. Kijów ogłosił też, że nie uznaje wyborów, skoro są one przeprowadzane również na okupowanym półwyspie.
Władimir Putin głosował w gmachu Rosyjskiej Akademii Nauk w Moskwie, choć początkowo planowano, że odda głos na nielegalnie anektowanym Krymie. Zapytany przez reporterów, jaki wynik by go satysfakcjonował, odpowiedział, że „dowolny, który umożliwi sprawowanie urzędu prezydenta” Wczoraj można było głosować w 43 721 komisjach wyborczych. Aby udowodnić, że proces jest przejrzysty, w każdej z nich zamontowano kamery, z których obraz w czasie rzeczywistym oglądali w internecie m.in. aktywiści organizacji Nasz Wybór.
To zresztą zrodziło problemy. Tuż po otwarciu komisji w okręgach kamczackim i czukockim pojawiły się nagrania z kamer, na których w urnach było widać duże ilości kart do głosowania (między innymi w Jużnosachalińsku w komisji numer 295 i czukockim Anadyrze w komisji numer 3). Centralna Komisja Wyborcza tłumaczyła, że zostały tam wrzucone przez pracowników komisji, którzy rozpoczęli głosowanie przed otwarciem lokali. W podmoskiewskich Lubiercach za podobny przypadek odsunięto od funkcji szefową komisji wyborczej i przywieziono nową urnę. W Dagestanie doszło do kilku napaści na obserwatorów. Według organizacji Głos najwięcej naruszeń zauważono w Moskwie i jej okolicach, Petersburgu oraz w Krajach Krasnodarskim i Stawropolskim.
Kandydat, który mógł realnie zepsuć obraz spokojnej elekcji – Aleksiej Nawalny – został wyeliminowany. Centralna Komisja Wyborcza odmówiła jego rejestracji, ponieważ ciąży na nim wyrok za rzekome przywłaszczenie mienia państwowego. Za to kandydatka, która nadała pozory pluralizmu i ożywiła kampanię – była dziennikarka Ksienija Sobczak, mogła działać bez większych problemów. Zasłynęła z anegdoty opowiedzianej na antenie CNN, w której przekonywała, że w Rosji „nie można sobie wybrać rodziców, płci i prezydenta”, krytyki aneksji Krymu i przeprosin za wmieszanie się Moskwy w wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych.
W wieczór wyborczy Sobczak pokłóciła się z Nawalnym na YouTubie o to, kto ma być liderem opozycji. Nawalny oskarżył ją, że oferowano jej „kupę pieniędzy” za samo wzięcie udziału w wyborach, co miało je legitymizować w oczach Zachodu.
– Przepraszam za szczerość, ale wszystkie twoje działania to wstrętna hipokryzja – mówił antykorupcyjny aktywista. Sobczak z kolei wzywała do zjednoczenia wszystkich sił „od lewej do prawej” i sugerowała, że Nawalny buduje ruch o charakterze wodzowskim.
Względną swobodę działania miał „kapitalistyczny komunista” Pawieł Grudinin, który wczoraj osiągnął drugi wynik. W 1995 r. zasłynął on z prywatyzacji gospodarstwa rolnego i przebudowania go w twór określany mianem sowchozu socjalnego. Pracownikom rzeczywiście płacono wtedy więcej niż w innych sowchozach. Praca w gospodarstwie wiązała się również z bonusami socjalnymi, co wówczas było fenomenem na skalę całego kraju. Na krótko przed wyborami państwowa agencja prasowa TASS ujawniła, że w szwajcarskich bankach Grudinin ma zgromadzony milion dolarów.
Niezależnie od barw kampanii i tego, ilu rywali miał Władimir Putin, wynik był znany jeszcze przed zamknięciem lokali. Jedynym pytaniem pozostawała frekwencja. Od tygodni obawiano się, że będzie niska, co rujnowałoby tezę o niezachwianym autorytecie prezydenta i potwierdzało tę o apatii i nudzie wśród uprawnionych do głosowania. Putin jeszcze przed otwarciem lokali w przemówieniu telewizyjnym nawoływał do wzięcia udziału w elekcji.
– Proszę was, abyście przyszli i skorzystali ze swojego prawa do wyboru przyszłości dla wielkiej Rosji, którą kochamy – apelował. Kreml od początku oczekiwał scenariusza 70:70. Pierwsza liczba to poparcie urzędującego szefa państwa, a druga – frekwencja. Ludzi zachęcano do udziału występami artystycznymi w lokalach wyborczych. Pojawiały się też doniesienia o przymuszaniu studentów i mundurowych do pójścia na wybory.

O urząd głowy państwa ubiegało się ośmiu kandydatów. Z powodu rozmiarów kraju niedziela wyborcza trwała 22 godziny. Rozpoczęły się na Kamczatce, a zakończyły w obwodzie kaliningradzkim.